Eskalacja społecznego konfliktu wokół postulatów środowisk LGBT prowadzi do tego, że po stronie identyfikującej się z tradycją i religią pojawiają się niepokojące czy też wręcz zupełnie nieakceptowalne zjawiska. Bo trudno jest zaakceptować przemoc na ulicach Białegostoku, z którą mieliśmy do czynienia w poprzedni weekend. Przemoc jest zła, bo wynika z nienawiści i sama rodzi nienawiść. Na nienawiści zaś nie da się niczego zbudować. Bicie drugiego człowieka, oznacza odebranie mu przyrodzonej ludzkiej godności. Nawet jeśli krytycznie oceniam jego postępowanie, nawet jeśli odrzucam jego postulaty, muszę szanować w bliźnim człowieka. A tego nie da się pogodzić z fizyczną przemocą.
I tak jak w przypadku przemocy sprawa jest jednoznaczna, to jednak w wielu inicjatywach, które pojawiają się po prawej stronie, pojawia się sporo niejednoznaczności. Na przykład pomysł rozdawania naklejek „Strefa wolna od LGBT” wydaje mi się niebezpieczny. Skrót „LGBT” oznacza bowiem nic więcej jak lesbijka, gej, osoba bi- i transpłciowa. LGBT to nie nazwa ideologii, ruchu społecznego czy postulatów. To skrót oznaczający ludzi nieheteroseksualnych. Postulat budowy stref wolnych od LGBT jest więc w istocie postulatem stworzenie enklaw, do których prawa wstępu nie mają te osoby. A to już budzi mój poważny opór.
Po pierwsze, podstawą chrześcijaństwa jest umiejętność odróżnienia grzechu i grzesznika. Nauczanie Kościoła uważa akty homoseksualne za głęboko nieetyczne, sprzeczne z prawem naturalnym, z prawdą o płciowości człowieka. Dlatego też Kościół konsekwentnie sprzeciwia się pomysłom, by miłość homoseksualną zrównywać z miłością małżeńską i tworzyć np. formy prawne umożliwiające małżeństwa osób tej samej płci. Ale równocześnie Katechizm mówi o tym, że homoseksualistom należy się szacunek, że większość z nich nie miała wpływu na to, że są homoseksualistami i ich kondycja jest dla wielu z nich źródłem cierpienia. Dlatego też nie wolno tych osób dyskryminować. I o tym ostatnim chyba zbyt często zapominają coraz to bardziej krewcy bojownicy o tradycję i religię.
Najkrócej rzecz ujmując, katolicy mają prawo sprzeciwiać się ideologii LGBT, ale powinni szanować ludzi. Jakiekolwiek akcje, które prowadzą do wykluczania, szykanowania lub prześladowania osób homoseksualnych są nieetyczne. Natomiast czym innym jest sprzeciw wobec politycznych postulatów wysuwanych przez środowiska LGBT. Krytyka ideologii, głoszonej przez te środowiska, krytyka ich postulatów – jeśli odbywa się bez niepotrzebnej agresji czy nienawiści – nie jest niczym nagannym.
Sęk w tym, że w dyskusjach na te tematy emocje bardzo szybko biorą górę. I niestety często po stronie, która odwołuje się do nauczania Kościoła, pojawia się intensywna wrogość, agresja czy wręcz nienawiść. Boję się, że akcje typu „Strefa wolna od LGBT” – pomijając już fakt, że przywodzą fatalne skojarzenia ze strefami tylko dla określonych ras – mogą się przyczynić do wzrostu negatywnych emocji i dla wielu osób, staną się zachętą do przemocy. Obym się mylił.