Usytuowana w głębi długiej zatoki plaża w Palu uważna była za jedną z najbezpieczniejszych. Nie zagrażały jej ani wysokie fale, ani silne wiatry. Na jej skraju wybudowano bungalowy, w których mieściły się bary, restauracje oraz sklepy z pamiątkami. Za nimi biegła ulica, przy której ulokowano hotele, lokale usługowe oraz domy, których ciasna zabudowa wchodziła głębiej w kierunku lądu. Z uwagi na ciepły klimat w nadmorskich miastach Indonezji stawia się domy o cienkich ścianach, których dach stanowi jedynie blacha falista. Na niektórych uliczkach Palu znaleźć można było krawcową, szewca czy nawet wulkanizatora, którzy swoje usługi oferowali w zasadzie pod gołym niebem. Między przechodniami uwijali się natomiast sprzedawcy lodów, kawy oraz wyśmienitej, indonezyjskiej zupy bakso – bulionu serwowanego z makaronem i kuleczkami mięsnymi. Nikt nikogo nie pytał o wyznanie, bo i chrześcijanie (protestanci i katolicy), i muzułmanie, a także buddyści i hinduiści zamieszkujący wyspę Celebes czują się w Indonezji pełnoprawnymi jej obywatelami.
28 września 2018 r. już od rana przygotowywano się do festiwalu promującego kulturę i sztukę wyspy Celebes. Organizatorzy szacowali, że w ciągu trzech dni trwania imprezy do Palu może przybyć nawet 800 tys. osób. O godzinie 15.00 zanotowano pierwsze, niewielkie wstrząsy. Indonezja leży w takim miejscu, gdzie wstrząsy skorupy ziemskiej nie należą do rzadkości. Z tego względu po ustaniu pierwszych drgań wielu mieszkańców uznało, że niebezpieczeństwo minęło. Z kolei agencja rządowa zajmująca się prognozowaniem trzęsień ziemi w błędny sposób obliczyła skutki tych niewielkich wstrząsów. O godzinie 18.02 nastąpiły mocniejsze, podmorskie wstrząsy, które odczuwalne były nie tylko na Celebes, ale i na sąsiednim Borneo. Trzęsienie ziemi uszkodziło wiele budynków, popękały drogi, zawaliła się wieża kontroli lotów oraz pękł pas startowy na lotnisku.
Każde podwodne trzęsienie ziemi może wywołać falę uderzeniową. Agencja początkowo ogłosiła zagrożenie falą tsunami, która miała nadejść w ciągu 20 minut, a następnie je odwołała. Uznano, że fala miała liczyć do metra wysokości. W praktyce okazało się, że masa wtłoczonej wody przez wąską cieśninę, gdzie znajduje się Palu, miała wysokość ponad 6 metrów. Znajdujący się na plaży ludzie w popłochu uciekali na wyższe kondygnacje budynków, jednak w wielu przypadkach nie uchroniło to ich od śmierci. W czasie kilku minut hektolitry wody przetoczyły się przez zatokę, zabierając ze sobą wszystko, co napotkały na drodze. Łamały pomosty i bungalowy, podrywały do góry statki, zaparkowane samochody, niszczyły domy, mieszając wszystko ze śmieciami, kamieniami, błotem, szkłem, prętami i drzewami. W ciągu kilku sekund runęło największe w mieście centrum handlowe oraz ośmiopiętrowy hotel. Bajkowa sceneria Palu zamieniła się w piekło, którego strukturę tworzyła mieszanka błota, śmieci, ruin domów i co najgorsze – ludzi, tych martwych i jeszcze żywych.
Władze Indonezji uruchomiły zastępy służb mundurowych do ratowania jeszcze żywych osób, grzebania zwłok oraz likwidacji skutków zniszczeń. Po kilku dniach do Indonezji nadeszła międzynarodowa pomoc humanitarna. W Palu ciągle jednak brakuje żywności, paliwa, a przede wszystkim wody pitnej, co może skutkować wybuchem epidemii. W mieście nie ma prądu i łączności, a grasujące grupy złodziei plądrują sklepy i prywatne mieszkania. Wystarczyła tylko chwila, by zrujnować dorobek wielu pokoleń i upośledzić do końca życia tysiące ludzi. Społeczność Palu latami będzie odbudowywała to, co straciła w kilka minut.