Tym wstrząsającym wydarzeniom nie wolno dać się przedawnić. Nie chodzi mi o wymiar prawny: morderca chłopca popełnił samobójstwo, zabójca 10-latki czeka na proces. Chodzi mi o to, co my „zrobimy” z tymi zbrodniami, jakie spróbujemy wyciągnąć wnioski. Tym bardziej że obydwa przypadki mają aż nadto czytelny i przerażający wspólny mianownik: dla morderców te dzieci nie były osobami, ludźmi, istotami godnymi życia i szacunku. Ich życie się nie liczyło. A przynajmniej nie aż tak bardzo, jak przemożna chęć jak najboleśniejszego „odegrania” się na partnerkach, ugodzenia ich najboleśniej jak to tylko możliwe. Dzieci były jedynie zakładnikami: Dawid zginął jako ofiara małżeńskich nieporozumień, a Kristina – z zemsty i zazdrości, bo jej matka nie odwzajemniała uczuć zakochanego krewnego.
Dawid i Kristina doświadczyli czegoś niewyobrażalnego: okrutnej śmierci, w dodatku zadanej z rąk najbliższych. Czy były świadome tego, co się wydarzy? Czy zanim dzieci doświadczyły cierpień fizycznych (jak długich?), w ostatnich chwilach życia przeżyły też tortury psychiczne, związane ze świadomością rychłej śmierci? Nie znamy odpowiedzi i zapewne nigdy się tego nie dowiemy. Pozostaje nam kojenie myśli pocieszającym domniemaniem, że ich kaźń nie trwała jednak długo.
To, co im uczyniono powinno natomiast wzbudzić poważną, ogólnospołeczną refleksję na temat cierpień współczesnych dzieci: ofiar nieporozumień, nienawiści czy wszelkich patologii toczących współczesne związki. Nie zawsze oczywiście kończy się to tak tragicznie, ale dla każdego, kto nawet pobieżnie przegląda doniesienia mediów staje się oczywiste, że liczba dzieci, które stają się ofiarami różnych nieporozumień – małżeńskich, partnerskich czy konkubenckich – jest zatrważająca.
Nie jestem socjologiem ani psychologiem dziecięcym, ale nawet na podstawie tego, co pokazują media, ośmieliłbym się zaryzykować twierdzenie, że znieczulica wobec dzieci przybiera coraz poważniejsze rozmiary i staje się symptomem naszych czasów. Tu i teraz, w dzisiejszej Polsce (choć pewnie nie jesteśmy wyjątkiem). Z czego to wynika? Najkrócej mówiąc z egoizmu. A więc z nieuwzględniania ich perspektywy, braku wczucia się w ich sposób myślenia, odczuwania, w niechęci do poznania świata ich potrzeb, oczekiwań i marzeń. Bicie i przemoc, fizyczna czy psychiczna, są chlebem powszednim dla tysięcy dzieci w różnych, patologicznych związkach. To one są pierwszymi ofiarami konfliktów ich dorosłych rodziców czy opiekunów, to one cierpią najbardziej, gdy rodzice się rozwodzą (a liczba rozwodów w Polsce wciąż rośnie).
Myślę, że rozumne społeczeństwo stać na debatę o bezgłośnym choć krzyczącym, dramacie najmłodszych. Dawid i Kristina zapłacili cenę najwyższą. Ale cicha apokalipsa wielu innych dzieci toczy się każdego dnia, gdzieś blisko nas.