Logo Przewdonik Katolicki

Przebaczyłem, jestem wolny

Monika Białkowska
FOT. ALESSANDRA BENEDETTI/GETTY IMAGES

To historia, która wielu gorszy, bo wydaje się im za mocna, zbyt dosłowna, za dużo w niej fizjologii. Daniel Pittet opowiada o tym, jak był gwałcony przez księdza. Ale jednocześnie mówi, że kocha Kościół.

Kiedy poznaję historię jego dzieciństwa, momentami czuję zakłopotanie. Spodziewałam się, że będę potrafiła podejść do niej bez emocji: nie wydaje się przecież, żeby coś miało nas łączyć. Nie przeżyłam traumy, nie mam dzieci, wszelkie moje próby zrozumienia wydają się być czysto teoretyczne. Ale kiedy on opowiada o swoim dzieciństwie w Szwajcarii, ja słyszę swoją i wielu innych historię z Polski lat 80. Samotna matka, z trudem wychowująca dzieci, przyjmująca pomoc innych, głównie ze strony Kościoła. Modlitwy przed snem, zdjęcie papieża na ścianie, ciotka korespondująca ze słynną mistyczką Martą Robin, synowie ministrantami w katedrze, więc mama i babcia pękają z dumy. Zaprzyjaźnieni księża zabierają dzieci na wakacyjne wyjazdy i pomagają kupować dla nich buty i książki. Są w domu stałymi gośćmi: zaufani, bezpieczni, oswojeni. Jeśli coś różni nasze historie to rzecz fundamentalna: jego zaufanie zostało zdradzone. Uświadamiam sobie, że dzieli nas tylko odrobina szczęścia w życiu: szczęścia do spotkanych ludzi. Człowiek, który miał być jego opiekunem, był gwałcicielem. Zanim Daniel Pittet skończył trzynaście lat, o. Joël Allaz wykorzystał do seksualnie ponad dwieście razy w ciągu czterech lat.
 
Zrozumieć cierpienie
Historia Daniela Pitteta jest wstrząsająca. Jego opowieści o tym, w jaki sposób dorosły mężczyzna wykorzystuje i krzywdzi młodego chłopca, porażają. W swojej książce Ojcze, przebaczam ci Daniel rzeczowo i szczegółowo zdaje relacje z tego, czego doświadczył, i robi to bardzo świadomie. Nie szuka jednak sensacji. „Mógłbym opowiedzieć o tym, nie szokując czytelnika – tłumaczy. – Ale czy czytelnik zrozumiałby cierpienie wywołane przez gwałt, gdybym streścił go w czterech linijkach?”.
Trudno nie przyznać mu racji. Gdyby nie jego opowieść, nadal nie wiedziałabym nic. Wyobraźnia zdrowego człowieka tak daleko nie sięga. A jednocześnie zło, które się wydarza, to coś, o czym nie wolno nam nie wiedzieć. Zbyt długo trwało milczenie. Zbyt długo dramaty dzieci rozgrywały się za zamkniętymi drzwiami. Zbyt długo dorośli ludzie, przerażeni okrucieństwem innych dorosłych ludzi, pozwalali swoją biernością, by ofiarami stawały się kolejne dzieci. Dlatego nie dziwię się Danielowi, że opowiada. Nie dziwię się, że opowiada ze szczegółami. To jedyny sposób, żebyśmy zostali zmuszeni to sobie wyobrazić. Dopiero wyobraźnia pozwala współodczuwać. Dopiero współodczuwanie jest pierwszym krokiem do przerwania zaklętego kręgu pedofilii.
 
Chłopiec wybrany
Pierwszym krokiem pedofila jest uwodzenie. Daniel Pittet był łatwym celem: chłopcem z deficytem ojcowskiej miłości i uwagi, chłopcem, który nie czuł się lubiany ani interesujący, chłopcem, który nie umiał odmawiać, chłopcem którego łatwo było do siebie przywiązać.
Jednocześnie był dzieckiem: zaskoczonym tym, że człowiek, któremu ufał, może zrobić coś tak strasznego. Ten zaś doskonale wiedział, co robi. Nie zastraszał ani nie groził. „Gwałciciel rzadko jest w oczach dziecka złym człowiekiem – tłumaczy Pittet. – Joël Allaz uwielbiał smakować rozkosze życia, jadł za czterech, opowiadał ciekawe historyjki, był inteligentny i sympatyczny. Doskonale wiedział, co lubię, a czego mi brakuje. A lista była długa… Lubiłem salami, więc kupował mi salami. Zbierałem znaczki, więc przynosił mi ich całe masy. I za każdym razem, gdy wyczuwał, że mógłbym coś wyjawić, zacieśniał łączącą nas więź. Pozornie wszystko wydawało się spójne. Jako ksiądz chronił mnie. Jako gwałciciel niszczył. Jego ochrona miała określoną cenę. A tą ceną był seks, zboczenie seksualne. Ojciec Joël Allaz w sposób perwersyjny zainteresował się mną i troszczył się o mnie. Wszędzie zabierał mnie ze sobą i otaczał uwagą. Na kolonii dowartościowywał mnie, gratulował mi. Byłem najlepszy, a on to ogłaszał wszem wobec. Czułem, że to ma także znaczenie dla mojej rodziny, zaszczyconej i dumnej, iż została wybrana przez szanowaną i powszechnie podziwianą osobę. Uznanie ze strony duchownego uwznioślało”.
 
Widzieli
O. Joël Allaz, kapucyn z Fryburga, regularnie gwałcił Daniela Pitteta. Spotykał się z nim w swoim pokoju w klasztorze, w zakrystii, wyjeżdżał z nim na wakacje do swojego rodzinnego domu. Czy nikt nie zauważył, że relacja łącząca dorosłego mężczyznę z małym chłopcem jest – delikatnie mówiąc – dziwna? Czy nikt nie dostrzegał grożącego chłopcu niebezpieczeństwa? Daniel twierdzi, że inni wiedzieli. W świecie, w którym nie mówiło się o tym problemie i w którym nikt jeszcze nie myślał o procedurach bezpieczeństwa, dorośli ludzie wydawali się bezradni i przerażeni dziejącym się złem tak samo, jak jego ofiara. Wiedzieli nawet bracia kapucyni w klasztorze. „Czasem jeden z braci pukał do drzwi, bo wiedział, co się za nimi dzieje – wspomina Daniel. – Kiedy opuszczałem pokój, często spotykałem na korytarzu pewnego brata, który jakby na mnie czekał. Mówił mi: «Biedny chłopcze, nie powinieneś tu więcej przychodzić!». Ten brat był również nikczemnikiem, ale mniejszym niż tamten, bo próbował przerwać ten cyrk. Któregoś dnia tak walił w okno, że rozbił szybę. Wrzeszczał na ojca Joëla Allaza: «Jesteś łajdakiem!», a ojciec Allaz odpowiedział: «Lepiej dla ciebie będzie, jak zamkniesz mordę!». Ten brat na swój sposób usiłował mnie uratować. Był jednak tchórzem. Obowiązywała wszechmocna hierarchia” – wspomina Pittet.
Sam Daniel jako dziecko nie potrafił jednoznacznie wołać o pomoc. Jak dziecko ma mówić o czymś, o czym się boją mówić dorośli?
 
Jedna rozmowa
W obliczu tragedii Daniela poraża również świadomość tego, jak łatwo było ją przerwać – i że mimo to nikt tak długo nic w tym celu nie zrobił. Jeszcze nie: ukarać sprawcę. Na razie tylko: skończyć koszmar dziecka. To nie wymagało wielkiego wysiłku. Wystarczyła jedna rozmowa. Trwało to cztery lata: nikt nie przeprowadził jej wcześniej. Wystarczyło jedno zdanie. „W pewnym momencie, nie pamiętam już z jakiego powodu, musiałem się przenieść na jakiś czas do paulistek. Moja cioteczna babka zauważy wtedy, że nieustannie, regularnie, spotykam się z kapucynem. Sądzę, że odgaduje nienormalną, niezdrową sytuację i zaprasza mnie któregoś dnia do swojego gabinetu. Chce wiedzieć, po co tak często chodzę do tego księdza. Stoję jak zamurowany, nie jestem w stanie wydusić ani słowa i ona pojmuje. Pyta, czy nadal chcę tam chodzić. Odpowiadam, że nie, a ona oświadcza: «Od dziś nie będziesz już tam chodził. Cieszysz się?». Ten zakaz uwalnia mnie z piekła! Biegnę do ojca Allaza, by powiedzieć mu, że ciotka zakazała mi się z nim widywać. Gwałci mnie ostatni raz i na tym koniec”.
Daniel po latach dziwi się, że to, co zauważyła stara zakonnica, umknęło jego matce. Nie rozumie, dlaczego nie zadała mu prostego pytania. Twierdzi, że gdyby padło, odpowiedziałby. „Dziecko musi czuć, że dorosły, który zadaje mu pytania, chce usłyszeć prawdę – mówi. – W czasach, gdy byłem gwałcony, nikt nie wspominał o nadużyciach seksualnych. To był temat tabu”.
 
Kościół, który kocham
Jako uczeń szkoły średniej Daniel trafił do klasztoru Benedyktynów w Einsiedeln. Najpierw w czasie wakacji pracował tam jako furtian. Później zamieszkał razem z braćmi, studiując pielęgniarstwo, potem wstąpił na krótki czas do zakonu, rezygnował, znów wstępował, ostatecznie zdecydował, że nie jest w stanie żyć w zamknięciu. Spotkał Valerie, z którą się ożenił. Taki wybór drogi życiowej Daniela nie oznaczał buntu przeciwko Bogu czy Kościołowi. „Einsiedeln było moim opiekunem – wspomina po latach. – Jestem nieskończenie wdzięczny mnichom. Byli dla mnie tacy dobrzy! Zostałem zgwałcony przez księdza i doświadczyłem tego, co w życiu najgorsze, a ocalili mnie mnisi i dzięki nim doświadczyłem tego, co w życiu najlepsze. To w Einsiedeln, w otoczeniu zakonników i z ich nieustanną pomocą, zacząłem zastanawiać się nad samym sobą. Nauczyłem się tam jednego: nigdy nie wolno uogólniać żadnego doświadczenia. Opuszczając klasztor, nadal ufam Kościołowi. To, że wielu księży popełniło odrażające czyny, nie oznacza, że wszyscy są zepsuci. Pozwala mi tak twierdzić moje własna historia”.
Daniel do dziś nazywa Kościół „swoją rodziną” i powtarza to, gdziekolwiek jest. Mówi, że nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby się go wyrzec. „Bardzo szybko zrozumiałem, że ojciec Joël Allaz, mój gwałciciel, jest chory. (…) Pozostaję człowiekiem bliskim Kościołowi, który kocham, bo spotkałem w nim osoby wrażliwe, głęboko ludzkie, z zaangażowaniem wypełniające swoje powołanie”.
 
Byłbyś winien, gdybyś nie walczył
„Kocham Kościół, bo spotkałem w nim osoby, z zaangażowaniem wypełniające swoje powołanie”. Ten argument Daniela powinni usłyszeć ci wszyscy, którzy pytają, co zrobić mają oni sami wobec problemu pedofilii? Jeśli się z nią spotkałeś: reaguj. Reaguj szybko, zdecydowanie i bezkompromisowo. Ale jeśli masz szczęście i nie byłeś ani jej ofiarą, ani świadkiem, bądź świadkiem piękna, dobra i miłości Kościoła. Bądź głęboko inny niż ci, którzy czynią zło. Bądź świętą przeciwwagą dla grzechu, który popełniają bracia w wierze. Bądź świadkiem Jezusa. To jest ten aspekt problemu pedofilii w Kościele, o którym mało kto mówi: nikt z nas nie jest bezradny i nikt nie może pozostać bezczynny.
Ojciec Joël Allaz został zdemaskowany 20 lat po tym, jak wykorzystywał Daniela Pitteta. Daniel miał w tym swój udział: od zaprzyjaźnionych katechetek dowiedział się o molestowanym chłopcu i odkrył, że obaj padli ofiarą tego samego prześladowcy. Poinformował o wszystkim biskupa, ale wahał się, co robić dalej. Ks. Guy Gilbert, jego przyjaciel, francuski duszpasterz odrzuconych, napisał mu: „Nie bój się i ścigaj tego księdza, gdziekolwiek jest. Donieś na niego i spraw, by niewinność, którą zdeptał, była szanowana. Ciąży na tobie odpowiedzialność. Byłbyś winien, gdybyś nie walczył do końca”.
 
Nie boję się
Daniel walczy. Przyznaje, że wielu księży przestało się do niego odzywać. Twierdzą, że ich zdradził. Odrzucili go, bo nie mogli uwierzyć w winę ks. Allaza. „Gdy jestem w Watykanie, mam skłonność do opowiadania o swoim doświadczeniu za każdym razem, gdy pozwala na to sytuacja, bo cierpiałem z powodu Kościoła” – tłumaczy Daniel. Opowiada więc. Zmusza ludzi do słuchania, zmuszając ich jednocześnie do tego, by spłacali moralny dług wobec wszystkich ofiar. Skłania do refleksji i pokazuje, że ofiary też mają głos, żaden prześladowca nie jest więc bezpieczny.
Daniel nie oskarża Kościoła, oskarża konkretnego człowieka. Nie twierdzi również, że pedofilia jest problemem wyłącznie Kościoła.
Ze swoim gwałcicielem jako dorosły mężczyzna spotkał się tylko raz. Zobaczył starego, kruchego człowieka z pustką w oczach. Odkrył, że nie boi się swojego oprawcy. Wybaczył mu już w dzieciństwie, choć tamten nie wyraził skruchy. „Nie zmuszałem go do tego, by cokolwiek wyznał – mówi teraz. – To nie mój problem, tylko jego. Przebaczenie nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością ludzką, która wydaje wyroki, ani z przeprosinami, które likwidują problem. Przebaczenie należy do innej kategorii. Nie wymazuje zadanych ran ani cierpienia. Oznacza, że widzę w moim oprawcy człowieka odpowiedzialnego. Dzięki przebaczeniu nie czuję się już z nim związany, nie jestem już od niego zależny. Przebaczenie pozwoliło mi zerwać łańcuch, który przykuwał mnie do niego i który nie pozwolił mi żyć. Przebaczyłem mu. Dziś jestem wolny”.
 
 
Książka Daniela Pitteta Ojcze, przebaczam Ci wydana została nakładem wydawnictwa Znak. Przedmowę do niej napisali papież Franciszek i abp Wojciech Polak, prymas Polski.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki