Mamy tutaj do czynienia z odpryskiem toczącego się sporu o kształt Krajowej Rady Sądownictwa (KRS). Pełni ona bardzo istotną rolę – żaden sędzia w Polsce nie może być powołany bez jej wniosku (art. 179 konstytucji). Większość składu KRS muszą stanowić sędziowie (art. 187 konstytucji). Zawsze byli oni powoływani przez organy samorządu sędziowskiego, jednak od 2018 r. są powoływani przez Sejm. Ta zmiana wzbudziła obawy o upolitycznienie sądownictwa i uzależnienie go od polityków.
Zgodnie z ustawą z 2018 r., aby sędzia mógł kandydować do KRS, musi być zgłoszony przez grupę liczącą 25 sędziów lub 2 tys. obywateli. Sejm radę powołał, jednak nie ujawniono, kto konkretnie poparł zgłoszone kandydatury. Wniosek o udostępnienie list poparcia spotkał się z odmową szefa Kancelarii Sejmu. Wojewódzki Sąd Administracyjny decyzję odmowną uchylił, a wyrok ten podtrzymał 29 czerwca Naczelny Sąd Administracyjny.
I gdy wydawało się, że będzie można poznać wreszcie listy poparcia, pojawiła się decyzja prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
Kogo powinni posłuchać urzędnicy?
Tak naprawdę nie ma tutaj żadnego dylematu. Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi mówi jednoznacznie: orzeczenie prawomocne wiąże nie tylko strony i sąd, który je wydał, lecz również inne sądy i inne organy państwowe (art. 170). Każdy więc organ władzy – w tym prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych – jest zobowiązany respektować wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego i nie wolno mu wydawać decyzji, które byłyby z tym wyrokiem sprzeczne czy udaremniły jego wykonanie.
Wbrew pozorom nie mamy tutaj do czynienia z jakąś rozgrywką na szczytach władzy, nieistotną dla zwykłego obywatela. Prawo do informacji publicznej należy do praw człowieka wymienionych w konstytucji (art. 61). Nie jest to może najbardziej znane z praw człowieka, ma jednak duże znaczenie praktyczne – służy jawności i przejrzystości władzy, stanowi warunek poddania władzy publicznej rzeczywistej kontroli obywatelskiej.
Dlaczego właściwie władza nie chce ujawnić list poparcia? Niektórzy sugerują, że aktualni członkowie rady zgłosili siebie nawzajem, inni wręcz zastanawiają się, czy w ogóle jakieś listy poparcia istniały. Takie rozważania mają pewne podstawy. Do obsadzenia w Krajowej Radzie Sądownictwa było 15 miejsc, a zgłosiło się na nie tylko 18 kandydatów. Jeśli z dziesięciotysięcznej rzeszy polskich sędziów zaledwie 18 było gotowych zostać członkami Rady powołanymi przez polityków, to można zasadnie zastanawiać się, czy znalazła się odpowiednia liczba gotowa udzielić im poparcia w tych staraniach. Te wątpliwości mogłyby zostać rozwiane przez ujawnienie list. Wobec odmowy nie wiadomo jednak, czy jeden z istotnych organów państwa został powołany zgodnie z prawem.
Co można utajnić
Decyzja prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych ma charakter tymczasowy. Obowiązuje do zakończenia postępowania, w którym prezes ma ustalić, czy ujawnienie list poparcia będzie zgodne z ustawą o ochronie danych osobowych i regulacjami unijnymi (czyli z RODO). Prezes jednak nie ma prawa tego badać, bo obowiązuje go – jak każdy organ państwa – wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego. A sąd szczegółowo analizował, czy udostępnienie list poparcia nie naruszy RODO. I stwierdził, że właśnie ze względu na ochronę danych osobowych nie powinno się ujawniać numerów PESEL, natomiast pozostałe dane mogą być udostępnione, gdyż stanowią informację publiczną o osobach pełniących funkcje publiczne.
– Ci sędziowie, którzy podpisywali wnioski popierające kandydatury, działali jako sędziowie, jako osoby publiczne – stwierdził prof. Andrzej Zoll. Na stronie internetowej każdego sądu znajduje się imienny spis wszystkich pracujących w nim sędziów, przed salami rozpraw i na salach rozpraw podaje się imię i nazwisko sędziego, podobnie na wyrokach i postanowieniach sądów, publiczne są oświadczenia majątkowe sędziów. Podobnie jawne powinno być nazwisko sędziego, który poparł kandydata do Krajowej Rady Sądownictwa.
Można sobie wyobrazić, że po jakimś ważnym głosowaniu w Sejmie (np. w sprawie dopuszczalności aborcji) prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych zabroni udostępnienia informacji, w jaki sposób głosowali poszczególni posłowie – bo uzna, że musi sprawdzić, czy nie naruszy to RODO. Decyzja też będzie miała charakter tymczasowy i będzie obowiązywać np. do najbliższych wyborów. Absurdalne? Tak naprawdę nie bardziej niż sytuacja, z którą mamy obecnie do czynienia.
Nie tylko polityka
Znów przywołajmy wypowiedź prof. Andrzeja Zolla. – Stawianie się ponad tym wyrokiem jest zaprzeczaniem podstawowej zasady państwa prawa. To jest coś bardzo groźnego – mówi były prezes Trybunału Konstytucyjnego i rzecznik praw obywatelskich. Ta sprawa dotyczy funkcjonowania organu państwa, nie dotyka więc żadnego obywatela bezpośrednio. Ale przecież jeśli zastosowano taki wybieg, by nie wykonać wyroku, ktoś może wpaść na pomysł powtórzenia go w innej sytuacji, np. sąd administracyjny uchyli decyzję urzędu skarbowego i każe zwrócić nadpłacony podatek, a jakiś inny organ wyda decyzję wstrzymującą wykonanie wyroku, bo stwierdzi, że trzeba coś jeszcze sprawdzić. O tym, że przez takie działania naruszany jest w naszym państwie autorytet władzy jako takiej, nie trzeba nawet mówić.
Wskazuje się, że przez swoje działanie prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych popełnił przestępstwo z art. 231 kodeksu karnego polegające na działaniu na szkodę interesu publicznego wskutek przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Czy zatem prezesowi grozi odpowiedzialność karna? Prezes nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej bez zgody Sejmu, a wniosek do Sejmu musi złożyć prokurator generalny. Prokuratorem generalnym od 2016 r. jest minister sprawiedliwości…