Weźmy spór o podsłuchaną rozmowę Mateusza Morawieckiego w restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Wszak rozmawiając ze swoimi kolegami – wysoko postawionymi menedżerami związanymi z Platformą – dzisiejszy premier, a wówczas prezes dużego banku, czuł się jak ryba w wodzie. Przeklinał, dzielił się ploteczkami, wyśmiewał jednych i przechwalał się znajomościami z innymi ludźmi wokół Donalda Tuska. Przeciwnicy premiera od razu uznali, że te taśmy go kompromitują. Sympatycy, przekonywali zaś, że jego wypowiedzi – całkowicie prywatne przecież – to de facto rozmyślania męża stanu zatroskanego o losy świata i naszej ojczyzny. Pomijając fakt, że dokładnie tak samo tłumaczyli się politycy PO, gdy cztery lata temu ujawniono pierwsze taśmy, widzimy, że właściwie zupełnie nieistotna jest prawda. Nie chodzi wcale o to, kto ma rację, ani o to, kto mówi prawdę. Chodziło tylko o to, kto lepiej zmobilizuje swoich zwolenników.
Dlatego coraz częściej w polityce nie mówimy już o prawdzie i fałszu, ale o narracjach, czyli o opowieści o świecie dla swoich zwolenników. Politycy przedstawiają nam narracje, czyli pewne historie o tym, jak wygląda świat i jak oni będą go teraz zmieniali. Narracje te są całkowicie spójne – podział polityczny wytwarza pewne pakiety. Jeśli popierasz PiS, to znaczy, że musisz uważać, że okrągły stół był głupstwem, a Lech Wałęsa jest zdrajcą. Jeśli wybierasz Platformę, to uważasz wybory z 4 czerwca za wielki sukces, a Wałęsa to dla Ciebie symbol polskiej drogi do wolności. Któraś ze stron nagina fakty? To się nie liczy, liczy się całość narracji. W erze narracji prawda nie liczy się również dlatego, że politycy i sprzyjające im media posługują się tzw. fake newsami, czyli w dosłownym tłumaczeniu informacjami, które są podróbkami, falsyfikatami. Fake news dawniej nazwalibyśmy ordynarnym kłamstwem. Ale dziś fake newsy utwierdzają zwolenników partii w przekonaniu o słuszności ich narracji.
Ale takie zmiany w polityce nie byłyby możliwe bez rewolucji informatycznej i cyfryzacji naszej rzeczywistości. Dziś, gdy duża część naszej rzeczywistości przenosi się do świata cyfrowego, również debata polityczna coraz częściej odbywa się w internecie, w mediach społecznościowych itp. Ale partie polityczne zamiast prowadzić rzetelną debatę, wolą płacić firmom, które tworzą fałszywe konta w mediach społecznościowych (fake accounts), które piszą fałszywe wpisy (fake posts). Zamiast dyskusji w sieci, mamy więc raczej wzajemne przekrzykiwanie się przedstawicieli walczących ze sobą plemion.
Coraz bliżej jesteśmy sytuacji, w której już naprawdę trudno będzie oddzielić prawdę od fałszu. I będzie to już koniec świata, w którym obowiązywała logika prawdy i fałszu, a zarazem koniec demokracji, bo ona opiera się na założeniu, że obywatele mają dostęp do informacji i na ich podstawie podejmują racjonalne decyzje polityczne. Będzie to informacyjna apokalipsa, czyli infokalipsa.