Logo Przewdonik Katolicki

Niewola przedłużona o pokolenie

Jacek Borkowicz
FOT. PAP/EPA

W krytyce „praskiej wiosny” najdalej szli przywódcy NRD i PRL, Walter Ulbricht i Władysław Gomułka. Obaj uważali, że niepokojące objawy czechosłowackiej liberalizacji należy zdławić siłą wojskową, inaczej „zaraza” szybko przeniesie się do ich własnych krajów.

Mija pięćdziesiąt lat od zbrojnej interwencji państw Układu Warszawskiego, która zdławiła wolnościowe reformy „praskiej wiosny” w Czechosłowacji. W okupacji tego kraju walny udział wzięły też – niestety – jednostki Ludowego Wojska Polskiego.
 
Spóźnieni o 12 lat
„Odwilż” 1956 r., która tak silnie zaznaczyła swoją obecność w Polsce, sąsiednia, również komunistyczna Czechosłowacja przetrwała w zasadzie bez zmian. Trzy lata wcześniej, po śmierci Józefa Stalina, miała tam miejsce fala strajków, w wyniku których władze złagodziły surowy kurs. Odwołano najbardziej drastyczne, godzące w społeczeństwo zarządzenia ekonomiczne i ukrócono praktyki terroru. Było to niewiele, ale w warunkach opresji i dyktatury, w jakich żyli Czesi i Słowacy od 1948 r., pozwoliło krajowi na głębszy oddech. Zaś czechosłowackim komunistom na utrzymanie, bez większych zmian, dotychczasowego systemu.
W 1968 r. nastały już jednak inne czasy. Nowemu pokoleniu nie wystarczała świadomość, że ludzie mają co jeść i nie zamęcza się ich w więzieniach czy obozach pracy. Chcieli wolności przekonań i wolności słowa. Nie zamierzali walczyć z Moskwą o wyrwanie Czechosłowacji z „bloku państw socjalistycznych”, nie planowali politycznego połączenia z Zachodem, ale na wzór mieszkańców tegoż Zachodu pragnęli normalności w życiu codziennym. Ich głosem stał się słowacki działacz partyjny Aleksander Dubček, w styczniu 1968 r. wybrany na stanowisko pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Jego hasło „socjalizmu z ludzką twarzą” podbiło serca Czechów i Słowaków.
Wydawałoby się, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby ta spóźniona o 12 lat „odwilż”, nazywana też praską wiosną, stała się początkiem nowej epoki w historii komunistycznej republiki. Nawet Moskwa, w osobie sekretarza generalnego KPZR Leonida Breżniewa, początkowo nie oponowała przeciw zmianom w zależnym od siebie kraju nad Wełtawą. Ale właśnie takich, pozornie niewielkich zmian, śmiertelnie bali się przywódcy innych zależnych od ZSSR krajów socjalistycznych. Czechosłowackie reformy, takie jak na przykład zniesienie cenzury, szły bowiem znacznie dalej, niż dopuszczały to marionetkowe rządy tych państw. Komuniści we wschodnim Berlinie, w Warszawie, Budapeszcie i Sofii doskonale zdawali sobie sprawę, że usankcjonowanie tych zmian spowoduje u sąsiadów efekt domina, zaś uruchomiona w ten sposób lawina szybko zmiecie ze stanowisk ich samych.
 
„Mroźne” lato ‘68
W krytyce „praskiej wiosny” najdalej szli partyjno-państwowi przywódcy NRD i PRL, Walter Ulbricht i Władysław Gomułka. Obaj uważali, że niepokojące objawy czechosłowackiej liberalizacji należy zdławić siłą wojskową, inaczej „zaraza” szybko przeniesie się na ich własne terytoria. Gomułka był nawet faktycznym autorem tezy, znanej później jako „doktryna Breżniewa”, a głoszącej, że w wypadku ideowej „zdrady” któregoś z państw bloku komunistycznego wszystkie inne państwa tego bloku mają prawo, a nawet obowiązek zdecydowanej, także zbrojnej interwencji.
Latem 1968 r., gdy w Pradze święciła triumfy pokojowa rewolucja Dubčeka, na polskiej i enerdowskiej granicy skoncentrowano jednostki komandosów, oddziały pancerne i piechoty Ludowego Wojska Polskiego oraz Nationale Volksarmee. Stacjonującym tam żołnierzom wmawiano że „bratnią” Czechosłowację zalali agenci wrażego imperializmu. W Polsce propaganda władzy posługiwała się nadto dodatkowym kłamstwem: owymi agentami są Niemcy z NRF (tak wtedy nazywano Republikę Federalną Niemiec), którzy po opanowaniu Pragi z pewnością sięgną po nasze Ziemie Odzyskane.
Breżniew w końcu dał się przekonać do siłowego rozwiązania. Nie pozwolił jednak Ulbrichtowi na zbrojną inwazję, wiedział bowiem, że w Pradze zbyt dobrze pamiętają jeszcze rok 1938, kiedy to Hitler siłą podporządkował sobie Czechosłowację. Wejście Niemców – wszystko jedno czy „reakcyjnych”, czy „postępowych” – z pewnością zaszkodziłoby propagandowo interesom Kremla. Natomiast Polacy (poza epizodem Zaolzia) w jego oczach takich obciążeń nie mieli. W rezultacie jednostki 2 Armii LWP stały się drugą, po armii sowieckiej, siłą zbrojną, która latem 1968 r. dokonała inwazji na Czechosłowację. Poza nimi weszły tam jeszcze wojska Węgier i Bułgarii.
 
„Usłyszcie mój krzyk!”
20 sierpnia rano komandosi LWP rozbroili czechosłowackie posterunki graniczne na śląskim odcinku granicy republiki, by utorować drogę regularnym jednostkom wojska. Kilka godzin po nich na praskim lotnisku wylądował sowiecki desant. Rozpoczęła się inwazja.
Armia Czechosłowacji nie stawiła oporu. Okupantów zaskoczył jednak stopień determinacji ludności cywilnej. Czesi i Słowacy, w dużych i małych miastach, a także w niektórych wioskach, masowo wychodzili na drogi, którymi jechały w stronę Pragi sowieckie i polskie czołgi. Machali pomazanymi krwią flagami państwowymi, stawali przed pojazdami pancernymi, usiłując je zatrzymać. Do najostrzejszych starć doszło w stolicy, gdzie prażanie ustawili barykady z przewróconych tramwajów i obrzucili wjeżdżające czołgi koktajlami Mołotowa. W ulicznych walkach najeźdźcy zabili 90 osób.
Jednostki LWP ostatecznie do Pragi nie dojechały, okupując jedynie północną część Czech i Moraw. W miasteczku Jičin, powszechnie kojarzonym z serialem o rozbójniku Rumcajsie, doszło do tragedii: 7 września pijany polski żołnierz, strzelając do wszystkiego, co się rusza, zabił dwójkę przechodniów, zaś kilkoro innych ciężko poranił. Wielu żołnierzy LWP szukało wtedy zapomnienia w alkoholu, bo ciężko im było znieść świadomość, że nie są wyzwolicielami, lecz zwykłymi okupantami.
Dzień później, podczas dożynek, hucznie obchodzonych na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia z udziałem samego Gomułki, w proteście przeciw inwazji podpalił się benzyną Ryszard Siwiec. Ten skromny księgowy z Przemyśla, wzorowy mąż i ojciec, przed śmiercią pozostawił apel do rodziny i do narodu: „Usłyszcie mój krzyk!”.
 
Niewola przedłużona o pokolenie
Rosjanie szybko rozprawili się z „praską wiosną”. Czechosłowackich przywódców, na czele z Dubčekiem, uprowadzili do Moskwy i trzymali tam, dopóki ci nie pogodzili się z faktem dokonanym. Dubček podpisał podsuwany mu dokument sankcjonujący obecność sowieckiej armii na terenie republiki. Pozwolono mu wrócić do Pragi, ale pozbawiono stanowiska pierwszego sekretarza, które przejął po nim lojalny wobec Kremla Gustáv Husák.
I choć Polacy, Węgrzy i Bułgarzy wycofali się z terytorium Czechosłowacji już w listopadzie 1968 r., wojska sowieckie pozostały tam aż do roku 1991, czyli do czasu, gdy na skutek kolejnej, tym razem „aksamitnej” rewolucji upadł tam ustrój komunistyczny oraz ustała wasalna zależność wobec ZSRR. Wolnościowych dążeń Czechów i Słowaków ostatecznie nie dało się zahamować, choć kosztowało ich to kolejne pokolenie pozbawione praw obywatelskich.

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    Seb
    27.12.2019 r., godz. 12:06

    Żadnego z tych krajów nigdy nie było! Były i są Niemcy i Polska i oba to rozwinięte kraje Zachodu, nietknięte ruskim syfem!

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki