Łucja jest wegetarianką, choć w przyszłości chciałaby zostać weganką. W miejscowości, w której mieszka, dużą wagę przywiązuje się do segregacji śmieci. Sama musi pilnować młodszego rodzeństwa, by wrzucało odpady do właściwego pojemnika. Stara się ograniczać zużycie plastiku – w tym celu korzysta z wielorazowej butelki na wodę. Nie ma też oporu, by w piekarni wziąć bułkę do ręki. Gdy musi coś wydrukować, stara się korzystać z papieru, który jest już z jednej strony zadrukowany. Porusza się za pomocą komunikacji miejskiej, do której chce przekonać też swojego tatę. Nie ma zamiaru biernie przyglądać się nadciągającej katastrofie klimatycznej. Od kilku miesięcy bierze udział w Młodzieżowym Strajku Klimatycznym (MSK) dlatego, że czuje potrzebę działania. – Kiedy nie zwracamy uwagi na pojawiające się zmiany klimatyczne, tak naprawdę zaniedbujemy naszą przyszłość – mówi.
Młodzież na ulice
Takich osób jak Łucja jest więcej. Wielu z nich zaangażowało się w działania MSK, który znany jest przede wszystkim z comiesięcznych protestów na ulicach polskich miast. To oddolny ruch, który zaangażował tysiące młodych zatroskanych o swoją przyszłość. Wszystko zaczęło się od 16-letniej Grety Thunberg, która niespełna rok temu, na dwa tygodnie przed wyborami w Szwecji, usiadła przed budynkiem parlamentu z tabliczką „Szkolny strajk dla klimatu”. Była to reakcja na wyjątkowo gorące lato w Szwecji, podczas którego w pobliżu koła podbiegunowego fale upałów powodowały trudne do ugaszenia pożary. Greta zdecydowała się opuszczać w każdy piątek zajęcia szkolne, by prowadzić strajk przeciwko bierności polityków. Po wyborach domagała się od szwedzkiego rządu ograniczenia emisji dwutlenku węgla. W następnych tygodniach do jej protestu zaczęli przyłączać się kolejni uczniowie, organizujący podobne akcje na całym świecie. W Polsce pierwszy strajk młodzieży odbył się 15 marca.
Celem MSK jest praca u podstaw: uświadamianie, jak istotnym problemem dla wszystkich są skutki globalnego ocieplenia. – Chcemy zwrócić uwagę, że zmiany klimatyczne już się dzieją – opowiada Łucja. – Polska leży w tzw. Europejskiej Alei Tornad, co sprawia, że od kilku lat spotykamy się z silnymi wichurami. Co jakiś czas widzimy zdjęcia zniszczonych lasów i domów. Dodatkowo w cywilizowanym świecie zabija nas pogoda, czego przykładem są ostatnie fale męczących upałów. Musimy zawalczyć o naszą przyszłość, bo to my będziemy się smażyć, a nie nasi rodzice.
Uwrażliwienie społeczeństwa nie jest jedynym celem MSK. Młodzi chcą, by polski rząd przekazał środki na rozpoczęcie edukacji klimatycznej w szkołach. Działania edukacyjne mają poprawić świadomość. – Wiedza jest niezbędna, jeśli chce się cokolwiek zrobić w kwestii klimatu – zauważa Łucja. – Łatwo jest manipulować osobą, która czegoś nie wie. Nie zdaje sobie wówczas sprawy, że ktoś może jej wmawiać zupełne głupoty. Na tym właśnie zależy politykom, by wmówić, że katastrofa klimatyczna jest głupotą.
Świadomość
Sara zainteresowała się ekologią w klasie maturalnej. W pamięci utkwiły jej zwłaszcza dwa filmy dokumentalne: jeden o wpływie przemysłowej produkcji mięsa na środowisko, drugi o osobach, które na swój sposób próbowały ratować świat przed katastrofą klimatyczną. Od tego się zaczęło. Były książki, artykuły, praktyki w ekologicznym gospodarstwie rolnym (WWOOF) i w miejscu, które zrzesza przedsiębiorców społecznych (Impact Hub) oraz rozmowy, które uczyły brania odpowiedzialności za ślad węglowy. – Moja wiara uczy mnie, że im większa jest czyjaś świadomość, tym cięższy grzech się popełnia – mówi. – Zaniedbania na rzecz środowiska postrzegam w kategorii grzechu. W Księdze Rodzaju Bóg oddaje nam w opiekę swoje stworzenie. Kiedy przyjaciółka prosi mnie o przypilnowanie córki, to nie rzucam jej pod pędzący samochód. To porównanie w pełni oddaje, co nasza cywilizacja zrobiła z Bożym stworzeniem – konkluduje.
W trosce o środowisko postanowiła zostać weganką. Z jej diety zniknęły mięso, nabiał czy jajka. Ostatnio zainteresowała się freeganizmem – razem ze znajomymi ratuje jedzenie z kontenerów na śmieci przy supermarketach. Nie wychodzi też z domu bez plastikowych sztućców wielorazowych. Sara stara się nie produkować niepotrzebnych śmieci – nie pakuje owoców i warzyw w plastikowe woreczki. Wszystkie jej zakupy trafiają do plecaka lub siatki wielorazowej. – Nie jest jednak tak, że plastiku nie używam w ogóle – tłumaczy. – Zdarza się, że kupuję produkty pakowane w plastik, ale większość rzeczy, które trafiają do mojego koszyka przechodzi test śmieciowy.
Niewystarczające działania
Na konieczność podjęcia działań wobec zmian klimatycznych wskazuje dr hab. Jacek Pniewski z Uniwersytetu Warszawskiego, członek zespołu Nauka o Klimacie: – Bezpośrednio zagrażają one naszej przyszłości. Ludzkość może wyginąć w dużej części w ciągu kilkudziesięciu lat. W tej sytuacji nie powinno się dzielić ludzi na starszych czy młodszych, bo te kataklizmy już teraz dotyczą nas wszystkich.
Bezpośrednie skutki zmian klimatycznych to fale upałów, susze czy pożary. Naukowcy przestrzegają też przed podnoszącym się poziomem morza, które w ciągu kilku dekad może zalać tereny, na których mieszka kilkaset milionów ludzi. – Dodatkowo Polsce grozi brak dostępu do wody pitnej – zauważa dr hab. Pniewski. – Po pierwsze dlatego, że zasoby hydrologiczne w Polsce są zbliżone do tych w Egipcie, a więc kraju suchego. Globalne ocieplenie przejawia się długimi okresami suszy, co będzie tylko utrudniało dostęp do wody. Już teraz ponad 150 miejscowości w kraju ogłosiło komunikaty władz lokalnych, by ograniczyć nawadnianie trawników – dodaje.
Czy wobec tego ograniczanie zużycia plastiku, wody czy energii jest wystarczające? – To działania konieczne, lecz oprócz tego należy zmienić styl życia tak, by ograniczyć transport paliwowy oparty na benzynie czy ropie i przejść na taki, który jest zeroemisyjny czy możliwie niskoemisyjny. Potrzebne są też zmiany systemowe, dlatego że jednym z największych emitentów dwutlenku węgla, który jest gazem cieplarnianym i który przynosi nam katastrofę, jest energetyka. Żaden pojedynczy człowiek nie jest w stanie temu zaradzić. Jeśli chcemy zapewnić życie kolejnym pokoleniom, musimy podjąć wysiłek tak wielki, jak narody podejmowały w czasie II wojny światowej – dodaje dr hab. Pniewski.
Katastrofa
Najważniejszym zadaniem stojącym przed młodzieżą z MSK jest zachęcenie innych do działania. Wciąż niewiele osób zdaje sobie sprawę z zagrożenia. – Wszyscy, nie tylko młodzi, zadajemy sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje – mówi dr hab. Pniewski. – Psychologowie mówią, że jest to kwestia wyparcia złych wiadomości. Ludzie nie chcą widzieć trudnej przyszłości swoich dzieci i do ostatniej chwili będą starali się minimalizować znaczenie szkód. Dodatkowym problemem jest słowo „ekologia”, które kojarzy się źle. Lepiej mówić o katastrofie klimatycznej, ponieważ jest to coś namacalnego i nienacechowanego politycznie. Jest to efekt fizyczny, który już powoduje wielkie kłopoty.
Nie jest to jedyne wytłumaczenie. Kolejne związane jest z funkcjonowaniem przemysłu paliw kopalnianych, dzięki któremu wiele osób prowadzi dostatnie życie. – W Polsce funkcjonuje cały szereg spółek wydobywczych lub paliwowych – dodaje dr hab. Pniewski. – Ludzie za nie odpowiadający nie będą do ostatniej chwili zainteresowani, żeby cokolwiek zdziałać w sprawie klimatu. Będą też lobbować za tym, by udawać, że problemu nie ma.
Istotne wydaje się też przekonanie polityków. Może się to stać jedynie wtedy, gdy powstanie masa ludzka, która będzie zdawać sobie sprawę z powagi zagrożenia. – Politycy zawsze będą robili to, czego chcą ludzie, więc dopóki nie pojawia się taka grupa, dopóty nie zrobią nic w tym kierunku – zauważa dr hab. Pniewski. – Na politykach należy wymusić działanie, dlatego ruchy obywatelskie, jak MSK, mają ogromne znaczenie. Zwiększają one liczbę osób świadomych zagrożenia. Ponadto zmierzają do tego, by ludzie mogli zaadaptować się do zmian, które niechybnie nastąpią. Wiele rzeczy będziemy mogli nieco spowolnić, jednak nie jesteśmy w stanie ich zatrzymać.
Nasz wybór
– Trzeba mówić o skutkach zmian klimatycznych – mówi Sara. – Niektórzy próbują przekonać, że nie są one spowodowane działaniem człowieka, choć nauka potwierdza, że to nasza działalność wpływa na podnoszenie się średniej temperatury na Ziemi. Taka narracja się po prostu nie opłaca. Ograniczenie konsumpcji to ograniczenie inwestycji, a więc i mniejsze zyski.
Sarę martwi każdy artykuł o globalnym ociepleniu, ale równocześnie nie potrafi powstrzymać się przed jego otworzeniem i doczytaniem do końca. – Kiedy ludzie zauważą, co dzieje się z naszą planetą i zaczną dusić się we własnym luksusie, może wtedy poczują się zmotywowani, żeby zacząć działać – dodaje Sara. – Martwi mnie podnoszący się poziom wód w oceanach. Gdzie będą mieszkać ludzie z pozalewanych wysepek w Oceanii? Raczej nie będzie ich stać na bilet lotniczy, żeby dostać się w jakieś bezpieczne miejsce.
Sara podkreśla wartość edukacji, jednak ma na myśli nie tylko najmłodszych, ale też tych, którzy zakończyli już formalną edukację. – Kiedy słyszę, że ktoś mówi, że jego butelka nie trafi do morza, bo mieszka pod Krakowem, to zastanawiam się, w jakim sposób mogę do niego trafić – dodaje. – Wielu nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje mają ich działania. Codziennie na każdym kroku podejmujemy wybory, które mogą spowolnić zmiany albo je przyspieszyć. Mogę wybrać, czy pojadę do pracy samochodem, czy rowerem. Czy zjem kanapkę z szynką, czy pomidorem. A jeśli z pomidorem, to produkowanym w Polsce czy w Boliwii? Do nas należy wybór.
Kiedyś usłyszała zdanie: „Ludzie nie są źli, tylko głupi”. – Nie uważam, żeby ludzie byli głupi, a jedynie leniwi – zauważa Sara. – Nie chce się im myśleć, bo mogliby pomyśleć za dużo, a to oznaczałoby, że musieliby podjąć jakieś działanie. W przeciwnym razie sumienie nie dałoby im spokoju. Dla mnie jest już za późno, pomyślałam.