Jeśli ludzie, którzy na co dzień nie zostawiali suchej nitki na poglądach Tomasza Terlikowskiego, z pełną aprobatą podają dalej jego komentarz, to wiedz, że coś się dzieje. „Jestem Polakiem, katolikiem i uwielbiam kebab. I nie zamierzam z niego rezygnować” – napisał katolicki publicysta, w ten sposób odnosząc się do pomysłu, by 7 stycznia zbojkotować punkty sprzedające ten specjał. „Bitwa o kebab” (inne środowiska nawoływały do tego, by 7 stycznia koniecznie go zjeść) to efekt tragedii, do jakiej doszło w ostatnią noc 2016 r. w Ełku. Niestety, wystawia nam ona nie najlepsze świadectwo. Nie tylko dlatego, że w przerzucaniu się takimi pomysłami tracimy z oczu najważniejsze – zginął człowiek, a jego najbliżsi przeżywają dramat. Danielowi życia już nikt nie wróci, a o sprawiedliwość tu i teraz może zatroszczyć się tylko sąd, któremu przyjdzie orzekać we wcale nie tak czarno-białej sprawie, jak chcieliby ją widzieć co niektórzy.
Nieunikniony wybuch
Co wiemy o wydarzeniach, które rozegrały się w sylwestrową noc w Ełku? Zginął młody człowiek, który w bójce został ugodzony nożem. Zarzut zabójstwa postawiono już dwóm obcokrajowcom – Tunezyjczykowi oraz Algierczykowi, właścicielowi baru z kebabem. Wszystko wskazuje na to, że właśnie tam rozpoczął się dramat. Według relacji świadków atmosfera w lokalu była – delikatnie mówiąc – napięta. Niektórzy klienci znieważali obcokrajowców przygotowujących jedzenie („Ciapaku na kolana i do pana” to tylko próbka ich możliwości). Wśród klientów był też 21-letni Daniel, który wyniósł z baru dwie butelki napojów. Obsłudze, która ruszyła za nim w pościg, udało się go złapać. Wywiązała się bójka, której finał wszyscy znamy. Raz jeszcze powtórzę, że zbrodnia wymaga kary, ale tę wymierzyć może tylko sąd. Tymczasem w Ełku, w którym rozpoczęły się zamieszki, wszystko zmierzało w kierunku samosądu. Taka reakcja nie może dziwić, bo obcokrajowiec, a zwłaszcza muzułmanin, wywołuje dziś określone skojarzenia. Śmierć Daniela była iskrą, która spadła na beczkę prochu i wybuch był nieunikniony.
W toczącej się od miesięcy dyskusji w sprawie przyjmowania uchodźców większość Polaków ma sprecyzowane poglądy. Według ostatniego badania CBOS ponad połowa z nas (52 proc.) jest przeciwna przyjmowaniu ich w naszym kraju (badanie przeprowadzono jeszcze przed grudniowym zamachem w Berlinie, co oznacza, że odsetek niechętnych będzie jeszcze większy). Boimy się o nasze bezpieczeństwo, nie chcemy w naszym kraju zamachów takich jak w Brukseli, Nicei czy Paryżu i muzułmańskich dzielnic pełnych niepracujących obcokrajowców, którzy nie mają najmniejszej chęci asymilowania się. Dziś to wszystko kojarzy nam się z przybyszami z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu, bez względu na to, czy ledwie dotarli do Polski, czy przebywają tu od wielu lat. To krzywdzące uproszczenie.
Mentalność Kalego
Obcokrajowcy pracujący w barze nie wyłudzali pieniędzy pod postacią zasiłków z naszych kieszeni. Pracowali legalnie, co jest przecież wystarczającym dowodem na to, że próbowali się odnaleźć w lokalnej społeczności. Trudno uwierzyć, by nie zdawali sobie sprawy z tego, czym jest odebranie komuś życia i z jakimi konsekwencjami się wiąże. Takich pytań ludzie, którzy uczestniczyli w zamieszkach, jednak sobie nie zadawali. Nie tylko w Ełku – dla przykładu butlami z benzyną zaatakowano też dwa lokale w leżącym na drugim końcu kraju Wrocławiu.
Jeszcze nie tak dawno oburzaliśmy się, gdy brytyjscy politycy winą za złą sytuację ekonomiczną obarczyli emigrantów, w tym – wymieniając nas wprost – Polaków, zarzucając im zajmowanie miejsc pracy i wyłudzanie zasiłków. Takie stawianie sprawy doprowadziło do dewastacji polskich lokali, pobić, a nawet zabójstwa. Nieodpowiedzialne wskazywanie palcem jest bardzo niebezpieczne. „W Ełku czterech obcokrajowców zasztyletowało 21-letniego chłopaka. A ty człowieku spróbuj teraz skrytykować imigrantów – rasizm i ksenofobia”, „Nie ma u nas problemu z imigrantami, a i tak obcokrajowcy mordują” – wpisy z Twittera Brygady Podlaskiej ONR nie pozostawiają wątpliwości, kogo ten palec wskazuje.
Musimy mówić głośniej
Kilka dni po tragicznych wydarzeniach w Ełku prof. Magdalena Środa napisała, że agresja, pogarda i nienawiść wobec obcych rosną w niekontrolowany sposób przy błogosławieństwie rządu i Kościoła. Do polityki rządu nie chciałbym się odnosić (robi to na kolejnych stronach Piotr Zaremba). Z pewnością jednak nie można mówić o przyzwoleniu Kościoła na takie barbarzyństwo. Relacjonując przebieg zamieszek, nawet „Gazeta Wyborcza” podała, że podczas Mszy św. w ełckiej katedrze bp Jerzy Mazur powiedział, że droga przemocy i agresji to nie jest droga chrześcijanina, oraz prosił, by nie szukać zemsty. „Wszyscy możemy być twórcami pokoju”, przypomniał słowa papieża Franciszka bp Mazur. Podobno niektórzy wychodzi wówczas z kościoła.
Kilka dni później o lepsze traktowanie innych prosił na Twitterze prymas Polski abp Wojciech Polak: „W twarzach mędrców ze Wschodu zobaczmy twarze naszych sióstr i braci, z każdego języka, rasy, kultury, ludu i narodu, idących z nami do Pana”. Mało? Jeśli przyjąć dzisiejsze standardy medialne, pewnie tak, ale nie zapominajmy o tym, że standardem dla każdego chrześcijanina jest przykazanie miłości – będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Każdego bliźniego, także muzułmanina.
Podczas Soboru Watykańskiego II Kościół katolicki ogłosił dokument o dialogu pomiędzy religiami Nostra aetate. W przemówieniu do młodzieży muzułmańskiej w 1985 r. odwoływał się do niego Jan Paweł II. – Kościół stwierdza, że wszyscy ludzie, a szczególnie ludzie żywej wiary, winni się szanować, przezwyciężać wszelką dyskryminację, żyć razem i służyć powszechnemu braterstwu – mówił w Casablance papież i wezwał wszystkich, „by wspólnie strzegli i rozwijali sprawiedliwość społeczną, dobra moralne oraz pokój i wolność”.
Wymagające dziedzictwo
Polska przez lata była uważana za miejsce, które było domem dla ludzi różnych narodowości, kultur i religii, a naszą tolerancję podawano wręcz za wzór. Do dziś się zresztą nią szczycimy. Nie kto inny jak Jan Paweł II mówił, że polskość to „to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie”. Tego dziedzictwa nie da się pogodzić z postawą: nie jesteście tu mile widziani i już.
To prawda, że społeczne nastroje, polityczny klimat i psychologia tłumu wpływają na nasze poglądy i zachowania. Patrząc na to, co dzieje się w Europie Zachodniej, trudno nie bać się o bezpieczeństwo w Polsce. Ale to tylko jedna strona medalu. Druga jest taka, że obcokrajowcy wzięci na cel po sylwestrowej nocy w Ełku są Bogu ducha winni. Skoro przebywają w naszym kraju, to zasługują, by ich traktować jak każdego innego mieszkańca. A jeśli ktoś chce przyjmować wobec przybyszów postawę wrogą, nie powinien udawać, że robi to z powodu troski o Polskę i chrześcijańską wiarę, bo to zwyczajnie nieprawda.