Tragiczna wiadomość o śmierci Arkadiusza J., która obiegła polskie i brytyjskie media po raz kolejny wywołała dyskusję na temat sytuacji Polaków i ogólnie „Wschodnioeuropejczyków” – jak tutaj nazywa się wszystkich mieszkańców Europy, którzy zamieszkują tereny za dawną granicą tzw. Europy Zachodniej. Często media unikają opisu konkretnej narodowości i zamiast o Bułgarze, Węgrze czy Polaku przeczytamy o „East European”. Tak zakwalifikowała nas anglosaska poprawność polityczna.
Niestety w polemikach w kampanii referendalnej przed Brexitem używano częściej ogólnej nazwy – Polacy. To Polacy zabierali pracę. To Polacy zabierali zasiłki. Jak słusznie zauważył jeden z brytyjskich respondentów w telewizyjnej sondzie ulicznej: „Jestem pod wrażeniem, że potrafią to robić jednocześnie”. Wynika z tego jasno, że niektórzy Brytyjczycy rozumieli absurdy tej kampanii. Wynik referendum, który pokazał, że większość głosujących jest za wyjściem z UE był dla przeciwników wyjścia zaskoczeniem. Teraz przyszła refleksja również do tych, którzy głosowali za wyjściem.
Niski kurs funta, spadki cen mieszkań, problemy z zatrudnieniem wykwalifikowanych pracowników, spadek inwestycji – to są obecnie realne problemy brytyjskiej gospodarki. Polacy jednak wciąż chcą trzymać się „lepszego życia”, o czym świadczą pierwsze reakcje po tragicznej śmierci Polaka w podlondyńskim Harlow. Wszyscy jak jeden mąż zapewniają: „Wracać nie chcemy”.
Biografia ksenofobii
Jeśli zaczynamy mówić o tym, że problem ksenofobii i różnego rodzaju nacjonalizmu to efekt wielokulturowości i domena ostatnich lat, jesteśmy niestety w błędzie. Jeśli mówimy o tym, że wcześniej problemów z emigrantami nie było, to świadczy tylko o naszej niewiedzy i braku świadomości historycznej.
Czym jest Wielka Brytania? Kim są ludzie, którzy zamieszkują Wielką Wyspę? W wielkim skrócie: to potomkowie emigrantów. Emigrantów, którzy przybyli tu jeszcze za czasów rzymskich i przybywali przez kolejne stulecia. Jak pisze Peter Ackroyd w wielokrotnie nagradzanym dziele Londyn: Biografia: „W mieście pracowali ludzie pochodzący z Galii, Grecji, Niemiec, Włoch i Afryki”. Londyn był nazywany miastem narodów. Co ciekawe do napięć pomiędzy zasiedziałymi mieszkańcami miasta a ludnością napływową dochodziło już wtedy. Od wieków powód był ten sam: cudzoziemcy zabierali pracę tubylcom, co doprowadzało do takich niechlubnych chwil jak „Evil May Day”, podczas którego londyńczycy zabijali cudzoziemców i plądrowali ich domy. Nie, to nie było „ostatnimi czasy”, to było w wieku XVI!
Co robili emigranci? To samo co dzisiaj: „Pewna grupa podejmowała zajęcia, których rdzenni londyńczycy (jeśli tacy w ogóle istnieją) nie chcieli wykonywać” – to znowu cytat z Petera Ackroyda.
Jeśli państwo brytyjskie przeżywało prosperity, wszyscy żyli w zgodzie. Jeśli tylko zaczynały się problemy, winą obarczano obcych.
Oczywiście bezpośrednie przyczyny za każdym razem są inne, jednak „powód” zawsze ten sam: „Źli emigranci żerują na zdrowej tkance narodu”. Tym razem też tak jest. Tym razem jednak o tym problemie się mówi, o tym problemie się pisze i problem ten się pokazuje. Do brytyjskiej świadomości w końcu trafia, że antagonizowanie mniejszości narodowych z Brytyjczykami do niczego nie prowadzi i jest po prostu tragiczne w skutkach.
Czy teraz możemy mówić, że śmierć Polaka w Harlow spowodowana została ksenofobią? Czy Arkadiusz J. zginął, a jego koledzy zostali pobici dlatego, że byli Polakami? Wszystko wskazuje na to, że jednak nie, ale jak twierdzą świadkowie, to, że pobici byli Polakami, wcale im nie pomogło, a jeszcze bardziej zaogniło sytuację.
Czym skorupka nasiąknie…
Sprawcami pobicia okazali się nastolatkowie. W Wielkiej Brytanii nikogo to już chyba nie dziwi. Nastolatkowie są najbardziej brutalni, napadają w grupach i często te napady kończą się poważnymi obrażeniami. Nie na darmo mówi się o tym, że Polaków napadł młodociany gang. Takich gangów w Londynie i w całej Wielkiej Brytanii jest mnóstwo. Niestety policja boi się ścigać nieletnich, bo przez absurdalne prawo funkcjonariusze boją się posądzenia o „instytucjonalny rasizm”. Dlaczego rasizm? Gangi są domeną mieszkańców Wielkiej Brytanii o kolorze skóry odmiennym od białego.
Terminu „rasizm instytucjonalny” użyto po raz pierwszy w tzw. Raporcie Scarmana, po zamieszkach w londyńskiej dzielnicy Brixton w 1981 r. Zamieszki odbyły się na tle rasowym, a wzburzyła się lokalna ludność karaibska. Brało w nich udział ponad 5 tys. ludzi, spalono i zniszczono dziesiątki budynków, spalono kilkaset samochodów, a ponad 300 osób zostało rannych. Po raporcie lorda Scarmana w UK wprowadzono specjalne prawo, które miało zlikwidować objawy rasizmu instytucjonalnego. Zamieszki bowiem rozpoczęły się od tego, że brytyjscy policjanci byli – według powszechnej opinii – źle nastawieni do czarnoskórych mieszkańców brytyjskiej stolicy. Po śmierci jednego z zatrzymanych przez policję czarnych mieszkańców Brixton balon zgromadzonych przez lata antagonizmów eksplodował.
Dlaczego młodociani są tacy agresywni, a agresję kierują właśnie na obcokrajowców? Najprościej: wynoszą to z domów. To tam słyszą, że obcokrajowcy zabierają ich rodzicom zasiłki, pracę. To tam słyszą, że za wszystkie niepowodzenia życiowe ich rodziców, które dotykają też dzieci odpowiedzialni są właśnie ludzie napływowi.
Ksenofobii trudno doszukać się w bogatych rejonach Wielkiej Brytanii i bogatych dzielnicach Londynu. One istniały tam, gdzie trwały przez stulecia – w najbiedniejszych dzielnicach i rejonach kraju. Harlow jest od tzw. złej strony Londynu – północny wschód. O ile to, co na zachód od Londynu było zawsze prestiżowe, na wschodzie i północy było przemysłowe. Koło „trujących wyziewów” fabryk, wysypisk śmieci, doków i kominów statków handlowych mieszkali najbiedniejsi. Mimo że doków i większości fabryk już dawno na wschodzie nie ma, to ludzie i ich mentalność pozostała. Jeśli ktoś zapuszczał się kiedykolwiek na osiedla wschodniej dzielnicy Newham i jeszcze dalej na wschód od niej, wie, jak potrafią wyglądać mieszkania lokalnej ludności. Nawet nowe osiedla Beckton po kilku latach wyglądają tak, jakby nikt tam nie mieszkał. Co ciekawe, z biedą sąsiadują bogate apartamenty od strony Tamizy. Chociaż należy zwrócić uwagę, że bieda w Wielkiej Brytanii jest względna, bo niektórzy mieszkańcy dostają więcej z zasiłków od państwa, niż emigranci są w stanie zarobić w normalnej pracy.
Polak potrafi
Jak bardzo Polacy radzą sobie w każdej sytuacji, niech świadczy fakt, że nie ma miejsca w Wielkiej Brytanii, w którym baliby się osiedlać. Zapewne często wynika to z braku świadomości, ale też z pewnego rodzaju dysfunkcji kulturowej. Polakom komunizm wyplenił świadomość klasową. Świadomość, która jest cały czas żywa w społeczeństwie brytyjskim. Polacy z Harlow, ale też z każdego innego rejonu Wielkiej Brytanii, nie dadzą się łatwo zastraszyć i do śmierci swojego krajana podchodzą dość spokojnie. Obawiać się można jedynie eskalacji spowodowanej ułańską fantazją naszych rodaków. Bo tak jak kiedyś na Brixton pękł balon wśród Jamajczyków, tak kiedyś może pęknąć balon wśród Polaków. Może wtedy też jakiś lord napisze raport, ukuje kolejny termin określający ksenofobię i spowoduje, że po raz kolejny Brytyjczycy będą próbowali uspokoić nim swoje sumienie.