Logo Przewdonik Katolicki

Łąka w mieście

Natalia Budzyńska

Niby nic ważnego, ale trzeba przyznać, że byłaby to rewolucja. Co mam na myśli? Koszenie miejskich trawników, a raczej ich niekoszenie. Bo czy letni odgłos kosiarki dobiegający przez otwarte okna nie jest jedną ze stałych życiowych?

Ja na przykład słyszę go od urodzenia kilka razy w ciągu letnich miesięcy, ponieważ mieszkam na osiedlu i pod wszystkimi oknami mam trawniki. A muszę nadmienić, że odgłosu tego nienawidzę, szczególnie że jako przedstawicielka wolnego zawodu pracuję długo w noc, przez co śpię do dziewiątej rano, a kosiarki zaczynają pracę od ósmej. Wydawałoby się, że jestem na niego skazana na zawsze, no chyba że kiedyś spełnią się moje marzenia: będę miała domek z ogródkiem i trawę, której wcale nie będę kosić. Ale trzeba kosić – mówi moja mama, bo jak nie, to ona będzie brzydka i coraz brzydsza, a przecież wszyscy wiedzą, że ładny trawnik ma być soczysto zielony, bez jednej koniczynki, równiutki niczym dywan. Wygląda na to, że z trawnikiem jest trochę tak jak z jajkiem, które kiedyś miało się przysłużyć zawałowi serca, a teraz już nie. Bo tego lata dokonał się przewrót: wszyscy mówią o tym, żeby trawników właśnie nie kosić. Że nieładne są trawniki bezbłędne, że one mają mieć koniczynę i nie tylko. Niech powstają w miastach łąki kwietne!

Bardzo mi to odpowiada. Tak bardzo, że dostałam nasiona łąki kwietnej i wysiałam w korytku na balkonie. Niestety moja łąka nawet nie zdążyła zakwitnąć, bo wystarczyło, żebym jej przez jeden dzień (no może dwa) nie podlała – i uschła. Niestety trawnik pod moim balkonem też usechł całkowicie. A to dlatego, że koszono go nawet podczas czerwcowych upałów, najkrócej jak tylko się da, chociaż ledwo był widoczny. Teraz mamy żółte klepisko, zresztą jak w całym mieście. O Poznaniu jeszcze nie słyszałam, ale o innych miastach coraz częściej – trawnikom mówi się: do widzenia, a raczej: żegnamy. Na ich miejscu wysiewane są łąki, które przepięknie kwitną wszystkimi kolorami, których się nie kosi, w gąszczu których żyją owady, a nawet jeże. Łąki kwietne powstają w centrach dużych miast, tam gdzie dotąd rosła tylko zielona trawa, i cieszą oczy. W Krakowie taka łąka ma cztery kilometry długości i miliony różnobarwnych kwiatów. Trochę mniejsze są w Gdańsku i Warszawie. Jest nie dość że ekologicznie, to jeszcze pięknie. Wyobraźmy sobie: wszystkie skwery w kwiatach, łąkowych kwiatach! Więc tam, gdzie łąk jeszcze nie ma, proponuję się skrzyknąć i napisać petycję do zarządu zieleni miejskiej. Trzeba korzystać z tej chwili, kiedy coraz więcej się o łąkach mówi, bo zaraz nadejdzie zima i temat ulegnie zapomnieniu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki