Doczekaliśmy się. Episkopat wydał List społeczny „O ład społeczny dla wspólnego dobra” (co ważne, podpisali się pod nim wszyscy biskupi). Przypomina w nim, że w naszym życiu społecznym potrzebujemy – wszyscy! – nawrócenia i dialogu (więcej na s. 22 pisze Tomasz Królak). To ważny głos adresowany zarówno do politycznych przywódców, jak i do tzw. zwykłych ludzi. Choć ten głos był wyczekiwany, to nie wszystkich zadowolił. Pojawiły się zarzuty: a to, że za późno, a to, że zbyt delikatnie; a to, że najpierw biskupi powinni odnieść to do siebie, a dopiero potem pouczać innych.
Na jednym z portali zwrócił moją uwagę tytuł Polski kościół arogancki. 9 historii o grubiańskich księżach, którzy są antyreklamą Kościoła. Z ciekawości kliknąłem i zacząłem czytać. Pierwsza z historii to opowieść dziewczyny, która chciała zawrzeć związek małżeński, ale ze względu na to, że mieszkała z dala od swojej rodzinnej parafii, do biura parafialnego posłała swoją babcię. Na pytanie, czy wnuczka mieszka ze swoim przyszłym mężem, babcia skłamała, że nie. Jak czytamy w artykule, zrobiła to „dla dobra sprawy” (sic!). Kłamstwo było na tyle nieprzekonujące, że ksiądz postanowił zadzwonić do matki przyszłej panny młodej, która powiedziała prawdę, po czym duchowny „teatralnym ruchem podarł prawie już wypisane zaświadczenie”. Nie wiem, jak będące bohaterkami tej historii panie, ale ja nie lubię być okłamywany. Podobnie uważa pewnie większość z nas, w tym także wspomniany ksiądz, który w opisywanych okolicznościach zajmował się przecież sprawami formalnymi.
Słuchając takich krytycznych głosów – będących zarówno reakcją na społeczny list biskupów, jak i wspomniane wyżej „przeboje” w biurze parafialnym i inne tego typu historie – trudno oprzeć się wrażeniu, że obojętnie, co dziś powiedzieliby czy zrobili duchowni, to zawsze znajdzie się powód, żeby się do czegoś doczepić.