Teodor Józef Konrad Korzeniowski, polski szlachcic, stał się znanym na całym świecie brytyjskim pisarzem. Na jego książkach, wydawanych pod nazwiskiem Joseph Conrad, wychowało się pokolenie Kolumbów. Dziś większość młodzieży kojarzy go zaledwie z filmem „Czas Apokalipsy”, luźno opartym na jednym z jego dzieł. W tym roku mija 150. rocznica urodzin pisarza.
Całe życie Conrada było pełne sprzeczności: syn męczenników za Polskę nigdzie nie był u siebie. Szukając swojego miejsca, przeżył życie w podróżach i w końcu osiadł w Wielkiej Brytanii, gdzie i tak był uznawany za obcego. Pisał po angielsku, ale Anglicy zawsze wychwytywali i wypominali mu jego dziwny akcent. Polacy natomiast wytykali mu, że nie pisał w języku ojczystym. Cenił ludzką solidarność i narodową wspólnotę, a jednocześnie był samotnikiem i nie chciał, ani nie potrafił, zaangażować się w żadną wspólnotę społeczną. Był oryginałem, ale na opinii innych zależało mu do tego stopnia, że często naginał prawdę o sobie do ich oczekiwań. Jest autorem wielu poczytnych powieści, jednak każda z nich była okupiona miesiącami ciężkiej pracy i niewiary w swój talent.
Korzenie
Lata dzieciństwa Konrada Korzeniowskiego przypadły na czas żałoby po niepodległej Polsce. Z okazji chrztu świętego ojciec Konrada – Apollo Korzeniowski, działacz niepodległościowy, poeta i pisarz, podarował synowi wiersz – kołysankę nie o miłości rodzicielskiej i pięknym świecie, ale o cierpiącej Polsce i patriotycznych obowiązkach rodziny. Matka nie wyobrażała sobie, że może paradować po ulicach w kolorowych sukniach i nawet kilkuletniego Konrada ubierała w czarny strój, gdy szli do kościoła na Mszę. Czynnie pomagała swojemu mężowi w działalności politycznej, za którą go aresztowano i pół roku przesiedział w X pawilonie warszawskiej Cytadeli, a potem razem z rodziną zesłano w głąb Rosji. Z tamtych czasów mały Konrad zapamiętał zimno i głód, a potem chorobę i śmierć matki. Nie miał żadnych przyjaciół rówieśników, całe dnie spędzał z ojcem, który podsuwał mu lektury. Ta samotność właściwie nigdy się nie skończyła. Jak wielu nastolatków marzył, aby zostać marynarzem.
Morza, tropiki i pisarz
Miał 17 lat, gdy wyjechał z Krakowa do Marsylii, by dostać się na statki francuskie, z których wkrótce przesiadł się na angielskie. Jego życie jako zawodowego marynarza trwało niemal dwadzieścia lat. W ciągu tego czasu zdał – nie bez trudności i poprawek – egzaminy na stopień oficera i w końcu kapitana. Otrzymał też upragnione obywatelstwo brytyjskie – nie chciał być poddanym rosyjskim. W swoich powieściach, opartych w dużej mierze na wątkach autobiograficznych, idealizował życie marynarzy. Codzienność wyglądała inaczej: ciągłe niebezpieczeństwo śmierci, pijane i rozwydrzone towarzystwo słabo opłacanych marynarzy rekrutujących się z nizin społecznych potęgowały jego samotność. Prawdziwy koszmar przeżył, przyjmując misję handlową w Górnym Kongo, patrząc po raz kolejny na upadek białego człowieka i jego „misję cywilizacyjną”. Rok 1894 to moment ostatecznego zerwania z żeglugą. Conrad nie znosił, gdy nazywano go „pisarzem morskim i tropikalnym”, ale to właśnie morze i tropiki uczynił głównym tłem opowiadanych wydarzeń. Sam nie potrafił powiedzieć, dlaczego zajął się pisaniem. Pierwszą książkę wydał po zakończeniu kariery morskiej w 1895 roku. Było to „Szaleństwo Almayera”, nad którym pracował sześć lat. Może się wydawać dziwne, że pisał po angielsku, w języku, którego nauczył się nie tylko od marynarzy, ale przecież także od Szekspira. Wypominali mu to Polacy, przypominając rodziców patriotów, a także to, że nie podpisywał się nazwiskiem Korzeniowski, posługując się pseudonimem Joseph Conrad. Pisarz wówczas albo się niecierpliwił, albo wymyślał wydumane powody, by się usprawiedliwić. Ale czy potrzebował takiego usprawiedliwienia? Nie chcąc być poddanym cara, przyjął obywatelstwo brytyjskie, pracował w tym kraju kilkanaście lat, posługując się na co dzień językiem angielskim. Cóż dziwnego w tym, że mieszkając w Londynie i chcąc tam pracować pisał powieści w języku tego kraju? Gdy napisał pierwszą powieść, miał 37 lat, wkrótce potem ożenił się z prostą dziewczyną, idealną gospodynią domową, która choć nie rozumiała go jako artysty, to otaczała pisarza troską.
Ślady polskości
Dzisiaj Conrad jest obok Fryderyka Chopina najbardziej na świecie znanym twórcą związanym w Polską. „Jądro ciemności” (znane z rewelacyjnej adaptacji filmowej w reż. Nicholasa Roega, z Timem Rothem i Johnem Malkovichem w rolach głównych, czy z „Czasu Apokalipsy” Coppoli), „Lord Jim” czy „Nostromo” to uznane arcydzieła. „Jak w tragicznym, szarpanym sprzecznościami świecie ocalać ludzką godność? Szukając odpowiedzi, nawiązywał Conrad w swoich powieściach do tradycji etosu rycerskiego. «Lord Jim», najbardziej chyba polska z ducha powieść Conrada, mówi o honorze utraconym i odzyskanym. Jej tytułowy bohater przebywa ten sam szlak moralny, co przed nim Jacek Soplica czy Andrzej Kmicic. A przekonanie o potrzebie wierności sprawom nawet zda się beznadziejnym uczyniło Conrada kultowym pisarzem pokolenia akowskiego II wojny światowej” – mówi prof. Zdzisław Najder, prezes Towarzystwa Conradowskiego i autor dwutomowej biografii pisarza. Nie chciał być sprowadzany do roli „pisarza morskiego”, bo obchodziła go ważniejsza problematyka, dla której morze i ląd były tłem: odpowiedzialność, obowiązek, wina, sprawiedliwość, wolność, honor, solidarność, anarchia, ład. „To, w co wierzę najsilniej – to odpowiedzialność za postępowanie” – mówił. W pierwszym wywiadzie udzielonym polskiej prasie w 1914 roku zaznaczał: „Angielscy krytycy – wszak istotnie jestem pisarzem angielskim – mówiąc o mnie, zawsze dodają, że jest we mnie coś niezrozumiałego, niepojętego, nieuchwytnego. Wy jedni to nieuchwytne uchwycić możecie, niepojęte pojąć. To jest polskość. Polskość, którą wziąłem do dzieł swoich przez Mickiewicza i Słowackiego”.
Zmarł 3 sierpnia 1924 roku. W pogrzebie brało udział zaledwie kilkadziesiąt osób. Na nagrobku żona kazała wyryć: Joseph Teador Conrad Korzeniowski. Nawet nie znała dokładnego brzmienia jego imion.
Warszawa, Muzeum Literatury
im. Adama Mickiewicza,
wystawa czynna
do 15 sierpnia
„Joseph Conrad. Między lądem a morzem”
„Iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem – i tak zawsze – usque ad finem…”
„Lord Jim”
W Muzeum Literatury w Warszawie trwa ciekawa wystawa, której tytuł wzięto ze zbioru opowiadań Conrada – „polskiego szlachcica” i „brytyjskiego pisarza i żeglarza”. Przewodnikiem po wystawie jest sam Conrad, poprzez swoje słowa, znane z jego utworów i listów. Ekspozycja, której zadaniem nie jest opisywanie wyborów życiowych pisarza ani miejsc, w których każe żyć swoim bohaterom, otwiera przestrzeń dla marzeń, uczuć, wyborów moralnych, wspomnień i sztuki. Wystawa podzielona jest na cztery części, bogato ilustrowane wielkoformatowymi fotografiami i cytatami. Jest to spotkanie z Konradem Korzeniowskim, wspominającym dramatyczne przeżycia z dzieciństwa, oraz z jego poglądami na społeczeństwo i politykę, historia lat żeglarskiego życia Conrada, obraz świata opowiedziany przez pisarza ustami jednego z bohaterów najsłynniejszych książek. Jest to świat wyborów, przed którymi staje każdy z nas, i konsekwencji podjętych czynów. Komisarzami wystawy są Katarzyna Jakimiak i Elżbieta Szymańska, korzystające z pomocy naukowej prof. Zdzisława Najdera.