Logo Przewdonik Katolicki

Wrogie wtargnięcie

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Książek

Dobrze zrobili ci, którzy w spokoju, z różańcami w dłoniach, zagrodzili drogę marszowi. Ale ich lewicowe media nie pokazały, koncentrując się na grupce harcowników w czarnych koszulkach

Psychologia zna pojęcie biernej agresji – to typowy oręż atakujących, gdy są fizycznie słabsi od atakowanych. Motywem takiego zachowania może być odwet, ale też prowokacja: należy rozsierdzić tego silniejszego, niech wszyscy zobaczą, jak jest podły, brutalny i prymitywny! To nic odkrywczego, już starożytni Rzymianie nadali owej metodzie kreowania rzeczywistości formułę quod erat demonstrandum – po polsku: co należało (z góry) udowodnić.

Po 15 czerwca lewicowe media zalały nas obrazkami z II Marszu Równości w Częstochowie, na których uczestnicy parady krzyczą „Wolność! Równość! Tolerancja!” i posyłają buziaki do niechcących ich przepuścić narodowców. A narodowcy – przeciwnie – wygrażają im pięściami i rzucają nienawistne hasła. Ale to manipulacja: agresor jest tu przedstawiony jako ofiara, zaś prawdziwa ofiara jako agresor. Tą ofiarą są oczywiście nie narodowcy, ale społeczność katolików.
To prawda, że błonia przed wałami Jasnej Góry są własnością miasta, a nie Kościoła. Jak również to, że zgodę na manifestowanie w tym miejscu wydał prezydent Częstochowy. Ale litera prawa to nie wszystko – i tego chyba nie trzeba specjalnie tłumaczyć doświadczonym obcymi okupacjami Polakom. Istnieje jeszcze coś takiego jak obywatelska odpowiedzialność, nie mówiąc już o zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Na tej zasadzie nie zgadzamy się na otwieranie dyskoteki, sklepu z alkoholem lub salonu masażu w sąsiedztwie kościoła (tu zresztą istnieją odpowiednie regulacje prawne). Dlatego nie powinno się pozwolić na demonstrowanie pod jasnogórskim klasztorem środowiskom LGBT, które za fasadą haseł o miłości i tolerancji epatują obscenicznymi treściami oraz bluźnierstwem.

Dobrze więc zrobili ci, którzy w spokoju, z różańcami w dłoniach zagrodzili drogę marszowi. Ale ich lewicowe media nie pokazały, koncentrując się na grupce harcowników w czarnych koszulkach.
Tydzień temu, opisując reakcje sowieckich władz na pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski w 1979 r., zacytowałem raport generała KGB, który owo wydarzenie nazwał „wrogim wtargnięciem”. Pielgrzymka, owszem, była uzgodniona z rządem PRL, jednak czujemy, że tamten kagebista miał rację. Oczywiście z jego punktu widzenia. Papież przynosił za żelazną kurtynę orędzie, którego istota w żaden sposób nie mogła być zaakceptowana przez komunistów.

Podobnie wrogim wtargnięciem jest to, co dzieje się wokół nas w ostatnich tygodniach. Dowodów na wrogość mamy aż nadto. Bluźniercza parodia procesji Bożego Ciała na Marszu Równości w Gdańsku. Szydercza „Msza ekumeniczna” jako inauguracja Marszu Równości w Warszawie. Wreszcie portrety „Matki Boskiej Tęczochowskiej” niesione w kierunku Jasnej Góry. Powiedzmy sobie jasno, że celem tych wszystkich happeningów nie jest „wyrażanie” jakichkolwiek przekonań, ale konfrontacja.

A gdzie tu element „wtargnięcia”? Otóż na paradę w stolicy oficjalne delegacje wysłały światowe koncerny, takie jak Procter and Gamble, Microsoft, Goldman Sachs, a także... ambasada brytyjska. To nie są majaczenia ksenofoba – to fakt.
Ktoś wypowiedział nam wojnę. Nie bójmy się tego słowa. Nie jest to wojna na kule karabinowe, ale na symbole. Odpowiedzmy na nią po chrześcijańsku – godnie, rozważnie i stanowczo.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki