Logo Przewdonik Katolicki

Jan Paweł II w Polsce w 1979 r. – znaczenie dla Europy

Jacek Borkowicz
fot. Andrzej Kossobudzki Orłowski/PAP

Czerwiec 1979 roku był miesiącem niezwykle ważnym nie tylko dla Polaków. Choć nie było o tym wolno głośno mówić, słów Jana Pawła II słuchały wtedy miliony ludzi w innych krajach za żelazną kurtyną.

Papież przyjechał także do nich, aczkolwiek oni sami na spotkanie z nim przyjechać nie mogli. A 10 lat później echo jego słów przyczyniło się do rozpadu systemu, który niewolił narody Europy Środkowej i Wschodniej.
Mówili o tym świadkowie owych wydarzeń, uczestniczący w międzynarodowym sympozjum „Jan Paweł II: fundamenty demokracji”, które odbyło się 30–31 maja w warszawskiej siedzibie Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski.
 
Jeden z naszych
Komuniści „bratnich krajów obozu socjalistycznego” bardzo się starali, aby zasięg informacji o papieskiej pielgrzymce ograniczony został do Polski. Ale tak duże wydarzenie, jakim było przybycie głowy Kościoła katolickiego na obszar bloku rządzonego przez ateistyczną ideologię, nie mogło nie wywołać tam cichego wstrząsu o sejsmicznym zasięgu. Tam, dokąd sięgała emisja programu TVP, ludzie przywarli do odbiorników telewizyjnych. Tam, gdzie nie można już było oglądać polskiej transmisji, słuchano radia. Wreszcie tam, dokąd z racji odległości nie sięgały polskie fale telewizyjne i radiowe, radzono sobie innymi sposobami: słuchając strzępków informacji, uchwyconych w Radiu Wolna Europa lub Radiu Svoboda, przechwytując egzemplarze zachodnich gazet lub po prostu powtarzając, jeden drugiemu, rewelacyjne informacje z Polski. Wszystko to razem, wzbogacone jeszcze aurą niedostępnej tajemnicy i owocu zakazanego, wywarło skutek wręcz piorunujący.
Ksiądz Marian Gavenda – jeden z gości warszawskiego spotkania, obecnie rzecznik Konferencji Episkopatu Słowacji – w czerwcu 1979 r. miał 15 lat. Gdy usłyszał przez radio słowa papieża, wybiegł z tranzystorem na ulicę swojego miasteczka, krzycząc do siedzących po domach sąsiadów, by słuchali transmisji. – To było coś więcej niż wybuch młodzieńczego entuzjazmu – ocenia po latach. – Do tamtej pory słuchanie zagranicznych rozgłośni było u nas surowo zakazane, ludzie bali się o tym głośno mówić. Tacy jak ja, spontanicznie, przełamali wtedy barierę strachu. A było nas wielu.
Podobny entuzjazm dzielili nie tylko katolicy, lecz także prawosławni, ewangelicy różnych wyznań, a nawet dalecy od poczucia religijnej przynależności więźniowie łagrów (przynajmniej ci polityczni). Dla wszystkich było jasne, że papież Polak to „jeden z naszych”, ktoś kto doskonale rozumie sytuację ucisku, w jakim znalazła się wschodnia połowa naszego kontynentu. I kto w imię tej uciśnionej wspólnoty będzie występował.
To chyba wtedy, w czerwcu 1979 r., narody Europy Środkowej i Wschodniej po raz pierwszy, oddolnie, autentycznie i dogłębnie, poczuły, że są razem.
 
Wrogie wtargnięcie
Podczas całej pielgrzymki Jan Paweł II kilkakrotnie podkreślał, że przyjechał tutaj nie tylko do Polaków, lecz także do innych narodów, którym nie było dane mówić własnym głosem. I mówił to – cytując jego samego – jako „papież Słowianin”.
Najsilniejszym echem odbiły się jego słowa wygłoszone podczas homilii na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie 3 czerwca, w sam dzień Zielonych Świątek: „Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież, który nosi w swojej duszy szczególnie wyrazisty zapis dziejów własnego narodu od samego jego początku, ale także i dziejów pobratymczych, sąsiednich ludów i narodów, na sposób szczególny nie ujawnił i nie potwierdził w naszej epoce ich obecności w Kościele?”.
Karol Wojtyła powiedział to w momencie, gdy w wielotysięcznym tłumie wiernych niespodziewanie pojawiły się transparenty z napisami w językach czeskim, słowackim i węgierskim. Przywieźli je ci nieliczni, którym udało się przedostać do Polski. Oczywiście hasła musiały być dobrze ukryte, bo gdyby znaleziono je na granicy, ich posiadacze nie tylko nie dostaliby się na spotkanie z papieżem, ale też wylądowaliby z więzieniach za „szerzenie wrogiej propagandy i podważanie sojuszy”. Rozwinięto je dopiero podczas nabożeństwa. Jan Paweł II błyskawicznie rozszyfrował ich treść i znaczenie.
Generał KGB Andriej Kiriajew, jako koordynator akcji izolowania i dezinformowania o papieskiej pielgrzymce (kryptonim „Kaplica”), nazwał ją w swoim raporcie „wrogim wtargnięciem” na terytorium bloku państw Układu Warszawskiego. Mówił o tym, w ciekawym wystąpieniu, Andrzej Grajewski, redaktor „Gościa Niedzielnego” i specjalista od najnowszych dziejów Kościołów Europy Środkowej i Wschodniej. Można powiedzieć, że gen. Kiriajew powiedział tu prawdę, choć we właściwym sobie języku.
Wspomniany raport powstał w KGB Litwy (na zlecenie Kremla), jednak było ich więcej. Znamy chociażby podobną analizę, podpisaną 1 listopada 1978 r. – a więc jeszcze przed polską pielgrzymką – jako tajny dokument KGB Ukrainy; jej autorzy wyrażali obawę, że wybór Karola Wojtyły na papieża stanie się impulsem do powstania we wschodniej Europie „radykalnej organizacji katolickiej” o antykomunistycznym zabarwieniu.
I tutaj także sprawdziły się obawy kagebistów, choć rzeczywistość okazała się nieco inna, niż przewidywali. Radykalizm zniewolonych narodów objawił się najpierw w postaci ruchu „Solidarność”, zaś 10 lat później – jako szereg tzw. Frontów Narodowych, które doprowadziły do rozpadu ZSSR i niepodległości byłych sowieckich republik.
 
Na trudne czasy – więcej miłosierdzia
Bernard Margueritte, nestor zagranicznych korespondentów i świadek tamtych lat, zapytany przeze mnie o znaczenie owych wydarzeń w dziejach Europy, porównał je do startu wieloczłonowej rakiety. „Odpaleniem pierwszego członu” był dlań wybór Karola Wojtyły na papieża w październiku 1978 r. „Drugim członem” była pielgrzymka w czerwcu 1979 r. Wreszcie „trzeci człon”, którego odpalenie wyniosło szybujący pojazd na okołoziemską orbitę – to były wydarzenia gdańskiego sierpnia 1980 r. Wszystkie te akty odbywały się na oczach milionów „widzów” wschodnioeuropejskiej trybuny, nie mogły więc nie przejść bez stosownych, dalekosiężnych następstw.
Czy narody Europy Środkowej i Wschodniej pamiętają dzisiaj o tym, co zawdzięczają Janowi Pawłowi II? Ks. Gavenda, podobnie jak inni prelegenci warszawskiej konferencji, jest w tej sprawie umiarkowanym sceptykiem. Dodaje jednak uwagę, przy której ciarki przechodzą po plecach słuchającym: – Docenimy jego nauczanie, kiedy znowu nastaną trudne czasy – mówi.
Na pytanie: jak w takim razie mamy zmienić nasz język, aby przesłanie świętego Jana Pawła było obecnie lepiej odczytywane?, odpowiada Rimantas Norvila, biskup Wiłkowyszek na Litwie. – Mówmy o miłosierdziu. Dzisiaj zbyt mało akcentujemy tę wartość w życiu codziennym, a także w życiu wspólnotowym. A przecież papież tak wiele o miłosierdziu powiedział! Rozumienie miłosierdzia pozwoli nam zrozumieć siebie wzajemnie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki