Kilka dni temu brałem udział w telewizyjnej dyskusji. Rozmowa zeszła na temat konfliktu ideologicznego i gdy powiedziałem o „ideologii LGBT”, ostro zareagowali lewicowi i liberalni uczestnicy programu. – Przecież nie ma czegoś takiego jak „ideologia LGBT” – zaczęli mnie przekonywać. – Osoby LGBT chcą mieć takie same prawa jak inni obywatele, chcą zawierać związki, zakładać rodziny i nie czuć się gorsi od innych – mówili. Sęk w tym, że takie postawienie sprawy właśnie pokazuje, czym jest ta ideologia. Za pozornie niewinnym hasłem „zrównania praw” kryje się postulat bardzo głębokiej rewolucji społecznej. Ale jej zwolennicy wcale nie chcą mówić o tej rewolucji. To zresztą ciekawy paradoks, że ci, którzy pragną realizacji postulatów środowisk LGBT, najgłośniej protestują przeciwko istnieniu „ideologii LGBT”.
W tym sensie jesteśmy dziś w Polsce świadkami głębokiego konfliktu ideologicznego. Nic dziwnego, że Kościół głośno i wyraźnie mówi o tym, że postulaty środowisk LGBT są postulatami ideologicznymi, zmierzają do społecznej rewolucji, a na dodatek zupełnie rozmijają się z chrześcijańską wizją ludzkiej natury, szczególnie zaś ludzkiej płciowości. Problemem pozostaje język. Kościół uczy bowiem, że samych homoseksualistów należy traktować z delikatnością, piętnując nie ludzi, ale ich homoseksualizm. Krytykować należy więc ideologię LGBT, nie potępiając osób LGBT. I tu dochodzimy do sprawy niezwykle delikatnej.
Podczas obchodów 75. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego abp. Marek Jędraszewski wypowiedział słowa, które odbiły się niezwykle szerokim echem. Metropolita krakowski stwierdził, że po tym, jak przez Polskę przeszła czerwona zaraza, teraz nadciąga na nasz kraj tęczowa, która chce zatruć nasze serca i umysły. Czerwona zaraza to tytuł pięknego wiersza Józefa Szczepańskiego ps. „Ziutek”, który podczas powstania warszawskiego pisał o oczekującej na drugim brzegu Wisły Armii Czerwonej: „Czekamy ciebie, czerwona zarazo/ byś wybawiła nas od czarnej śmierci/ byś nam kraj przedtem rozdarwszy na ćwierci/ była zbawieniem witanym z odrazą”.
To jasne odniesienie do zbrodniczych totalitaryzmów XX wieku – nazizmu i komunizmu, które boleśnie dotknęły nasz kraj. Były one wsparte potężnym aparatem terroru, lufami pistoletów i kolbami karabinów, obozami koncentracyjnymi w III Rzeszy i gułagami na Wschodzie. Osoby LGBT nie przychodzą do Polski z czołgami, nie mordują ludzi na ulicach, nie najeżdżają naszego kraju. Owszem, oglądając wiele programów w telewizji czy filmów w kinie, czytając kolorowe magazyny, widać dość nachalną propagandę tych środowisk. Owszem, ideologia LGBT przyjmuje założenia co do natury człowieka, których nie da się pogodzić z antropologią chrześcijańską.
Tyle tylko – i tu dochodzimy do istoty problemu – że porównywanie jej do nazizmu czy bolszewizmu w oczach dużej części opinii publicznej prowadzi do zupełnego odwrócenia pojęć. Oto środowiska LGBT okazują się niewinną ofiarą języka nienawiści ze strony ludzi Kościoła. W ten sposób jedynie się je wzmacnia. Mówiąc językiem polityki – krytykując w ten sposób środowiska LGBT, jedynie się im pomaga.