Logo Przewdonik Katolicki

Supermoc

Natalia Budzyńska
FOT. UNSPLASH

I znowu czytam, że ktoś „przegrał walkę z rakiem”. Co to w ogóle znaczy?

To taka kalka chętnie powielana przez dziennikarzy za każdym razem, gdy powiadamiają o czyjejś śmierci, zwykle jakiejś znanej osoby, która długo chorowała. „Przegrał walkę z rakiem” lub „przegrał walkę z chorobą”. Za każdym razem, gdy czytam tę słowną zbitkę, wszystko się we mnie burzy i tracę na chwilę równowagę. Jak to „przegrał”? Co to w ogóle jest? Jakieś zawody sportowe? Mój Tata chorował długo na raka i nigdy nie myślałam o jego śmierci w taki sposób, że „przegrał”. Bo to tak, jakbyśmy myśleli, że owa „walka” z chorobą i ewentualna „wygrana” leżały w naszym zasięgu, to znaczy w zasięgu człowieka. Jak gdyby od sił chorego zależała ta „wygrana”, a od jego bezsił – „przegrana”. Jakbyśmy o życiu i śmierci decydowali sami. Jakby wygrana zależała od strategii, mocy naszego intelektu, decyzji, umiejętności. A skoro przegrywamy, to cóż, no tylko pozostaje mieć żal, że nie daliśmy rady.
To bzdura. Na serio ktoś uważa, że człowiek może się tak w sobie zawziąć, zebrać wszystkie swoje moce i wygrać walkę z nieuleczalną chorobą? I że ta wygrana zależy tylko od tych jego ludzkich sił?
Po pierwsze: nigdy nie określiłabym czyjejś śmierci na skutek choroby, że to „przegrana”. Już samo zmaganie się z chorobą, samo przyjmowanie cierpienia jest wielką wygraną, jeśli już uprzemy się, żeby stosować tę terminologię. Po drugie, ja jako chrześcijanka wierzę, że są sytuacje, nad którymi nie mam żadnych mocy i że nie ode mnie zależy, czy mam żyć, czy umrzeć i kiedy ma to nastąpić. Wierzę, że w chorobie Pan Bóg pozwala mi spotkać ludzi, konkretnie lekarzy, którzy mogą mi pomóc, leki, które mogą sprawić, że wyzdrowieję, ale ostatecznie wszystko zależy od Niego, a ja mam się modlić, żeby przyjąć Jego wolę z ufnością.
Nikt nie mówi, że to proste, kiedy przecież zdarza się, że Jego wola jest przeciwna mojej woli. A ja myślę, że przeważnie mam rację i że mój plan na to, jak ma się toczyć życie moje i moich najbliższych jest najlepszy. Wierzę, że Bóg chce dla mnie dobrze, bo mnie kocha tak jak nikt na świecie, więc nie pozostaje mi nic innego, niż ufać. Nawet wtedy, gdy moje plany się walą, gdy chorują najbliżsi, a nawet wtedy, gdy umierają. A wówczas nikt nie „przegrywa”, bo śmierć nie jest żadnym końcem.
Tak sobie powtarzam te prawdy na głos, bo w szpitalu jest nasz bliski przyjaciel, a jego wypadek po raz kolejny przypomniał mi, że nic nie zależy od naszych planów, które w jednej chwili mogą się zmienić całkowicie. Ale jest Ktoś, kto trzyma nad tym wszystkim pełną kontrolę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki