Ojciec kilkorga dzieci, przykładny mąż, który przez kilka lat mieszkał z żoną w willi tuż za drutami. Dzieci z okien mogły patrzeć na obozowe bloki z czerwonej cegły, świeże powietrze w przydomowym ogrodzie zanieczyszczały wyziewy z krematoryjnego komina. Więźniowie niektórych bloków też mogli popatrzeć przez okno i zobaczyć dom komendanta, wieczorami wnętrze ukryte było za zasłonami, zza których jednak przedostawał się ciepły blask lampy. Może to była lampa z abażurem stojąca przy fotelu, na którym siedział ktoś i czytał spokojnie gazetę, popijając herbatę. Może to była lampa w pokoju dziecięcym, przy której ktoś usypiał swoje córki i synów, opowiadając im bajkę. Może to była lampa wisząca nad stołem w jadalni, przy którym siedziała cała rodzina, której członkowie nawzajem nalewali sobie zupę z wazy, streszczając wypadki minionego dnia, wybuchając co chwilę śmiechem.
W każdym razie ja bardzo lubię zaglądać do wnętrz cudzych domów i blask lampy sprawia, że wyobrażam sobie w takim wnętrzu samo dobro. Mimo że przecież wiem, że dziać się tam może także zło. Więźniom Auschwitz widok zwykłego domu przypominał z pewnością świat, z którego zostali przemocą wyrwani. Na marginesie dodam, że próbę pokazania życia prywatnego komendanta wpletli w swoje powieści między innymi Dawid Grosman w Patrz pod: Miłość i Martin Amis w Strefie interesów.
Wracając do komendanta: myślimy pewnie, że smaży się w piekle, bo tam jest jego miejsce za to, co zrobił? Nic z tego. Przed śmiercią żałował swoich czynów i się wyspowiadał. Wiem to oczywiście od dawna i wiem, jakie wrażenie to robi na ludziach. Nikt nie traktuje tego poważnie. Większość się oburza, inni się gorszą. A ja?
I teraz wracam do Wadowic, bo spowiedź Hössa miała miejsce właśnie tam. Znalazł się w więzieniu w Wadowicach dwa dni po ogłoszeniu wyroku śmierci i spędził tam dwa tygodnie. Od razu poprosił prokuratora o katolickiego księdza mówiącego po niemiecku. W Wadowicach nikogo takiego nie było, ostatecznie do Hössa przyjechał z Krakowa jezuita o. Władysław Lohn. Spotkali się już wcześniej – w Auschwitz. W celi rozmawiali kilka godzin. Potem Höss złożył katolickie wyznanie wiary i się wyspowiadał. Ojciec Lohn przyjechał jeszcze następnego dnia: Höss na klęcząco przyjął Komunię św. Płakał. Czytałam gdzieś, że podczas wykonywania wyroku sam założył sobie pętlę na szyję.
I co? Wyobrażamy sobie takiego syna marnotrawnego? Trudno, prawda?