Logo Przewdonik Katolicki

Szaleństwo

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Książek

Każdy z nas potrzebuje sensu. I w każdym drzemie tęsknota za sensem w sytuacji, gdy go brakuje. W świecie trudnych odpowiedzi próbujemy odnaleźć doń drogę. Czynimy to czasem po omacku, w sposób, który po pewnym czasie sami oceniamy jako bezsensowny. Ale nawet ludzkie szaleństwo to najczęściej ostatni etap nieudanych prób szukania sensu na skróty.

Z tego punktu widzenia w napadzie szaleństwa działał również zabójca z parafii św. Augustyna w Warszawie. Jego ręce uderzały na ślepo, ale czy jego zbrodnię można z całą pewnością nazwać pozbawioną logiki? Czy naprawdę jedynie tytułem przypadku jego ofiarą padł katechista Marek, który dopiero co zakończył spowiedź z całego życia? Chrześcijańska rozwaga, która w oczach tego świata jest głupotą, nie wyklucza możliwości, że uczynił to człowiek opętany. Ale nawet gdyby tak istotnie było, gdyby ślepą ręką zabójcy kierowała całkiem inna, do cna znikczemniała inteligencja, również jego czyn mieści się w kategorii szukania drogi na skróty. „Dam ci to wszystko, jeżeli oddasz mi pokłon” – jak rozsądnie skalkulowana jest ta propozycja! Dlatego też niektórzy jej ulegają.
„W tym szaleństwie jest metoda” – powiedział Szekspir, ale na dobrą sprawę można tak powiedzieć o każdym akcie szaleństwa. Od czynu uznanego za rozsądny oddziela je jedynie fakt, że nie potrafimy owej „metody” odczytać. W uczynku zabójcy z parafii św. Augustyna – niezależnie od tego, jak zostanie zakwalifikowany – znalazł ujście, jak piorun, nagromadzony potencjał społecznej nienawiści. A co nam podpowiada dziś nienawiść, ten fałszywy przewodnik? Jesteście oburzeni, słusznie oburzeni – szepcze nam na ucho – dlatego macie święte prawo się tym oburzeniem kierować. W tym właśnie kierunku chcą nas prowadzić liczne tytuły prasowe, internetowe fora i programy telewizyjne. „Jestem wkur...” – to hasło wykrzykują stamtąd codziennie celebryci płci obojga. Stało się ono wręcz wskazówką społecznego działania.
Fakt, jeżeli rozejrzymy się wokoło, jest się na co oburzać. Jednak medialna propozycja (powiedzmy wprost: pokusa) zawiera w sobie fundamentalny fałsz. Jej przesłanie „społecznej wrażliwości” sugeruje, że wina, jakakolwiek by nie była, jest jedynie w tych drugich. I nie ma jej zupełnie w nas samych. Dlatego mamy prawo, ba, obowiązek wytykania innych palcami. Prawda, że proste? I jakie chwytliwe! Więc wytykamy, a nawet, napędzani logiką świętego oburzenia, chwytamy za kamienie. I ciskamy. Bo przecież sami jesteśmy bez winy.
Co począć z tą narastającą falą zbiorowego szaleństwa? Tępić ją, załamać ręce czy uciekać? Jest przecież odpowiedź, która sama stanowi rodzaj szaleństwa. Specyficznego, bo nazywanego szaleństwem wiary. Udzielili jej nam uczestnicy drogi neokatechumenalnej, najbliżsi katechisty Marka, którzy zaraz po jego zabójstwie zgromadzili się na miejscu zbrodni, modląc się za sprawcę. Tak, modlitwa za zabójcę – szalona w oczach świata – w pewnym sensie była tu najbardziej potrzebna. Bo przecież nikt, kto ocenia owo zajście chrześcijańskimi oczami, nie wątpi, że katechista Marek już poszedł najkrótszą drogą do nieba. Pomóc trzeba komu innemu.
Nie każda droga na skróty jest drogą złą. Jest jedna, dokładnie jedyna, która prowadzi dokładnie tam, gdzie trzeba. Ale by na nią trafić, potrzeba Przewodnika.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki