Logo Przewdonik Katolicki

Postanowiliśmy, Duch Święty i my

Monika Białkowska
FOT. EPISKOPATNEWS/FLIKR

O kompetencjach biskupów i o tym, czy mają oni obowiązek słuchać świeckich z ks. prof. Henrykiem Seweryniakiem rozmawia Monika Białkowska

Papież Franciszek wyraźnie nastawiony jest na słuchanie, nie tylko samo tylko głoszenie. Teraz znów mówi biskupom: słuchajcie wiernych!
– W wydanej kilka dni temu konstytucji apostolskiej Episcopalis communio papież pisze między innymi, że „głos wiernych powinien być słyszalny w strukturach diecezjalnych. Także Synod Biskupów musi w coraz większym stopniu stać się uprzywilejowanym narzędziem słuchania ludu Bożego”. To wyraz takiej właśnie postawy.
 
Za kilka dni rozpocznie się synod biskupów poświęcony młodzieży. Czym właściwie jest synod?
– Uważa się, że to między innymi w synodach widzimy Kościół takim, jakim chciał go Jezus. Już około 49 r. apostołowie spotkali się w Jerozolimie. Tam rozstrzygnęli kwestię braku konieczności przestrzegania żydowskiego Prawa przez chrześcijan pochodzenia nieżydowskiego – i ogłosili: „Postanowiliśmy, Duch Święty i my…”. To jest formuła, która powtarzać się będzie na wszystkich kolejnych zgromadzeniach. Ale w pierwszych wiekach Kościół – przypomnijmy, że były to czasy prześladowań – nie czuł się na siłach, żeby spotykali się wszyscy biskupi. Pierwsze zgromadzenia były raczej lokalne. Spotykali się dość często biskupi wspólnot leżących w danej prowincji. W pewnym momencie jednak w tę kwestię wkroczył cesarz Konstantyn. Chrześcijaństwo było już wolne, a on czuł się odpowiedzialny za całą oikumene, czyli ówczesny świat, będący pod wpływem kultury chrześcijańskiej. I to właśnie Konstantyn zwołał pierwsze powszechne zgromadzenie wszystkich biskupów w cesarstwie – żeby zachować w tym cesarstwie jedność, opartą na chrześcijaństwie. Pierwsze takie zgromadzenie miało miejsce w Nicei w 325 r., kolejne w 381 r. w Konstantynopolu. Potem stopniowo na pierwsze miejsce wysuwa się już papież jako inicjator soborów. Natomiast lokalne zgromadzenia, nazywane synodami, wciąż pozostawały ważne i nadal się odbywały. Zgromadzenie powszechne zaczęto uważać za formę nadzwyczajną, szczególną, cieszącą się także przywilejem różnie rozumianej nieomylności. I coraz częściej pojawiała się w odniesieniu do niego łacińska nazwa concilium, czyli sobór.
 
To historia. Jak wygląda to dzisiaj?
– Dziś możemy mówić o soborze i trzech rodzajach synodów. Po pierwsze, są to synody biskupów – jak ten, który za chwilę się rozpocznie. Ta forma została ustanowiona stosunkowo niedawno, po Soborze Watykańskim II. Obok synodów biskupów mamy starą instytucję synodów prowincjonalnych, które podejmują wiążące decyzje dla całego terytorium. Najczęściej tym terytorium będzie dany kraj, choć Kościół raczej broni się przed taką nomenklaturą, unikając nacjonalizacji czy upaństwowienia. Synod prowincjonalny przeżywaliśmy w Polsce w latach 1991–1999, nazywaliśmy go wówczas o synodzie plenarnym. Jest wreszcie trzecia forma, czyli synody diecezjalne.
 
Trzy rodzaje synodów, a nadto sobór. On już dotyczy tych spraw, które nie są lokalne.
– Nauka soboru, jeśli uzyska aprobatę papieża, musi być przyjmowana przez wszystkich biskupów, we wszystkich Kościołach. Nie oznacza to jednak, że jest jakoś narzucana. Przeciwnie. W 1854 r., kiedy papież ogłaszał dogmat o Niepokalanym Poczęciu, odwoływał się do Kościołów lokalnych całego świata i pytał, jak wygląda u nich ta wiara. Do dziś w Muzeach Watykańskich można zobaczyć skrzynię, w której są zebrane przez Piusa IX świadectwa z Kościołów diecezjalnych i uniwersytetów, które ten dogmat pozwoliły mu ogłosić. Kiedy ten sam papież zwołał Sobór Watykański I, a ten ogłaszał dogmaty o prymacie papieskim i nieomylności papieża, prawdopodobnie liczył na taki sam odzew. Spotkał się wówczas z oporem: część biskupów wyjechała, żeby nie wystąpić przeciwko papieżowi, bo nie chcieli głosować za przyjęciem dogmatu o nieomylności. Ale kiedy Pius XII w 1950 r. ogłaszał dogmat o Wniebowzięciu, znów pytał najpierw o opinię Kościoły lokalne. Do powszechnego nauczania biskupów odwoływał się również Jan Paweł II, pisząc w Evangelium vitae o aborcji i eutanazji.
 
Wróćmy do synodów: wbrew pozorom i nazwie nie są to wyłącznie spotkania biskupów. Papieżowi Franciszkowi bardzo zależy, żeby takimi zamkniętymi spotkaniami nie były.
– W marcu tego roku młodzież spotkała się na tak zwanym spotkaniu presynodalnym, żeby przygotować dokument, który miał być „kompasem” dla biskupów na synodzie młodzieży i miał im pomóc zrozumieć potrzeby młodego pokolenia. Już w trakcie synodu papież i ojcowie synodalni spotkają się z młodzieżą w Auli Pawła VI. Synody diecezjalne siłą rzeczy muszą gromadzić nie samych biskupów, których w diecezji jest dwóch czy trzech, ale również przedstawicieli kapłanów i świeckich.
 
Niektórzy mówią, że synod diecezjalny to najważniejsze ciało doradcze biskupa, zwoływane wtedy, gdy biskup chce się poradzić Kościoła, któremu przewodniczy.
– To więcej niż tylko ciało doradcze. Pamiętajmy, że jeśli biskup podpisze dokumenty takiego synodu, stają się one obowiązującym prawem diecezjalnym. Oczywiście w praktyce mamy z tym pewien problem: nauka synodalna jest przedstawiana w zbyt szerokich dokumentach, nie są z nich wyłączane kwestie decyzyjne, więc ostatecznie biskup reguluje wiele spraw sam, wprowadzając dekrety. Tym dekretom przypisuje się dziś tę samą rangę co synodom – ale w rzeczywistości ranga decyzji synodalnej i nauczania synodalnego jest dużo większa. Niestety często to nauczanie lekceważymy, zdając się wyłącznie na dekrety biskupa.
 
Czy w takim razie biskup powinien pytać wiernych o zdanie – czy tylko może to robić? Czy papież ma obowiązek zwoływania synodów biskupów, czy to jest jego dobra wola?
– Kiedy badam średniowiecze, odkrywam, że wtedy synody prowincjonalne odbywały się bardzo regularnie, dwa razy w roku, wiosną i jesienią. Tak samo dwa razy w roku organizowano synody rzymskie. Z czasem to zanikło i mocno wzrosła rola biskupa, który synodów może nie zwołać. Zarzucam dziś naszemu Kościołowi swoisty episkopalizm – dawniej biskup był mocno zależny na przykład od kapituły, miał być przez nią wybierany, musiał wysłuchać jej zdania i liczyć się z jej środkami materialnymi, często dużymi. Musiał również liczyć się z wolą władcy, czego oczywiście dzisiaj staramy się sobie oszczędzić. Lekarstwem na rozmaite dzisiejsze schorzenia mogłyby być częściej zwoływane synody – zwłaszcza gdyby były to tzw. synody tematyczne, podejmujące jedną lub kilka znaczących kwestii, a nie całokształt życia eklezjalnego.
 
Konferencje episkopatu nie pełnią takiej roli? Jeśli ci sami biskupi spotykają się na synodzie prowincjonalnym i na konferencji episkopatu? Czym się od siebie różnią te spotkania?
– Konferencja episkopatu nie została zwołana według wszystkich form, przysługujących synodowi.
 
Czyli ma rangę nie większą niż towarzyskie spotkanie biskupów?
– Nie, nie! Według Kodeksu prawa kanonicznego konferencja episkopatu ma pomagać we wspólnym wypełnianiu zadań duszpasterskich. Ma też koordynować pracę biskupów i ich współpracę w rozwiązywaniu wspólnych problemów. Ma pielęgnować w biskupach zmysł kolegialności: żeby pamiętali, że według zamysłu Jezusa są jednym ciałem biskupim, a nie pojedynczymi elektronami. W latach 90. trwała fenomenalna dyskusja na temat teologicznych podstaw tych zgromadzeń.  Wtedy na przykład biskupi z USA chcieli, by przyznać konferencjom episkopatu taki charakter, jaki miały synody w średniowieczu. Na co kard. Ratzinger powiedział mocno „nie”. Podkreślał wówczas, że takie ciało jak konferencja episkopatu danego kraju nie jest opisana ani w Piśmie Świętym, ani nie pojawia się w tradycji. Ważny w nim jest za to element narodowy, który nigdy w Kościele nie był, nie powinien być  elementem znaczącym.
 
Kardynał Ratzinger przewidywał dalekosiężne skutki takiej decyzji i przyznania konferencjom episkopatu większych uprawnień…
– Owszem: bał się źle pojętej autokefaliczności. To jest coś, na czym ucierpiało przecież prawosławie. Jeśli konferencja episkopatu miałaby możliwość ustanawiania prawa „z prawa Bożego”, nietrudno byłoby o utratę łączności z Rzymem i zapoznanie jego istotnej roli w zachowaniu komunii kościelnej.
 
Wydaje się, że papież Franciszek boi się tego nieco mniej…
– Franciszek chce uprawnienia konferencji episkopatu zwiększać, oczywiście nie aż po tę niewłaściwie pojęta autokefalię. W Evangelii gaudium staje jednak w kontrze do Josepha Ratzingera i pisze: „Nie uważam, że należy oczekiwać od papieskiego nauczania definitywnego lub wyczerpującego słowa na temat wszystkich spraw dotyczących Kościoła i świata. Nie jest rzeczą stosowną, żeby papież zastępował lokalne episkopaty w rozeznaniu wszystkich problemów wyłaniających się na ich terytoriach. W tym sensie dostrzegam potrzebę przyjęcia zbawiennej «decentralizacji»”. Papież Benedykt XVI tak by nie powiedział. Zarówno jemu, jak i Soborowi Watykańskiemu zależało na podkreślaniu władzy biskupów. Ich synody mają uprawnienia na mocy tradycji i analogii do soboru – konferencje episkopatu takich nie mają.
 
Nie mają uprawnień, ale nie mają też władzy zobowiązującej dla poszczególnych biskupów. Nie zawsze jesteśmy tego świadomi.
– Nie mają. Dokumenty konferencji episkopatu mają tylko wartość konsensusu tych biskupów, którzy je podpisują. Jeśli któryś biskup dokumentów nie podpisze, to one w jego diecezji nie obowiązują. Nie musi również podawać do czytania w swojej diecezji listu pasterskiego, którego nie podpisał.
 
Biskupi świata zwołani są na synod o młodzieży. Za rok odbędzie się synod dla Amazonii, poświęcony nowym drogom Kościoła i ekologii. Papieska Komisja ds. Ameryki Łacińskiej prosi papieża o zwołanie synodu o kobietach w Kościele. Gdybyśmy chcieli dziś wołać o kolejny synod plenarny w Polsce, jakie tematy uważałby dziś Ksiądz za najpilniejsze?
– Drugi synod plenarny poświęcony był wielu kwestiom: zadaniom nowej ewangelizacji, powołaniu do życia w rodzinie, Kościołowi wobec życia społeczno-gospodarczego i wobec rzeczywistości politycznej, ewangelizacji mediów, powołaniu świeckich i powołaniom kapłańskim, liturgii, posłudze charytatywnej. Dziś kolejne synody musiałyby być już bardziej skupione na jednym temacie. Takim ważnym tematem, nad którym powinniśmy wspólnie – biskupi z księżmi i świeckimi – pracować, jest katecheza w szkole. Potrzeba nowego określenia kwestii podstaw programowych, statusu katechety, podręczników, relacji z prawem państwowym. Niezwykle pilną sprawą staje się również problem finansowania dzieł Kościoła, który domaga się szybkiej reformy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki