Życie nasze nie należy tak naprawdę do nas i to nie my nim nie kierujemy. Wszystko, co planujemy, może być w każdej chwili zawieszone. Gdy Jan Paweł II w czasie pamiętnych pielgrzymek do Ojczyzny zapowiadał kolejne spotkania, zwykle dodawał: „Jeżeli Bóg pozwoli”.
W powieści Mistrz i Małgorzata Bułhakowa jest piękny dialog o nieprzewidywalności ludzkiego losu. Gdy Woland, szatan przedstawiający się jako konsultant czarnej magii, powiedział Berliozowi, prezesowi zarządu stowarzyszenia literackiego, że nikt „nie może przewidzieć, co będzie robił dzisiejszego wieczora”, ten pomyślał, że to „jakieś głupie podejście do życia”, choć za chwilę – jak przepowiedział mu to konsultant – tramwaj miał uciąć mu głowę.
O człowieku, który umiera po okresie choroby, mawiamy: „Przegrał z chorobą”, jakby ta jego wygrana czy przegrana zależała najpierw od niego. Wszystko w naszym życiu zależy od tego, czy Bóg nam coś pozwala, czy nie. I choć może się nam to wydać „głupim podejściem do życia”, jednak fakty to potwierdzają. I dzisiaj, pomimo cudów medycyny, nikt nie może choćby jednej chwili dołożyć do swego życia (por. Mt 6, 27).
Czy wy kochacie życie?
Paradoksalnie owa kruchość życia nie tylko nas do niego nie zraża, ale odwrotnie – staje się wyzwaniem do większej troski o nie, by móc się nim cieszyć i doświadczać jego piękna. Wielu zaczyna doceniać życie dopiero wtedy, gdy bywa ono w jakiejś formie zagrożone. Przemijanie życia nie odbiera mu jego piękna, ale je wręcz uwypukla. Lilie polne tak pysznie ubrane, że nawet bogaty Salomon nie był w stanie naśladować ich przepychu, nie przestają być piękne dziś, choć – jak mówi Jezus – jutro mogą być wrzucone do pieca (por. Mt 6, 28–29). I nasze życie jutro przeminie, ale dzisiaj nie przestaje byś piękne.
Życie jest darem Boga już dzisiaj. Kochając Go całym sercem, całą duszą, całym umysłem i całą mocą, nie tylko dążymy do wieczności, ale tworzymy nasze życie doczesne, dzisiaj, teraz. Chrystus każe nam przyjąć życie doczesne, kochać je jako wielki Jego dar. I to nie tylko wtedy, gdy płynie ono przyjemnie, ale także wówczas – a może szczególnie wtedy – gdy naznaczone bywa trudem i cierpieniem. Aleksander Sołżenicyn w monumentalnym dziele Archipelag Gułag, w którym opisał całe bestialstwo bolszewizmu, stawia czytelnikowi pytanie: „Chwileczkę – a wy kochacie życie? Wy. Wy! Którzy tak lubicie krzyczeć i śpiewać z tupetem: «Kocham cię, życie, ach jak kocham cię, życie». Kochacie? W więc kochacie je całe! Obozowe również. To też jest życie”.
Nasza pomoc w Imieniu Pana
Biblia ukazuje nam życie jako zmaganie z pokusami, zagrożeniami. Tomasz á Kempis nazywa życie człowieka „pokusą i bojowaniem”. Trzeba jednak z pokorą powiedzieć, że to my sami jesteśmy najpierw zagrożeniem dla siebie; złe użycie wolności staje się naszym głównym wrogiem. Grzech ma zawsze charakter autodestrukcyjny.
Pierwszą pokusą, z której wypływają wszystkie inne, jest pokusa pychy, która każe odwrócić się do Boga plecami, udawać, że Go nie ma. Albo też, że bogiem jest coś, co człowiek sam wybiera. Jeremiasz wyśmiewa bałwochwalców, którzy „mówią do drzewa: Ty jesteś moim ojcem, a do kamienia: Ty mnie zrodziłeś, do Mnie zaś obracają się plecami a nie twarzą” (Jr 2, 27). A ponieważ zapłatą za grzech jest cierpienie i śmierć, stąd też gdy bałwochwalców „spotka nieszczęście, wołają: Powstań, Panie, wybaw nas” (Jr 2, 27).
Na szczycie wszystkich pokus, „złych myśli” (logismoi), Ewagriusz z Pontu stawia właśnie pychę. „Dusza pysznego zostaje opuszczona przez Boga i staje się pośmiewiskiem demonów. (...) Na pychę choruje ten, kto sam odstąpił od Boga, i własnej sile przypisuje dobre uczynki”.
Prawdziwa walka wewnętrzna rozpoczyna się więc od stawienia czoła pokusie pychy poprzez zwracanie się twarzą ku Ojcu. Żydzi rozpoczynali modlitwę od przywołania słowa Jahwe: „Szema Izrael” – Słuchaj Izraelu, Pan Bóg nasz, jest jedyny. A my chrześcijanie rozpoczynamy modlitwę „w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. Nasza pomoc – żydów i chrześcijan – jest bowiem w Imieniu Pana.
Wielki Post to czas zmagania duchowego, powrotu do modlitwy, nieustannego przywoływania imienia Boga, Jego obecności. Stąd tak ważny jest udział w rekolekcjach wielkopostnych, spowiedź. Nasza wielkopostna modlitwa wymagać będzie walki wewnętrznej. „Jeśli chcesz troszczyć się o modlitwę, przygotuj się na ataki demonów i mężnie znoś ich ciosy. Będą bowiem nacierać na ciebie jak dzikie bestie” – pisze Ewagriusz.
Dopóki do ciebie nie strzelają...
Gdy próbujemy się modlić, nie jesteśmy sami. Bóg, nasza Opoka, zaprawia nasze ręce do walki, a palce do wojny (por. Ps 144, 1). On w naszych zmaganiach osłania nasze głowy swoją potężną mocą (por. Ps 140, 8).
Życie Jezusa opisane jest w Ewangeliach w kluczu zmagania i walki, od Wcielenia aż po modlitwę w Ogrójcu i śmierć na krzyżu. I nie jest to najpierw walka ze skorumpowanymi faryzeuszami, ale z kruchością własnej ludzkiej natury. Bo choć był Synem Bożym, nie skorzystał ze sposobności, by stać się równym Bogu, ale uniżył samego siebie i przyjął postać pokornego sługi, zmagającego się – jak każdy człowiek – z ludzką słabością (por. Flp 2,8)
Jezus jest kuszony „na serio”. Pokusa ma przystęp do Niego jak do każdego. Był do nas podobny we wszystkim prócz grzechu, czyli ulegania pokusie. Pokusy Jezusa mają charakter „próby” Jego mesjańskiej misji, stąd też zaczynają od słów: „Jeżeli jesteś Synem Bożym” – przemień te kamienie w chleb, rzuć się w dół, zstąp z krzyża.
Jezus kuszony i zwyciężający z walce ukazuje nam drogę naszego zmagania i walki. Podkreślamy, że „zepsuty świat” stanowi zagrożenie dla naszej wierności Bogu. Ale przecież same pokusy nigdy nie zagrażają naszej wierności, one jedynie odsłaniają, jaka ona naprawdę jest. Ojcowie pustyni mówili, że to właśnie w pokusach człowiek poznaje siebie i dlatego uważali pokusy za konieczne. „Zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony” – pisał Ewagriusz z Pontu. Prowadziłem kiedyś spotkanie dla żołnierzy wracających z misji zagranicznych. Wielu z nich doświadczyło bezpośredniego zagrożenia życia. Jeden z nich powiedział znamienne słowa: „Dopóki do ciebie nie strzelają, nie wiesz, kim jesteś; ile jest w tobie lęku, a ile odwagi”.
Pięć rad Jezusa na chwile kuszenia
Czytając dzienniki duchowe świętych i mistyków, widzimy, jak musieli zmagać się o swoje życie: walczyć z pokusami, ułomnościami, zagrożeniami. Ofiarne powierzanie się Bogu, pełna hojności służba bliźnim także im nie przychodziły łatwo. Św. Augustyn w Wyznaniach wracając do chwil swego nawrócenia pisze o zamęcie walki, jaką stoczył w najbardziej odosobnionej komnacie, czyli w swoim sercu. Z niepokojem pytał wówczas swego przyjaciela Alipiusza: „Na co my czekamy? (...) Powstają prostaczkowie i zdobywają niebo, a my, z całą naszą bezduszną uczonością, tarzamy się w ciele”.
Św. Faustyna Kowalska w Dzienniczku wyznaje: „O Panie, widzę dobrze, że życie moje od pierwszej chwili, kiedy dusza moja otrzymała zdolność poznania Ciebie jest ustawiczną walką i to coraz zaciętszą. Każdego poranku w czasie rozmyślania gotuję się do walki na cały dzień”. Oto kilka bezcennych wskazówek, jakie Jezus dał siostrze na czasy kuszenia (Dzienniczek 1560).
„Po pierwsze: nie walcz sama z pokusą, ale natychmiast odsłoń ją spowiednikowi, a wtenczas pokusa straci całą swą siłę”. Ojcowie pustyni, wielcy mistrzowie życia duchowego doradzali, aby „złe myśli” wyznawać przed Starcami. Udawali się nieraz w daleką drogę, by móc przed wybranym Starcem wyznać pokusy i otrzymać słowo umocnienia. Lękowe ukrywanie swoich pokus, a tym bardziej grzechów, to wielkie zagrożenie dla życia duchowego.
Po drugie – radzi Jezus Faustynie – „w tych doświadczeniach [pokusy] nie trać pokoju, przeżywaj Moją obecność, proś o pomoc Matkę Moją i Świętych”. Jezus powtarza Faustynie to, co za swojego życia ziemskiego powiedział apostołom: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”. „W czasie pokusy używaj krótkiej, ale intensywnej modlitwy” – podpowiada z kolei Ewagriusz z Pontu. Modlitwa w pokusie, to przede wszystkim przywołanie słowa Bożego, jak czynił to Jezus na pustyni. Nasza codzienna medytacja Słowa jest najlepszą gwarancją duchowego zwycięstwa w każdej pokusie. Im bardziej czujemy się kuszeni, tym usilniej winniśmy medytować Słowo.
Po trzecie – poucza Jezus swoją Sekretarkę – „miej pewność, że Ja na ciebie patrzę i wspieram cię”. W żadnej pokusie nigdy nie jesteśmy sami. Im trudniejsze przeżywamy chwile, tym bliżej nas jest Jezus.
Po czwarte: „nie lękaj się ani walk duchowych, ani żadnych pokus, bo Ja cię wspieram, byleś ty sama chciała walczyć, wiedz, że zawsze zwycięstwo jest po twojej stronie”. Św. Ignacy Loyola w regułach rozeznania duchowego podkreśla, że zły duch postępuje podobnie jak wódz, który oblegając miasto, atakuje je w miejscu, w którym jest ono bronione słabo. I my przyglądając się wielu naszym pokusom, moglibyśmy zauważyć, jak nasze wahania nasilały i wzmagały pokusy.
„Piąte – mówi Jezus siostrze Faustynie – wiedz, że przez mężną walkę oddajesz mi wielką chwałę, a sobie skarbisz zasługi. Pokusa daje ci sposobność okazania mi wierności”.