Był przekonany, że muzyka daje ogrom możliwości. Granice kreatywności zniosła uznawana przez niego konieczność eksperymentowania. Uważał, że można, trzeba i ciągle warto to robić. „Jeśli słyszymy od kogoś, że «wszystko już napisano», to znaczy, że rozmówca jest durniem, który nie ma pojęcia o potencjale muzyki. To najpiękniejsza ze sztuk” – powiedział kiedyś.
On, czyli Bogusław Schaeffer. Muzykolog, teoretyk muzyki i krytyk muzyczny, grafik i pedagog. Przede wszystkim jednak kompozytor i dramaturg. Ojciec nowej muzyki w Polsce. Pionier wielu awangardowych innowacji, wśród których jednym tchem wymienia się teatr instrumentalny, muzykę elektroniczną, konkretną, muzykę graficzną i aleatoryczną. Jego teatralna działalność opierała się zaś na zasadzie nieznanej autorom dramatów – znajdował koncepcje muzyczne i to właśnie nimi starał się wzbogacić teatr, którego nie bał się nazywać mianem „skostniałego”. Wizjoner. Twórca totalny.
Teoretyk i praktyk
Urodził się 6 czerwca 1929 r. we Lwowie. Siedemnaście lat później w Opolu rozpoczął naukę w liceum o profilu matematyczno-fizycznym. W tym samym czasie zaczął zgłębiać pierwsze tajniki teorii muzyki, gry na skrzypcach i fortepianie oraz poznawać teatr. Komponując pierwsze utwory, kładł fundament pod swoją przyszłą twórczość. To one zapewniły mu wstęp do klasy kompozycji prof. Artura Malawskiego (który wykształcił również m.in. Pendereckiego i Semkowa) w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie. Niedługo później pod kierunkiem prof. Zdzisława Jachimeckiego zaczął studiować muzykologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, na który powrócił później już jako wykładowca. Dyplom magistra pomogła mu uzyskać obszerna praca o Witoldzie Lutosławskim, którą obronił w 1953 r. Swoją edukację uzupełniał również u Luigiego Nono – włoskiego awangardowego kompozytora, znanego z radykalnego podejścia do muzyki; znaczna część jego utworów miała charakter innowacyjny i wręcz rewolucyjny. Schaeffer pracował krótko w Polskim Radiu oraz Polskim Wydawnictwie Muzycznym. Nauczał na uniwersytecie w Salzburgu, holenderskim Middelburgu i Yorku, od lat 60. wykładał również kompozycję na krakowskiej Akademii Muzycznej. Był członkiem „Grupy Krakowskiej” – artystycznego ugrupowania skupiającego reprezentantów awangardy muzycznej i plastycznej. Nie sposób nie wspomnieć również Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, z którym podjął współpracę w 1965 r. i które odegrało w jego życiu ogromnie ważną rolę. Organizował i brał udział w wielu koncertach nowej muzyki. Stworzył szereg prac naukowych i popularyzatorskich, po które po dziś dzień sięgają studenci wszystkich ukończonych przez niego kierunków.
Scena muzyczna
„Od kilkunastu lat moim celem jest tworzenie za pomocą nowych i najnowszych środków estetycznie doniosłej muzyki. W teatrze (…) staram się o przenoszenie moich doświadczeń kompozytorskich na teren sceniczny, lubię też eksperymentować” – tak opisał siebie w książce programowej 42. edycji Warszawskiej Jesieni, największego w Polsce i jednego z ważniejszych na świecie międzynarodowego festiwalu muzyki współczesnej. Nie lada wyzwanie stanie przed tym, kto zdecyduje się ująć twórczość Schaeffera w ramy wybranej stylistyki! W swoich kompozycjach był on bowiem zbyt bezkompromisowy (z drugiej strony, czy można być bezkompromisowym za mało?), za bardzo unosił się ponad granicami, które – powtórzę – znosił koniecznością ciągłego eksperymentowania. Każde jego dzieło stanowiło odrębną opowieść, niezależne niemal rozważanie na dany temat kompozytorski. Zagadnienia, które poruszał, również nie dawały się łatwo sklasyfikować – wystarczy wspomnieć chociażby te związane z walorami kolorystyczno-brzmieniowymi, nowymi typami ekspresji czy techniką instrumentalną. Był także przedstawicielem „trzeciego nurtu” – gatunku powstałego w drugiej połowie lat 50., będącego syntezą muzyki poważnej i jazzu.
Scena teatralna
Schaeffer w ciągu ostatnich trzech dekad swojego życia napisał ponad 40 sztuk teatralnych, które zostały przetłumaczone na 17 języków. Cokolwiek pisał z myślą o teatrze, nawiązywało to do muzyki. Zadebiutował sztuką Webern, poświęconą genialnemu austriackiemu kompozytorowi. Wśród jego najczęściej wystawianych (a więc i najbardziej znanych) dramatów znajduje się napisany specjalnie dla wybitnego aktora, Jana Peszka Scenariusz dla nie istniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego (poznańska publiczność będzie mogła zobaczyć ten monodram w sierpniu w ramach festiwalu Teatr na Wolnym), Kwartet dla czterech aktorów z 1966 r. oraz Próby z roku 1989. Schaeffera fascynował fenomen aktorstwa. Zgłębiał związki między słowem dramatopisarza a kreacją aktora, zarówno jako bohatera, jak i niego samego. Interesowały go również środki aktorskie, za pomocą których aktor tworzy postać w jego „teatrze instrumentalnym”. Tworzący teatr kompozytor, oprócz elementów czysto muzycznych, uwzględnia w partyturze również elementy pozamuzyczne, takie jak ruchy i gesty instrumentalistów, scenografię, światło. Moment ich wykonania może być albo ściśle zaplanowany, albo pozostawiony do swobodnej improwizacji. Aktor instrumentalny natomiast to taki, który – cytując za muzykologiem Bolesławem Błaszczykiem – traktuje swoją obecność na scenie abstrakcyjnie, jest jakby dźwiękiem w partyturze. I po dłuższej chwili zastanowienia to właśnie w tej definicji najpełniej objawia mi się Schaeffer jako artysta. Operujący wieloma gatunkami w jednym czasie, łączący nienadające się do połączenia i rozdzielający to, co wydawało się jednością. Nieograniczony niczym, nawet (zwłaszcza?) swoją wyobraźnią. Twórczy i wolny. Nieistniejący, ale możliwy.
Bogusław Schaeffer zostawił po sobie ponad pół tysiąca (sic!) utworów skomponowanych w 23 różnych gatunkach. Wiele z tych kompozycji wciąż czeka na swojego wykonawcę. Jego spuścizna teatralna, choć skromniejsza (jedyne 44 spektakle) również zasługuje na miano imponującej. „Osobiście uważam, że sztuka jest dla tych, którzy nie mogą się bez niej obejść” – mówi ustami Peszka. On nie mógł. I chwała mu za to.