Basię, Filipa i Bartka spotykam w drzwiach marketu w londyńskim Edmonton. Właśnie wychodzą ze sklepu z wózkiem z zakupami. Jest co prawda piątek, nie przeszkadza to jednak zapytać o stosunek do zakupów w niedzielę. – Kiedy robić większe zakupy, skoro przez cały tydzień od rana do wieczora Bartek pracuje i wieczorem raczej myśli, żeby pobyć z synem, którego nie widział cały dzień? – mówi Basia, żona Bartka i mama trzyletniego Kuby. – Prawdę mówiąc, niedziela jest bardzo wygodna dla nas wszystkich – dodaje.
Na zakupach głównie emigranci
Niedzielne zakupy nie zajmują im dużo czasu. Godzina, góra dwie. Wyprawy na popularny wśród Polaków na Wyspach „szoping” do centrum po ciuchy czy elektronikę? Już od dawna nie. Takie zakupy robią od lat przez internet.
Tesco Extra to handlowy gigant, jakich wiele w stolicy Wielkiej Brytanii. Otwarty 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Wróć: właściwie przez sześć dni. W niedzielę następuje handlowy „odpust” i sklep sprzedaje od godz. 11.00 do 17.00. „Sprzedaje” to kluczowe słowo, ponieważ po godz. 17.00 sklepy nie przestają pracować. – Po zamknięciu drzwi na halę sprzedaży wychodzą dziesiątki pracowników, aby dołożyć brakujący towar na półki – mówi Paul, szef zmiany działu kas sklepu we wschodnim Londynie. – To powoduje, że nasz supermarket jest właściwie otwarty 7 dni w tygodniu – mówi.
Filip, który jest z Bartkiem i Basią na piątkowych zakupach, zwraca uwagę na to, że w niedzielę w supermarketach widać głównie emigrantów. – Rzadko spotyka się brytyjską białą klasę średnią. To wynika z jej tradycji i stylu życia – twierdzi. Według Filipa w niedzielę zakupy w supermarketach robią emigranci z krajów, w których chrześcijaństwo nie jest dominującą religią. Dużo jest też emigrantów ze wschodniej Europy, którzy w tygodniu są zapracowani i po prostu nie mają siły na to, żeby jeździć jeszcze po sklepach. Zgadza się z nim Bartek, który dodaje, że taki stan rzeczy panuje, odkąd pamięta, a w Wielkiej Brytanii jest już prawie 20 lat.
Handel kołem zamachowym
Podobnie myśli Adrian Urban, prowadzący z Londynu swojego vloga na kanale YouTube. – Handel w niedzielę na Wyspach pamiętam od zawsze. Nie wyobrażam sobie zamkniętych sklepów w niedzielę w centrum Londynu. Wtedy na ulicach widać najwięcej turystów, którzy masowo kupują londyńskie pamiątki – mówi. O tym, że handel jest kołem zamachowym brytyjskiej prosperity, nie ma wątpliwości. – Nie wyobrażam sobie w niedzielę zamkniętych miejsc typu Camden Town Market czy Borough Market. To byłby strzał w stopę dla brytyjskiej gospodarki – podkreśla.
Adrian ma podobne spostrzeżenia odnośnie do profilu robiących zakupy w niedzielę jak Bartek i Filip. – Niedziela to jedyny dzień, kiedy Polacy mogą spokojnie z rodzinami zrobić zakupy, ponieważ wielu z nas ciężko pracuje od poniedziałku do soboty – mówi. Sam robi zakupy, kiedy może. Pracuje jako prezenter w polskim radiu i vloger praktycznie siedem dni w tygodniu.
Obecne prawo w Anglii, Walii i Irlandii Północnej (w Szkocji zawsze można było handlować w niedziele bez ograniczeń i taki stan praktycznie trwa do dzisiaj), pozwalające na handel w supermarketach w niedzielę, obowiązuje od 1994 r. Wcześniej niedzielne zakupy raczej nie były możliwe. Zakaz handlu dużych sklepów regulowały przepisy z 1950 r. Jednak początki związane są z ustawą Shops Act z 1912 r., która była efektem wieloletnich batalii parlamentarnych ciągnących się od początku XIX w. wraz z nastaniem wielkich domów handlowych.
Zmiana przyzwyczajeń nie jest łatwa
W 1986 r. premier Margaret Thatcher próbowała ten zapis zmienić, żeby pobudzić gospodarkę, jednak głosami Partii Pracy oraz dzięki głosom lewego skrzydła jej Partii Konserwatywnej ustawę odrzucono. Wszelkie próby przyzwolenia na handel w niedzielę w Wielkiej Brytanii zawsze budziły emocje. W latach 80. ubiegłego wieku prowadzono nawet kampanię „Keep Sunday Special”, co w wolnym tłumaczeniu można rozumieć jako „Niedziela jest wyjątkowa”. Jak widać, była ona wtedy skuteczna.
Lata 90. przyniosły zmianę. Sunday Trading Act z 1994 r. to kompromis pomiędzy związkami zawodowymi a rządem. Ustalono, że duże sklepy mogą pracować maksymalnie 6 godzin, a pracownicy muszą sami zgodzić się na pracę w niedzielę. Sklepy, żeby zachęcić pracowników do niedzielnej pracy, płacą zazwyczaj podwójną stawkę godzinową. Taki układ funkcjonuje od lat i nic na razie nie wskazuje, że coś się zmieni. Sytuację próbował zmodyfikować w 2015 r. rząd Davida Camerona, jednak rok później ostatecznie poniósł klęskę w parlamencie. A zmiana nie miała być drastyczna: o godzinach pracy supermarketów decydować miały samorządy lokalne.
W tym przypadku do tradycyjnie sprzeciwiających się lewicowych polityków i związków zawodowych dołączył Kościół anglikański, który nie chciał ryzykować majstrowania przy ustawie z lat 90., która i tak była sporym kompromisem. Przedstawiciele Kościoła anglikańskiego mieli oczywiście na względzie rodzinny i religijny charakter niedziel. Nie trzeba dodawać, że reszta Kościołów chrześcijańskich takie stanowisko Anglikanów poparła.
Styl życia
Damien Ivatts, urodzony w Newcastle londyńczyk, twierdzi, że handel w niedzielę jest oczywiście korzystny dla konsumenta, jednak dla pracownika już nie bardzo.
Tradycyjny tryb życia Wyspiarzy powoduje, że przeciętny Anglik niedzielę przeznacza raczej na relaks po gorączce sobotniej nocy, z grą w polo, herbatką w klubie tenisowym (od wyższej klasy średniej w górę), krykietem (klasa średnia) czy oglądaniem piłkarskiej ekstraklasy (absolutnie wszyscy Brytyjczycy). Ważnym punktem niedzieli jest oczywiście rodzinny obiad i wspólne oglądanie w telewizji minimaratonu serialu Eastenders, który w niedzielę nadawany jest powtórkowo, kilka odcinków pod rząd.
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Brytyjczycy w niedzielę masowo chodzą do kościoła. Kościół anglikański bardziej przeżywa kryzys niż rozkwit. Kościół katolicki jest przedstawicielem niszowego wyznania i pośród rdzennych mieszkańców Wysp ma średni posłuch. Sytuację ratują tutaj polscy katolicy, jednak im akurat handel w niedzielę nie przeszkadza. Polskie kościoły są w niedzielę szczelnie wypełnione katolikami, tak samo jak brytyjskie supermarkety Polakami.
Na pewno dla Brytyjczyków ważna jest tradycja, ale tradycja „narodowa” objawiająca się przyjętym stylem życia: niedziela to relaks, a praca w niedzielę to wolny wybór. Dlatego właśnie w niedzielę klientów-emigrantów najczęściej obsługują emigranci-pracownicy, wszyscy nauczeni godzić swoje przekonania z pragmatyzmem.
Piotr Dobroniak redaktor naczelny polskiego portalu informacyjnego w Wielkiej Brytanii Cooltura24.co.uk – internetowej wersji Tygodnika Cooltura