Prof. Dębski był wybitnym ginekologiem, ale jego poglądy trudno uznać za zgodne z nauczaniem Kościoła, przede wszystkim w sprawie aborcji. Był on głównym krytykiem Bogdana Chazana, którego odwołano ze stanowiska dyrektora szpitala Świętej Rodziny w Warszawie, po tym jak w media opisały jego sprzeciw wobec aborcji u kobiety, której dziecko było poważnie chore. Dlatego po jego śmierci część środowisk obrońców życia protestowała przeciwko katolickiemu pogrzebowi. Uznali, że może to stanowić zgorszenie. W odpowiedzi komunikat wydała kuria warszawska, która zdecydowała o katolickim pogrzebie: „Prof. Romuald Dębski był ochrzczonym katolikiem i przed śmiercią został opatrzony świętymi sakramentami, które w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia powodują zatrzymanie skutków ewentualnie zaciągniętej ekskomuniki. Ponadto żadna kara przewidziana przez prawo kościelne nie została Mu wymierzona ani wobec Niego zadeklarowana”. Działacze pro-life jednak z decyzją kurii się nie pogodzili i urządzili pikietę podczas uroczystości pogrzebowych na warszawskich Powązkach.
Ale muszę przyznać, że i dla mnie sprawa nie jest do końca jasna. Oświadczenie głosi, że na zmarłym nie ciążyła żadna kościelna kara. Tyle że każdy lekarz biorący udział w aborcji z mocy prawa kanonicznego obłożony jest ekskomuniką. W dodatku prof. Dębski publicznie wypowiadał się na temat aborcji, prezentując poglądy dalekie od Kościoła. Z komunikatu wynika też, że zmarły przyjął przed śmiercią ostatnie sakramenty, które w pewnym sensie kasują ekskomunikę. Nie było więc przeszkód kanonicznych do katolickiego pochówku. Nie zmienia to jednak problemu zgorszenia. Prof. Dębski nigdy swych poglądów nie odwołał, więc wśród wiernych może powstać wrażenie, że kwestia aborcji jest względna.
Ale równocześnie trudno przejść obojętnie nad argumentem użytym w innym miejscu oświadczenia kurii. „Po wyrażeniu jednoznacznej oceny poglądów i postawy Zmarłego w tej niezwykle ważnej i delikatnej kwestii, pamiętajmy o tym, że Zmarły nie podlega już ludzkiemu osądowi. Mamy prawo do oceny Jego postępowania, także negatywnej, nie znamy jednak Jego najgłębszych motywacji i tajemnic Jego sumienia. Zmarły podlega już tylko trybunałowi Miłosiernego Boga”. I rzeczywiście, czy mamy prawo zastępować Boga i urządzać dziś po śmierci prof. Dębskiego sąd ostateczny nad jego postawami?
Czy właśnie to nie jest sedno sporu, który trwa dziś w Kościele wokół pontyfikatu papieża Franciszka, który uwydatnił się mocno przy okazji dyskusji o Komunii dla rozwodników. Czy Kościół ma być surowym Trybunałem, który zajmuje się na zimno egzekucją prawa, czy też dawać pocieszenie poranionym ludziom we współczesnym świecie? A może jednym i drugim, bo pocieszenie i otuchę otrzymujemy od Kościoła tylko wtedy, jeśli jasno głosi on swoje zasady. Ale jeśli zasady stosować będziemy bez miłosierdzia, katolicyzm przestanie być religią miłości, dającą ludziom pogubionym we współczesności nadzieję.