– Ustawa ograniczająca handel w niedziele przywraca normalność – powiedział tuż przed jej podpisaniem prezydent Andrzej Duda. Od 1 marca handel zostanie ograniczony do dwóch niedziel w miesiącu. W 2019 r. będzie to już tylko jedna niedziela, a w 2020 r. duże sklepy pozostaną zamknięte we wszystkie niedziele. Niemal, bo zakupy będziemy mogli zrobić w dwie niedziele poprzedzające Boże Narodzenie, jedną przed Wielkanocą oraz ostatnie niedziele stycznia, kwietnia, czerwca i grudnia. Czy to oznacza, że gdy w niedzielę zabraknie nam chleba, jajek czy napojów, to zostaniemy na lodzie? Nie, bo nowe prawo zakłada też cały szereg wyjątków.
Po co to wszystko?
Wielu Polaków odbiera nowe przepisy jako zamach na swoją wolność (np. tuż po podpisaniu ustawy przez prezydenta „Gazeta Wyborcza” wysłała swoim prenumeratorom informację: „Kiedy nie zrobisz zakupów w 2018 roku? Sprawdź dokładną rozpiskę niedziel wolnych od handlu”). Są też tacy, którzy uważają, że to pomysł Kościoła na zwiększenie frekwencji na niedzielnych Mszach. Prawda jest jednak inna.
Celem złożonego m.in. przez „Solidarność” obywatelskiego projektu, pod którym podpisało się ponad pół miliona osób, była ochrona 1,2 mln osób, głównie kobiet, które w niedziele i święta muszą przychodzić do pracy. – Tę liczbę śmiało możemy pomnożyć przez trzy. Wtedy otrzymamy odpowiedź na pytanie, ile osób jest poszkodowanych przez to, że w niedzielę duże sklepy są otwarte. Przecież niemal każda z pracujących osób ma rodzinę. A niedziela to przecież najlepszy moment na spędzanie czasu z rodziną – mówi Alfred Bujara z „Solidarności”. Dobro osób, które w niedzielę i święta muszą iść do pracy, było najważniejsze nie tylko dla związkowców, ale także dla Kościoła. „Nie mamy wątpliwości, że ciągle stoimy przed nową szansą przeżywania niedzieli w całej wspólnocie naszego społeczeństwa jako dnia wzmocnienia sił i odpoczynku, odrodzenia zagubionych więzi rodzinnych i społecznych” – napisali w oświadczeniu popierającym projekt ustawy polscy biskupi. I jedni, i drudzy mają dziś powody do radości, ale i do obaw. Nie brak bowiem głosów, że nowe prawo będzie nieskuteczne.
32 wyjątki
Wszystko przez 32 zapisane w ustawie wyjątki. To m.in. stacje benzynowe, apteki, punkty na dworcach i lotniskach, piekarnie i cukiernie czy sklepy, w których za ladą stanie właściciel. – Nie mówiłbym, że to dużo czy mało. To takie niezbędne do funkcjonowania minimum, bo trudno sobie wyobrazić, żebyśmy nie mieli gdzie zatankować auta czy kupić leków – tłumaczy Alfred Bujara. Dużo tych wyjątków, odpowiadają sceptycy, nazywając ustawę „dziurawą” i wytykając, że ich interpretacja budzi znaczne wątpliwości, dając przy okazji okazję do obejścia właścicielom sklepów niewygodnych przepisów.
Przykład? Pojawił się pomysł, żeby sklepy w niedziele otwierały tzw. showroomy, w których klienci mogliby jedynie zobaczyć czy przymierzyć towar, który następnie zamawialiby przez internet i natychmiast odbierali na miejscu. – Nie ma takiej możliwości – ucina dyskusję przewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Handlu „S”. – Zgodnie z nowymi przepisami „powierzanie pracownikowi lub zatrudnionemu wykonywania pracy w handlu oraz wykonywania czynności związanych z handlem są zakazane”. A przecież samo otwarcie sklepu czy wydawanie towaru takimi czynnościami są, więc nie ma o czym mówić. Ta ustawa wcale nie jest dziurawa, jak się co niektórym wydaje. Gdyby jednak pojawiła się taka potrzeba, to mamy zapewnienie, że zostanie znowelizowana – wyjaśnia.
Polak potrafi
Być może już niedługo będzie taka potrzeba. Jedna z sieci handlowych zapowiedziała, że jej sklepy będą czynne do godz. 23.45 w sobotę, a po wolnej niedzieli zostaną otwarte w poniedziałek… kwadrans po północy. Teoretycznie wszystko jest w porządku, bo w myśl nowych przepisów ograniczenia handlu w niedzielę i święta obowiązują tylko od północy do północy. – Szukanie możliwości obejścia ustawy pokazuje tylko, jakich mamy w Polsce pracodawców. Chodzi im chyba tylko o to, żeby pokazać, że wolnej niedzieli nie będzie. Jeśli faktycznie będą wykorzystywać to, że ograniczenia kończą się po północy, będziemy wnioskować o wydłużenie tych godzin. Szczególnie że godziny otwarcia sklepów w soboty i pozostałe dni tygodnia i tak są bardzo długie – deklaruje Alfred Bujara. Wzorem mogą być dla nas Niemcy, gdzie sklepy muszą być zamknięte od godz. 22.00 w sobotę do godz. 6.00 w poniedziałek. W Austrii przepisy są jeszcze bardziej restrykcyjne, gdyż „niedzielna doba” zaczyna się już o godz. 18.00 w sobotę.
A zakupy do godzin nocnych? Gdy w październiku 2016 r. w Poznaniu otwierano nową galerię handlową, jej sklepy były w piątki otwarte do godz. 23.00. Jeszcze pół roku później dyrektor obiektu zapewniał, że klienci coraz chętnej robią zakupy o tak późnej porze. Dziś, tak jak w pozostałe dni tygodnia, wszystkie sklepy zamykają się o godz. 22.00. Wygląda więc na to, że naszym ulubionym zajęciem wcale nie są wieczorne zakupy.
Nowe nawyki
„Musimy sobie otwarcie powiedzieć, że nasze niedobre przyzwyczajenia narastały przez wiele lat funkcjonowania w handlu w dotychczasowej formule”, mówiła rok temu minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska. Od marca te przyzwyczajenia będziemy musieli zastąpić nowymi. Jakimi? Przed wakacjami na niedzielne zakupy do dużych sklepów będziemy mogli wybrać się 4 i 25 marca, 29 kwietnia (1 kwietnia sklepy będą zamknięte, bo wtedy przypada Wielkanoc), 6 i 27 maja oraz 3 i 24 czerwca. Teoretycznie zasada jest prosta: w tym roku sklepy będą otwarte w pierwszą i ostatnią niedzielę miesiąca. To oczywiście ułatwia zapamiętanie, ale czy na pewno będziemy planować swój czas z kalendarzem z zaznaczonymi handlowymi niedzielami w ręku? A może łatwiej będzie już na wstępie postawić krzyżyk na niedzielnych zakupach i nastawić się na to, że ten dzień spędzamy po prostu inaczej?
Na wolnych niedzielach na pewno skorzystają pracownicy sklepów, którzy do tej pory nie mieli wyboru oraz ich bliscy. Czy ktoś jeszcze? Zaryzykowałbym stwierdzenie, że może to być każdy z nas, jeśli oczywiście da sobie szanse. Zapominalscy i tak będą mogli zrobić zakupy w mniejszych sklepach, a czas, który stracilibyśmy na włóczeniu się po galeriach i marketach, możemy wykorzystać inaczej. W końcu czas to jedna z nielicznych rzeczy, których nie możemy sobie kupić.