Kiedy 1946 r. ukazuje się książka Mitologia i realizm Jana Kotta, w środowisku literatów i akademików dochodzi do niemałego poruszenia. W obronie ostro skrytykowanego przez Kotta Josepha Conrada stają m.in. Maria Dąbrowska, Antoni Gołubiew, Hanna Malewska i Gustaw Herling-Grudziński. Dyskusja prowadzona jest na łamach czasopism w kraju i za granicą, a jej echa – często nierozpoznane – można słyszeć do dziś. Spór o twórczość Conrada wychodzi bowiem daleko poza akademicką polemikę znawców literatury. Jest w istocie sporem o wartości najwyższe: honor, lojalność, obowiązek i wolność jednostki. To próba odpowiedzi na pytanie, czy są takie wartości, dla których zachowania można poświęcić własne życie. A nawet życie całego miasta.
W jądrze ciemności
Jurek ma na nogach długie kawaleryjskie oficerki. To czysta prowokacja, wyjątkowo lekkomyślna, zważywszy na fakt, że Jerzy działa w konspiracji. Do swojego dawnego kolegi z klasy, Jana Józefa Szczepańskiego, przyjeżdża ze stolicy. Była wsypa. Mieszkanie Jerzego jest „spalone”, więc ten musi jakiś czas przeczekać gdzieś poza zasięgiem oczu Gestapo. Szczepański udziela mu gościny. Jerzy spędza czas, chodząc od kąta do kąta, paląc papierosy, opowiadając o akcjach i dziewczynach. Co jakiś czas dla zabicia czasu kartkuje którąś z książek znajdujących się w domu przyszłego pisarza. Pewnego dnia, gdy Szczepański wraca do domu, zastaje jednak Jurka głęboko pogrążonego w lekturze. Po okładce od razu rozpoznaje – to Lord Jim Josepha Conrada. Jerzy kończy powieść w jedną noc. Nazajutrz oświadcza, że wraca do Warszawy.
Jest głuchy na logikę kontrargumentów kolegi. „Nagle spojrzał mi w oczy z determinacją – opisuje Szczepański na stronach eseju Przed nieznanym trybunałem – „«Nie, nie zrobię tego samego głupstwa!» I nim zdążyłem zapytać, co ma na myśli, dodał szybko: «Jim też przedwcześnie uległ panice». Zrozumiałem wreszcie. Możliwe, że odczułem ulgę. Walka z literacką fikcją wydaje się łatwiejsza niż z obsesją wynikłą z jakiś osobistych urazów. Myliłem się jednak. Bo dla niego to już nie była fikcja. W losie Jima wyczytał alegorię własnego losu. Wyczytał ostrzeżenie”.
„Bądź wierny Idź”
Nie on jeden. W czasie okupacji twórczość Conrada, autora do tej pory cenionego, ale znajdującego się jednak nieco na marginesie literatury, zyskuje niespodziewaną popularność. „Pamiętam, zaraz po zajęciu Warszawy przez Niemców, zaszedłszy do Biblioteki Polskiej, zobaczyłem ogromne sterty tomów – wszystkie powieści Conrada. Ale już na parę miesięcy przed powstaniem rzadkością była książka Conrada. Sama Biblioteka Polska (wydawca!) poszukiwała niektórych tomów” – wspomina Jan Dobraczyński, publicysta i powstaniec warszawski w tekście Wina i morze. Polacy dostrzegają w postaciach wykreowanych przez Conrada własne oblicze. Podobnie jak oni, są postawieni w sytuacjach granicznych, momentach próby, gdy muszą wybierać pomiędzy dwoma wykluczającymi się dobrami. Stają w prawdzie przed sobą samym – jak światły gentelman Kurtz przemieniający się w okrutnego tyrana, gdy trafia do miejsca, gdzie żadne prawo nie stanowi nad nim kontroli, i młody, marzący o heroicznych czynach marynarz Jim, który w momencie próby ucieka z tonącego okrętu.
Przesłanie moralne Conrada jest zarazem proste i trudne, idealne na czas wojny, gdy potrzeba klarownych granic, a brakuje oparcia czy to w religii, czy w świeckiej ideologii. Świat jest przepełniony grozą, a człowiek wystawiony na zwodnicze zepsucie innych ludzi, zarazę złego przykładu, podszepty idei. Najważniejsze jest, żeby u kresu wydobyć się z tego „jakoś przyzwoicie”. Ocalić ludzką godność i „tajne bliźnie więzi”, które nakazują wierność wobec innych ludzi i obowiązków nawet za cenę życia. „Bądź wierny Idź” – to słowa z Przesłania Pana Cogito Herberta. Choć nie czeka cię za to żadna nagroda prócz „chłosty śmiechu” i „zabójstwa na śmietniku”.
Całopalenie
„Pesymistyczne heroizm? Nie! Heroizm głupoty. Heroizm osła ciągnącego wóz po podminowanym moście” – stwierdza Jan Kott. To heroizm niewolników, którzy choć nienawidzą swoich panów, będą im posłuszni, bo tak trzeba. Nie prowadzi do niczego ani nie ma żadnego usprawiedliwienia, poza chęcią pokazania swojego hartu ducha. Ślepo zapatrzony w puste hasła wolności i honoru przyjmuje bez zastrzeżeń ofiarę z życia choćby niepotrzebną. Zarzuty Kotta dotyczą postaw bohaterów Conrada, ale czytelnicy łatwo dostrzegają, że nie chodzi jedynie o fikcję literacką. Za pośrednictwem literatury osądowi zostaje poddane całe środowisko Polski Podziemnej oraz legenda powstania warszawskiego. „[…] byliśmy świadkami, jak w imię wolności i honoru doprowadzono do całopalenia Warszawy” – pisze z przekąsem Kott w jednym z ostatnich akapitów swojego tekstu. Dla Marii Dąbrowskiej to już za wiele. Autorka bezkompromisowo broni powstańców, zwracając uwagę na to, że motywacje, które nimi kierowały, były bardziej złożone niż ślepe posłuszeństwo rozkazom. Pisarze i krytycy literaccy, którzy decydują wejść z Kottem w polemikę, podejmują ryzyko. Obrona Conrada jest bowiem równoznaczna z obroną Armii Krajowej, a patrząc szerzej, całej formacji niepodległościowej. Przeciwnikiem zaś nie jest jedynie popularny krytyk literacki, lecz nowa komunistyczna władza.
Konformizm i reakcja
W 1946 r. Jan Kott jest marksistą, „pierwszym referentem kultury socjalistycznej”, jak nazywa go Jan Gerard, jeden z adwersarzy. Tekst Kotta ma ważny cel propagandowy. Kiedy po wojnie władza komunistyczna tworzy zręby państwa pod egidą Związku Radzieckiego, potrzebuje od Polaków przede wszystkim jednego – bierności. Wierność czemukolwiek, nawet najbardziej abstrakcyjnym pojęciom etosu rycerskiego, jest z zasady niepożądana. Właśnie taką moralność „pełnego i konsekwentnego konformizmu”, korzystając ze słów Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, wskazuje Kott jako pozytywną alternatywę dla postawy conradycznej. Niepokój wśród intelektualistów wzbudzają także uproszczenia oraz manipulacje na tekście, będące przedsmakiem socjalistycznego czytania literatury, już wkrótce jedynego, który będzie obowiązywać. Gniew pobrzmiewa w słowach Marii Dąbrowskiej, gdy ta pisze: „Można twierdzić, że moralność Conrada jest pełna zasadzek i niebezpieczeństw, zresztą jak każda moralność. Ale nie można sobie ułatwiać zadania stwierdzeniem, że jeden z największych moralistów wśród pisarzy głosi moralność niewolników. Rozumować w ten sposób jest tak samo, co mówić, że kto ma zastrzeżenia wobec dzisiejszej polskiej rzeczywistości, ten jest z reguły reakcjonistą, przeciwnikiem wolności i demokracji, chociaż powszechnie wiadomo, że źródła tych zastrzeżeń są u różnych ludzi i u różnych grup całkiem różne”. Nie tylko gniew, ale i groza, jeśli uświadomimy sobie, że w czasie, gdy Dąbrowska pisze swoją odpowiedź, trwają prześladowania uczestników Polskiego Podziemia i już niedługo zaczną się aresztowania członków AK ujawnionych w ramach amnestii z 1947 r.
Przerdzewiała śluza
Wkrótce 75. rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Znów powrócą pytania o sens i cel powstania i o to, czy jego inicjatorzy powinni stanąć przed sądem, czy na spiżowych piedestałach. Będziemy zastanawiać się, czy więcej heroizmu wymaga umrzeć dla sprawy, czy żyć mimo klęski z nadzieją na ciche zwycięstwo po latach. Ktoś zapyta o cenę wolności, ktoś inny wspomni o przekleństwie romantycznego dziedzictwa, a ktoś powie: nie nam to osądzać. Spór o Conrada – choć nazwisko tego autora zapewne nie padnie – znowu odżyje.
Główny bohater Lorda Jima musi wybierać – zostać z nieświadomymi awarii statku śpiącymi pielgrzymami i zginąć, czy wyskoczyć z parowca i ocalić życie. Już za chwilę przerdzewiała śluza ustąpi pod naporem wody i żarłoczne morze wedrze się na pokład. Pasażerów nie da się uratować, gdyż szalup jest zbyt mało. Ani kapitan statku, ani sam Jim nie mają wątpliwości, że statek czeka zagłada. Ocalić może ich tylko cud. W jaki sposób postąpić? Wyskoczyć czy zostać? Którą drogę wybierzesz?