Logo Przewdonik Katolicki

Królestwo nie z tego świata  

ks. Mirosław Maliński
FOT. UNSPLASH

Całe życie się wzbraniał. Ilekroć chcieli obwołać Go królem wił się, uciekał, znikał. Za ziemskiego życia mu się udało. Osiemnaście wieków później papież Pius XI ogłosił uroczystość Chrystusa Króla.

Śpiewając Chrystus Królem, powinniśmy zachować dużą ostrożność, byśmy łapiąc w żagle wiatr triumfalistycznych tonów, nie wypłynęli łodzią Kościoła z wód Ewangelii na oceany ludzkich oczekiwań, snów o potędze i prestiżowych zwycięstwach na wzór odsieczy wiedeńskiej, gdy ciężkim mieczem powaleni wrogowie na zawsze tonęli w kałużach krwi. Pragnienia takich triumfów towarzyszyły uczniom Jezusa od samego początku (np. Łk 9, 54b) i niemalże na wszystkich etapach rozwoju chrześcijańskiej wspólnoty. W zasadzie zawsze da się je wytłumaczyć uwarunkowaniami historycznymi.
 
Jedyny królewski anturaż
Zatem dla jasności, zaraz na wstępie tych rozważań ustalmy: jedyna korona, jaką Chrystus przyjął, to korona cierniowa, królewską peleryną był strzęp płaszcza żołnierza, szkarłatem była Jego krew, berłem trzcina, a tronem krzyż. Właśnie nad tym, a nie innym tronem zawisł słynny napis oświadczający, że oto król. I to był jedyny królewski anturaż, jaki Chrystus przyjął bez wahania.
Owszem, pojawia się tu i ówdzie motyw królestwa i Chrystusa zasiadającego na tronie. Wszak zawsze aktualne jest Jego jasne i precyzyjne wyjaśnienie, że Jego królestwo nie jest z tego świata, gdyż rządzi się inną logiką. W Mateuszowych błogosławieństwach odniesienie do królestwa Bożego pojawia się dwukrotnie. Sprawa jest jasna: posiądą je ubodzy w duchu i ci, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości. Oto punkty styczne naszej ziemskiej cywilizacji i królestwa Bożego.
Słynny grecki pisarz, autor Greka Zorby, Nikos Kazantzakis pisał o człowieku, który całe życie ciułał pieniądze na wymarzoną pielgrzymkę do Jerozolimy. Gdy już nazbierał i był gotów, pożegnał się z rodziną. Dźwigając spakowany tobołek z okrągłą sumką gwarantującą mu pątniczy sukces, wyruszył na pielgrzymi szlak. Jednakże nie ujechał daleko. Gdy tylko opuścił swoje miasto, ujrzał żebraka, który nie miał niczego. Oddał mu wszystko, co z licznymi wyrzeczeniami przez lata uzbierał. Wrócił do domu i oznajmił drwiącej z niego rodzinie, że nie tylko był w Jerozolimie, ale nawet zobaczył Jezusa. A ja ośmielam się mniemać, że on nawet zwiedził liczne komnaty i różne zakamarki królestwa Bożego.
 
Oddzielenie tego, co jest wymieszane
Owszem św. Mateusz opisuje w swej Ewangelii Syna Człowieczego przybywającego z aniołami i zasiadającego na tronie. Sądzi on wszystkie narody symbolicznie oddzielając owce od kozłów. Ukazuje to prastara (VI w.) ikona pochodząca z klasztoru św. Katarzyny z góry Synaj. Na tronie zasiada Chrystus Pantokrator, Pan wszystkiego, Sędzia Wszechświata o żywym i naturalnym obliczu z oczyma pełnymi zadumy i miłości, które emanują pokojem. Patrząc w te oczy, nabieramy przekonania, że dla Boga nikt nie jest anonimowy. Sama postać otoczona jest światłem i chwałą. Obok tronu stoją owce i kozły.
Co oznacza ten sąd? Otóż oddzielenie zła od dobra, tak jak oddziela się złoto od błota, a ziarno od plew. Na końcu czasów Chrystus zasiądzie na tronie, by oddzielić to, co jest nieustannie wymieszane. Myślę, że każdy z nas nieustannie doświadcza traumy niemożności rozdzielenia w sobie tego, co dobre, od tego, co złe. Zdobywamy się na coś szlachetnego, a tu okazuje się, że nasze dobre zamierzenia nabierają kształtów w cieniu jakiegoś egoizmu i wrednych motywacji. Ale i w drugą stronę. Postępujemy niedorzecznie, krzywdzimy, wyrządzamy zło, ale na jego dnie jest jakaś łza, jakiś niezamierzony diament, choć owinięty w brudną ścierkę zemsty i świństwa. A sami nie potrafimy tego rozdzielić. Cięcie wydaje się nazbyt bolesne, bo sięga gdzieś samego dna serca i dociera do naszej istoty. Ale zasiadający na tronie ze światła, o oczach wypełnionych zadumą i miłością dokonuje rozdziału na swój sposób: delikatnie i skutecznie zarazem. To jest prawdziwe wybawienie. To próg do Jego królestwa. On oczyści wszystko: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie”. To takie proste. Cień wszelkich naszych garbatych motywacji, wredoty i czego tam jeszcze... zniknie w blasku Jego utożsamienia się z głodnym, spragnionym, nagim, chorym i więźniem. Tak oto rozbłyśnie Jego królestwo. Gdyż On jest tym sponiewieranym, poniżonym, zbolałym, jednym słowem – Ukrzyżowanym.
 
Kropla, która drąży skałę
Gdy odmawiamy „Ojcze nasz...” i dochodzimy do wezwania „przyjdź królestwo Twoje” z pewnością nie myślimy tylko o przyszłości, o czasach ostatecznych, o cudownym oddzieleniu dobra od zła, o ostatecznym oczyszczeniu, ale modlimy się, aby to królestwo spełniło się teraz i to w naszym życiu. Co może spowodować, że będę żył w królestwie Bożym? Co może mnie do tego królestwa wprowadzić? Czy jest jakiś sposób, aby już teraz na ziemi przejść przez owo oczyszczenie?
Pierwsza myśl, która zapewne przychodzi nam do głowy, to spowiedź. I z pewnością tak jest. Ale to nie jedyny trop. Otóż niezwykłą moc ma w sobie słowo Boże. Gdy spokojnie, nawet w niewielkich porcjach, spływa do serca, przynosi jasność widzenia i oczyszczenie. Już po kilku latach, a czasami nawet po kilku miesiącach regularnej lektury, nawet w bardzo małych dawkach, ale opakowanych w chwile ciszy, uspokojenia i prostej refleksji odkrywamy, że działa ono inaczej niż jakikolwiek inny tekst literacki. Ono okazuje się żywe, w zagadkowy sposób tłumaczy nam nie tylko nasze życie, nasz świat, nasze pragnienia, ale także pragnienia i życie innych ludzi. To ono może nam pomóc zrozumieć również odległe kultury i cywilizacje. Wystarczy dobre, przyjazne miejsce, chwila ciszy, może poprzedzona kilkoma dźwiękami muzyki poważnej, prosta modlitwa do Ducha Świętego, krótki fragment Pisma przeczytany spokojnie, nawet na głos, najlepiej co najmniej dwukrotnie, raz dla rozumu, raz dla serca. I refleksja. Spokojna, pokorna, której kierunek i przebieg nie będzie od nas zależał. W której oddamy się Duchowi Świętemu. Taki krótki, prosty rytuał powtarzany każdego dnia, najlepiej o tej samej porze, pozwoli nam odkryć, jak prawdziwe jest przysłowie o kropli, która drąży skałę. Będziemy powoli odkrywali, że Jego królestwo jest w nas.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki