Logo Przewdonik Katolicki

Dlaczego młodzi nie chcą wdychać smogu

Michał Szułdrzyński
FOT. MAGDALENA BARTKIEWICZ . Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

Gdy na początku grudnia kolega oprowadzał mnie po Wrocławiu, pokazując piękne zabytki tego miasta oraz opowiadając o swoich wcześniejszych studiach w Krakowie, zapytałem, dlaczego zdecydował się mieszkać nad Odrą, a nie pod Wawelem.

Wymienił kilka powodów, ale stwierdził, że chyba najważniejszym było to, że we Wrocławiu jest znacznie czystsze powietrze.
Przypomniała mi się ta historyjka podczas rozmowy ze znajomym wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego, który z kolei opowiadał mi o tym, jak ważne jest czyste powietrze dla jego studentów. – Może to kwestia pokoleniowa? Może ich rodzice są po prostu przyzwyczajeni do tego, że w PRL było brudno, wszystko śmierdziało, a kwaśne deszcze były normą? Może ich rodzice palili papierosy bez filtra i niszczyli swoje zdrowie, a oni chcą żyć inaczej? I może dlatego nie mogą zrozumieć, że przez ostatnich trzydzieści lat zrobiliśmy za mało, by powalczyć o świeże powietrze?
Przyznam, że ta teza wydała mi się ciekawa. Zbyt przyzwyczailiśmy się do narzekania na młodsze pokolenie, do naigrywania się z tego, że jest niewykształcone, że ma przewrócone w głowach itp. Pamiętam, jak byłem zaskoczony, gdy przeczytałem raport o stosunku do pracy tzw. millenialsów, czyli młodych Polaków urodzonych już w wolnej Polsce w okolicach roku 1990 czy 2000. Przedsiębiorcy skarżyli się, że nie chce im się pracować, że mówią: okej, chętnie popracuję osiem godzin dziennie, ale potem chcę mieć czas na swoje pasje, dla znajomych. Starsi byli oczywiście oburzeni, że oto dorasta pokolenie nierobów. A może po prostu oni zbyt boleśnie doświadczyli w swoich domach tego, że praca po 12 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu, wcale szczęścia nie daje? Może obserwowali, jak rozpadają się małżeństwa ich rodziców, jak w domach są coraz lepsze i większe lodówki, a na parkingach coraz droższe samochody, ale w rodzinach brakowało bliskości, miłości, czułości, czyli tego, co nadaje życiu sens?
Paradoksalnie więc może się okazać, że to tak powszechnie krytykowane młode pokolenie jest znacznie bardziej konserwatywne, niż nam się wydaje. Tylko jest to inny konserwatyzm niż ten, do którego się przyzwyczailiśmy. Mieć czas dla swoich bliskich i nie pracować ponad siły, to przecież nie żaden lewicowy kaprys, ale bardzo zdrowy odruch przywiązania do wspólnotowych wartości i tożsamości. Przecież troska o czyste powietrze, walka z degradacją środowiska nie jest  jakimś lewicowym absurdem, lecz wynika – o czym niedawno pisał „Przewodnik Katolicki” – z nauczania papieży, którzy uważali, że Ziemia nie jest nam dana po to, byśmy ją wykorzystali i zniszczyli, lecz mamy na niej gościć w taki sposób, by również z jej piękna mogły korzystać kolejne pokolenia. Nawet zwykły rachunek kosztów pokazuje, że bardziej opłaca się powalczyć z zanieczyszczeniem powietrza, niż leczyć przewlekłe choroby, źródłem których jest właśnie to zanieczyszczenie.
Powie ktoś: ale oni nie są religijni, a kolejne badania dowodzą, że coraz mniej liczy się dla nich wiara. Tak, to prawda, ale może powinniśmy znaleźć sposób, by do nich dotrzeć z Dobrą Nowiną, zrozumiawszy najpierw, jakie wartości są dla nich ważne.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki