Moje wspomnienia z dzieciństwa obejmują nauczyciela rzucającego ciężkim pękiem kluczy w wiercącego się łobuza czy wezwanego na dywanik ojca z aprobatą nauczyciela zapowiadającego synowi, że pasek będzie w ruchu – to dziś na szczęście nie do pomyślenia. Jednak pamiętam z tamtych czasów jedną bardzo pozytywną rzecz: współpracę rodziców i nauczycieli. Wspólny front i zgodne zastanawianie się, jak dziecko wychować. Być może idealizuję wspomnienia, a może byłam w wyjątkowej szkole, jednak mam wrażenie, że współcześnie sporo się zmieniło w relacjach rodziców i szkoły.
Nauczyciel – autorytet?
Z jednej strony dziś widzimy mniejsze zaangażowanie rodziców w życie szkoły. Może być to wymuszone okolicznościami, np. pracą na dwa etaty, pobytem jednego z rodziców za granicą, sytuacją związaną z rozwodem itp. Jednak w pewnym sensie kontakty szkoły z rodzicami są bliższe. W dobie dzienników elektronicznych rodzic ma błyskawiczną informację o każdej ocenie, nieobecności, spóźnieniu dziecka. Dzieci zresztą na to narzekają. Moje z zadumą pytają: „Mamo, naprawdę jak byłaś mała, to twoi rodzice dopiero na wywiadówce dowiadywali się, jakie masz oceny i mogłaś je poprawić, zanim się zorientowali?”. Dziennik elektroniczny może dawać złudzenie, że mamy świetną relację ze szkołą, podczas gdy jest zaledwie biuletynem informacyjnym.
Nauczyciele mówią o częstszym niż dawniej oczekiwaniu rodziców, że szkoła nadrobi zaniedbania wychowawcze wyniesione z domu, w dodatku tak, by dziecko się nie skarżyło. Nie jest rzadkością telefon rodzica do dyrektora szkoły z żądaniem zdyscyplinowania nauczyciela, który naraził się jego dziecku. Zdarza się też angażowanie prasy w problemy, które powinny zostać wyjaśnione w rozmowie między rodzicami a szkołą. Wydaje się, że zanika poczucie, iż nauczyciel może być autorytetem i wsparciem rodzica, a pojawia się postawa roszczeniowa. Nauka szkolna bywa traktowana jak usługa, a nauczyciel jako dostawca usługi, nie partner w wychowaniu. Inna sprawa, że zarzuceni masą biurokratycznych tabelek i sprawozdań nauczyciele bywają na tyle znużeni, że też nie mają siły budowania relacji z rodzicami, idąc po linii najmniejszego oporu – krótkich komunikatów rzucanych bezosobowo w tłumie na korytarzu szkolnym. Dlatego warto zastanowić się, jak te relacje kształtować, by były jak najbardziej pozytywne.
Kompetencje szkoły, kompetencje rodziców
Prawo oświatowe szczegółowo reguluje prawa i obowiązki zarówno szkoły, jak rodziców. Szkoła ma wspierać rodziców w wychowaniu, a rodzice za pośrednictwem Rady Rodziców mają prawo wpływania na program wychowawczo-profilaktyczny realizowany w szkole. Jeśli jakaś organizacja przeprowadza zajęcia w szkole, rodzice mają prawo do pełnych informacji o niej oraz treściach, które będą przekazywane dzieciom. Rada Rodziców ma prawo do negatywnego zaopiniowania tej propozycji, a rodzice prawo do wycofania uczestnictwa dziecka w zajęciach dodatkowych, jeśli będą tam przekazywane treści godzące w światopogląd rodziców. Szkoła nie ma zastępować rodziców w wychowaniu, tak samo jak rodzice nie mają zastępować szkoły w nauce. Dlatego np. nauczyciel nie ma prawa domagać się, by rodzic uczył dziecko w domu czegoś, czego nauczyciel nie zdążył przepracować na lekcji. Niektóre z propozycji działań wychowawczych w szkole (np. próby wprowadzania zajęć z seksedukatorami bez wiedzy rodziców) budzą słuszny sprzeciw, a zarazem podważają jeszcze bardziej autorytet szkoły. Dobrze sformułowany plan wychowawczo-profilaktyczny z kolei pozwala zacieśniać dobre relacje szkoły z rodzicami. Niekoniecznie musi to oznaczać więcej pracy dla nauczycieli – wykorzystują czas lekcji wychowawczych i zebrań z rodzicami, a duża część pracy odbywa się poza szkołą, w rodzinach. Dla rodzin jest to pomysł na ciekawe spędzanie wspólnego czasu.
Współpraca w praktyce
Oczywistym jest, że gdy rodzice i szkoła współpracują ramię w ramię, jest to najlepsze dla dzieci. Jak to osiągnąć? W 2017 r. w ramach grantu Ministerstwa Sprawiedliwości opracowany został katalog dobrych praktyk pomagających w budowaniu dobrych relacji rodzice – szkoła. Złożyła się na to praca 38 organizacji, w tym m.in. Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej kierowanego przez dr Szymona Grzelaka, ogólnopolskiego Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich, poznańskiego Komitetu Ochrony Praw Dziecka. Całość można przeczytać na stronie rodzice100.pl Spośród stu dobrych praktyk wybrałam kilka, które wydają się szczególnie inspirujące.
Doskonałym pomysłem jest organizowanie w szkole „Dnia rodziny”, w którego przygotowanie angażuje się rodziców. Rezultatem może być festyn, połączony z konkursem amatorskich filmów pokazujących ciekawe zwyczaje i tradycje rodzinne. Inne propozycje to konkurs opowiadań „Świat naszych babć i dziadków” czy praktykowane w wielu miejscach przedstawienie przygotowane przez rodziców dla dzieci.
Bardzo konstruktywnym pomysłem jest angażowanie całych rodzin, przy wsparciu szkoły w działania na rzecz środowiska lokalnego. Może być to wspólna działalność wolontariacka czy programy wzmacniające patriotyzm lokalny. Przykładem praktycznym jest inicjatywa uczniów, którzy przygotowali wraz rodzicami krótkie filmy opisujące lokalne zabytki i bohaterów, a następnie zaprezentowali je podczas spotkania otwartego dla całej społeczności lokalnej. Przy tego typu propozycjach ważny jest sposób komunikowania propozycji. To nie kolejny wymysł ministerialny, a pragnienie dania całym rodzinom możliwości, by zrobić wspólnie, z pomocą szkoły, coś budującego więzi.
Pożyteczną praktyką są finansowane przez Rady Rodziców krótkie warsztaty doskonalące umiejętności komunikacji, pozytywnej dyscypliny itp. dla rodziców. Przy takiej inicjatywie najważniejsze jest odpowiednie przedstawienie propozycji rodzicom, by z jednej strony czuli się zmotywowani do rozwoju swoich kompetencji, z drugiej nie odbierali tego jako ataku na swoje metody wychowawcze.
Najciekawszą jednak inicjatywą z katalogu w moim odczuciu jest „Kawa z dyrekcją” – nieformalne spotkanie przy kawie i ciastkach przedstawicieli rodziców z dyrekcją, podczas którego można spokojnie omówić różne pomysły, oczekiwania, inicjatywy. Przyjazna atmosfera i otwartość na pewno sprzyjają budowaniu zaufania do szkoły.
Oczywiście to zaledwie kilka propozycji, które jednak pokazują, że przy odrobinie dobrej woli i kreatywności każda szkoła może zrobić wiele dla budowania lepszej współpracy z rodzicami. A my, jako rodzice, z pomocą Rady Rodziców też pewne praktyki możemy szkole podpowiadać.
Przede wszystkim zaufanie
Zdaję sobie sprawę, że powyższe propozycje wymagają współpracy wielu osób, wydają się skomplikowane, a zarazem pojawia się pytanie: czy gra jest warta świeczki? Może zamiast tego przydałaby się jakaś prosta instrukcja, jak zachować się w kontakcie ze szkołą? Co zrobić, by rodzic podczas rozmowy z nauczycielem nie czuł się „wezwany na dywanik”, a rozmowa nie zmieniła się w próbę sił i wzajemne udowadnianie sobie niekompetencji? Tyle że takich prostych metod nie ma. Jeśli zarówno rodzice, jak i wychowawcy podejmują wysiłki, by włączyć rodziców w życie szkoły, tworząc przestrzenie współpracy, problem trudnych rozmów w dużej mierze sam się rozwiązuje. Gramy w jednej drużynie – zależy nam na dobru dziecka, a zatem nie ma miejsca na wrogie konfrontacje, bo sobie nawzajem ufamy. Gdy tego brakuje, techniki efektywnej komunikacji niewiele dadzą. Choć najlepszym momentem wprowadzania propozycji jest początek roku szkolnego, jednak Rada Rodziców spotyka się przez cały rok i cały rok może składać propozycje działań. A jeśli w jakiejś klasie znajdzie się grupa zaangażowanych rodziców z pomysłami, z tej klasy może wyjść inicjatywa zmieniająca szkołę w miejsce przyjazne rodzinom.