Choć przywykliśmy patrzeć na życie człowieka jak na linearną historię, w rzeczywistości jest to ciąg następujących po sobie etapów. Potrzeby obywateli bywają na nich diametralnie odmienne, więc stworzenie dla nich sprawnego systemu polityk społecznych i usług publicznych jest bardzo trudne. Społeczeństwo składa się z przedstawicieli różnych pokoleń, które jednak stanowią wspólnotę, co wymaga poczucia odpowiedzialności za siebie wzajemnie. Dlatego w państwach rozwiniętych wspólnie składamy się na utrzymanie infrastruktury różnego rodzaju, nawet jeśli w tym momencie życia nie musimy z niej korzystać, mając uzasadnioną nadzieję, że przyszłe pokolenia zachowają się wobec nas lub naszych dzieci równie solidarnie. Stworzenie systemu państwowego, który efektywnie harmonizowałby różne potrzeby poszczególnych pokoleń to jedno z największych wyzwań współczesnych społeczeństw.
Pomóc młodym i najstarszym
Doceniając wagę tego wyzwania, dr Marcin Kędzierski z Klubu Jagiellońskiego zaprezentował własną koncepcję solidarności międzypokoleniowej. W raporcie zatytułowanym Wyzwanie na XXI wiek. Projekt solidarności międzypokoleniowej Kędzierski postuluje, by specjalną opieką otoczyć dwie grupy: osoby w wieku 25–40 lat oraz seniorów, czyli wszystkich, którzy przekroczyli 70. rok życia. Siłą rzeczy utrzymanie zaproponowanych rozwiązań musiałoby spocząć na barkach 40- i 50-latków. W praktyce wyglądałoby to więc tak, że wchodząc w dorosłość szeroko korzystalibyśmy z dobrodziejstw publicznego systemu niejako na kredyt, który spłacalibyśmy w późniejszych etapach życia, mając jednak świadomość, że na starość znów zostalibyśmy otoczeni opieką.
Dlaczego akurat te dwie grupy wiekowe mogłyby liczyć na szczególne przywileje? W przypadku seniorów odpowiedź nie jest szczególnie kontrowersyjna. Osoby w podeszłym wieku napotykają szereg problemów, o których młodzi czasem nie mają w ogóle pojęcia. Stan zdrowia ulega zdecydowanemu pogorszeniu, więc dużo większego znaczenia nabiera sprawność opieki medycznej, a wydatki na zdrowie zaczynają grać pierwszorzędną rolę w budżecie domowym. Spada też samodzielność i wiele trywialnych rzeczy, których załatwienie wcześniej nie stanowiło żadnego wyzwania, nagle staje się problemem. Coraz częściej potrzebujemy więc pomocy ze strony osób trzecich. Czas życia w ostatnich dekadach regularnie rośnie i obecne pokolenie 70-latków jest pierwszym, które w większości przekroczyło ten wiek. Niestety liczne problemy podeszłego wieku wciąż nie zostały rozwiązane, a długość życia w zdrowiu niespecjalnie nadąża za długością życia w ogóle. Wydłużanie się życia samo w sobie jest oczywiście znakomitą wiadomością, ale oznacza też, że dłużej musimy się mierzyć z problemami starości.
Druga z wybranych przez Kędzierskiego grup na pierwszy rzut oka może już jednak wydawać się problematyczna. W końcu okres od 25. do 40. roku życia każdemu z nas kojarzy się jako najlepszy czas. Jesteśmy już dorośli i możemy samodzielnie decydować o własnych działaniach, a przy tym wciąż jeszcze młodzi, zdrowi i pełni energii. Jednak jest to etap kluczowy nie tylko dla przyszłości jednostki, ale też całego społeczeństwa. Decyzje, które w tym okresie podejmujemy, odbijają się nie tylko na naszych relacjach rodzinnych i karierze zawodowej, ale też na dobru całej wspólnoty, w której interesie leży, by młodzi zakładali funkcjonalne rodziny, a nie związki z przypadku, oraz decydowali się na dzieci. Tymczasem w tym okresie napotykamy przeszkody ekonomiczne i mentalne, które nam tego typu decyzje utrudniają. Nie mamy jeszcze zgromadzonego majątku i poczucia stabilności ekonomicznej, które sprzyjałyby decyzji o wzięciu na siebie dodatkowej odpowiedzialności za kogoś innego.
Feminizacja życia społecznego
Oczywiście już teraz mamy do czynienia z solidarnością międzypokoleniową, szczególnie w dwóch obszarach: systemu emerytalnego oraz publicznej służby zdrowia. Wypłatę obecnych świadczeń finansują pracujący swoimi składkami, które zostaną im „oddane” na emeryturze przez następne pokolenia. Służba zdrowia finansowana jest również przez młodych, choć korzystają z niej w dużo większym stopniu osoby starsze. Jednak przemiany społeczne, które zachodzą we współczesnym świecie, sprawiają, że według Kędzierskiego niezbędne jest przeprowadzenie gruntownej reformy, która rozszerzyłaby mechanizmy międzypokoleniowej solidarności.
Największe z nich związane są z demografią. W porównaniu do połowy zeszłego wieku długość życia w krajach rozwiniętych wzrosła o około 20 lat. To sprawia, że coraz większe nakłady musimy przeznaczać na walkę ze schorzeniami wieku podeszłego. Mowa nie tylko o typowej opiece geriatrycznej, ale też o chorobach nowotworowych. Droga i skomplikowana onkologia będzie stopniowo nabierać znaczenia w systemie ochrony zdrowia. Świadczenia emerytalne staną się dużo większą częścią finansów publicznych niż kiedyś. O ile w połowie XX w. ludzie byli utrzymywaniu z dochodów innych – rodziców i dziadków (młodość) lub płacących składki (starość) – w sumie przez blisko 25 lat, obecnie ten okres wydłuży się do 40–45 lat, a więc będzie taki sam jak czas aktywności zawodowej.
Żeby utrzymać obecny system społeczny, partycypować w jego utrzymaniu musiałoby więcej obywateli. Problem w tym, że ich liczba spada. Obecnie wskaźnik dzietności wynosi nad Wisłą 1,48, co nie zapewnia reprodukcji pokoleniowej, tymczasem jeszcze w 1990 r. wynosił 2,06. A trzeba pamiętać, że odbił się on wyraźnie od dna z 2015 r., gdy wynosił 1,32. Wiek przeciętnej kobiety rodzącej pierwsze dziecko wzrósł od 1970 r. o pięć lat – z 23 do 28 – a opóźnianie decyzji prokreacyjnych przekłada się na spadek dzietności, gdyż tak zwany wiek rozrodczy niestety nie dostosował się do przemian społecznych.
Spadek dzietności wynika według Kędzierskiego głównie z przyczyn kulturowych. Nastąpiła feminizacja życia społecznego, gdyż aspiracje kobiet bardzo wyraźnie wzrosły. Dotyczy to zarówno ambicji zawodowych, jak i dążenia do lepszego wykształcenia czy pozycji społecznej. Już teraz w Polsce 63 proc. absolwentów szkół wyższych to kobiety, co może prowadzić do zachwiania proporcji płciowych. Podczas gdy w dużych miastach, w których skupione są uniwersytety, na 100 mężczyzn przypada 130 kobiet, to w miejscowościach „Polski powiatowej” bywa odwrotnie. Te kobiety z miast i mężczyźni z miasteczek, którzy nie znajdą życiowych partnerów, siłą rzeczy się nie spotkają, gdyż żyją w innych światach.
Kędzierski zwraca również uwagę, że szkoła musi zmienić swój charakter. Współczesny świat cechuje niezwykle szybkie tempo przemian, których przewidzieć nie sposób. Nie ma więc możliwości odgórnego określenia, jaki zakres wiedzy oraz umiejętności będzie w przyszłości potrzebny uczniom na rynku pracy oraz podczas dorosłości w ogóle. Dlatego formalna edukacja musi się skupić nie na przekazywaniu wiedzy zgodnej z kanonem, ale na kształceniu umiejętności zdobywania informacji i przyswajania kompetencji. Funkcje wychowawcze oraz przekazywanie niezbędnej wiedzy będą musieli wziąć na siebie rodzice, gdyż nauczycielom zwyczajnie nie starczy na to czasu.
Rodzicielstwo na pełny etat
Koncepcja solidarności międzypokoleniowej zaproponowana przez eksperta Klubu Jagiellońskiego oparta jest na trzech kluczowych instrumentach. Pierwszym z nich jest tak zwana pensja rodzicielska. Miałaby to być kwota wypłacana obywatelom w wieku poniżej 40 lat, którzy mają dzieci w wieku do lat 12. Zakres beneficjentów byłby więc znacznie węższy niż przy 500+, ale kwota zdecydowanie wyższa. Pensja rodzicielska miałaby wynosić 4 tys. zł brutto miesięcznie, a uprawnieni byliby ci rodzice, którzy zdecydują się na rezygnację z pracy zawodowej na rzecz pracy wychowawczej oraz opiekuńczej. Można się też domyślić, że świadczenie mógłby pobierać tylko jeden z nich. Byłoby to więc wynagrodzenie, które otrzymuje ten z rodziców, który decyduje się na rezygnację z kariery zawodowej na rzecz wychowania dzieci. Koszt takiego instrumentu wyniósłby 72 mld zł rocznie, czyli o około 20 mld więcej niż będzie kosztować 500+ na każde dziecko.
Pensja rodzicielska miałaby zostać sfinansowana przez ograniczenie wydatków na edukację, którą w większym stopniu wzięliby na siebie rodzice, a także przez podatek solidarnościowy, który płaciliby obywatele powyżej 50. roku życia, niezależnie od osiąganego dochodu. Według Kędzierskiego osoby w tym wieku osiągają najwyższe dochody, gdyż są na szczycie swojej kariery zawodowej, poza tym nie ponoszą już kosztów opieki nad dziećmi, a więc ich sytuacja dochodowa jest statystycznie najlepsza.
Trzecim elementem koncepcji Kędzierskiego jest elastyczny wiek emerytalny, zależny od stażu pracy, a nie od wieku ubezpieczonego. Rodzice, którzy korzystaliby z pensji rodzicielskiej, musieliby przepracować przynajmniej 30 lat, by uzyskać emeryturę, a pozostali obywatele 40 lat.
Wspólnie lepiej niż samemu
Solidarność międzypokoleniowa to kwestia, której waga będzie wzrastać z biegiem czasu. Chwała więc za to, że ekspert KJ podjął ten temat, jednak zaproponowane przez niego instrumenty są już mocno wątpliwe. Przede wszystkim będą się one wiązać z dalszym ograniczeniem środków na usługi publiczne, które obywatele będą musieli zapewnić sobie we własnym zakresie, dzięki pieniądzom przekazanym im przez państwo. Ograniczenie roli publicznej edukacji wcale nie jest trafnym postulatem, gdyż nie ma żadnej gwarancji, że rodzice lepiej będą przewidywać trendy przemian technologicznych i społecznych. Oczywiście rola rodziców w wychowaniu jest kluczowa, ale kompetencji i wiedzy musi uczyć szkoła, choćby z tego powodu, że kapitał kulturowy rodziców jest różny.
Progresja podatkowa zależna od wieku, a nie od poziomu dochodów, jest już pomysłem zupełnie oderwanym od realiów. Doprowadziłby on do pogorszenia sytuacji materialnej wielu osób po 50. roku życia. Stawka podatku dochodowego powinna zależeć od wysokości zarobków, a nie wieku. Bo dlaczego 50-latek zarabiający 2,5 tys. zł netto miałby płacić wyższy podatek od 30-latka zarabiającego 10 tys.? Nie mówiąc już o tym, że w Polsce osoby powyżej 50. roku życia są najbardziej narażone na bezrobocie. Elastyczny wiek emerytalny w propozycji Kędzierskiego nie jest wcale elastyczny, gdyż nakłada na wszystkich konieczność przepracowania 30 lub 40 lat, bez względu na warunki pracy czy niezawinione przerwy w zatrudnieniu.
Pensja rodzicielska miałaby tę zaletę, że uświadomiłaby społeczeństwu, że wychowanie dzieci to praca. Ale tę samą rolę spełnia już „500+”, które jest tańsze, nawet po rozszerzeniu, i bardziej sprawiedliwe, gdyż docenia także tych rodziców, którzy nie zrezygnowali z pracy. Dlaczego ich praca wychowawcza miałaby być niedoceniana? Dlaczego wychowywanie dzieci przez niepracujących ma być wyżej cenione przez wspólnotę niż praca wychowawcza przy równoczesnej aktywności zawodowej?
Solidarnie, czyli jak
Koncepcja solidarności międzypokoleniowej Kędzierskiego w rzeczywistości… nie jest specjalnie solidarna. Zakłada, że rodziny same będą musiały zadbać o porządne wychowanie dzieci i opiekę nad starszymi, a wspólnota przekaże im co najwyżej na to pieniądze. Tymczasem solidarny system opiera się na szerokim zakresie usług oraz infrastruktury, które organizujemy wspólnie. Solidarnie ponosimy też koszty ich utrzymania, płacąc podatki w wysokości zależnej od dochodu, nawet wtedy, gdy nie mamy potrzeby korzystania z nich. Skoro kobiety chcą być bardziej obecne na rynku pracy i w życiu publicznym, to powinniśmy im raczej stworzyć możliwości łączenia aktywności z rodzicielstwem, dzięki rozbudowie publicznych placówek wychowawczych, a nie dawać im pieniądze, żeby zrezygnowały ze swoich ambicji. Solidarność międzypokoleniowa jest niezmiernie istotna, ale nie musimy wyważać otwartych drzwi i robić gruntownej przebudowy systemu, szczególnie w kierunku zaproponowanym przez Kędzierskiego. Podwyżka podatków od wysokich dochodów i wzrost finansowania usług publicznych, szczególnie służby zdrowia i edukacji wszystkich szczebli, już będzie wielkim krokiem naprzód.