Przychodzi rodzic na wywiadówkę. Tam dziecko zamiast nauczyciela mówi mu, czego się nauczyło, a z czym ma jeszcze kłopoty.
– Witamy w szkole Montessori, gdzie nacisk za efekty nauczania w pewnej mierze przechodzi na dziecko.
Które uczy się, czego chce, i robi, co chce?
– W zasadzie tak, ale nie w klimacie „róbta, co chceta”, lecz w poszanowaniu indywidualnego tempa jego rozwoju, by pomóc mu osiągnąć niezależność. Montessori to wolność w granicach, czyli uczy podstawy programowej (i wiele więcej), dzieci mają lekcje i przechodzą z klasy do klasy. Ale zajęcia odbywają się na poziomie dziecka, nie są ani za trudne, ani za łatwe, a sprawdziany nie stresują.
Pierwsze tłumaczenie książek Marii Montessori na język polski to rok 1913, a początek żywego zainteresowania jej spojrzeniem na dziecko to u nas lata 90. Metoda Montessori to…
– To sposób patrzenia na człowieka. Pozwalanie mu na samodzielność już od najmłodszych lat i stwarzanie warunków do rozwoju jego naturalnego potencjału przez całe życie. Metoda Marii Montessori to także budowanie w dziecku silnego poczucia własnej wartości, dociekliwości i nieustanna chęć poznawania nowych rzeczy.
To edukacja dla elit?
– Nie, to edukacja przyjazna każdemu dziecku, bo każde ma potencjał, który dorosły musi jedynie dostrzec i pozwolić mu się rozwinąć. W metodzie Montessori dziecko jest aktywnym uczestnikiem. Jego zadaniem jest niehamowana aktywność, a nie czekanie na polecenia nauczyciela i zapamiętywanie. Dziecko uczy się tego, co je interesuje i robi to we własnym tempie, w sposób odpowiadający jego umiejętnościom. Wbrew pozorom te zasady są proste, jednak trudno to wytłumaczyć rodzicom, którzy przeszli przez edukację konwencjonalną i są przyzwyczajeni do modelu nauczania sprzed ponad stu lat. Mimo że moje dwie dorosłe córki są po edukacji montessoriańskiej, sama czasem łapię się na tym, że mam naleciałości ze swojej konwencjonalnej szkoły.
Czy taki sposób nauczania jest możliwy w szkołach publicznych?
– Oczywiście! Uważam, że placówki publiczne mają wszystko, aby zorganizować edukację montessoriańską. Przede wszystkim doskonałą bazę lokalową z dużymi, przestronnymi salami. Mają doświadczonych, mądrych nauczycieli, których wystarczyłoby nauczyć metody i zachęcić do zmiany patrzenia na dziecko i ich rolę w procesie edukacji. Zamiast tymi, którzy uczą i wymagają, powinni być tymi, którzy potrafią stworzyć uczniom otoczenie przyjazne do nauki. Dobrze prowadzone dzieci kochają się uczyć.
Jeszcze pieniądze…
– Szkoły publiczne mają wystarczająco dużo pieniędzy, aby wprowadzić edukację Montessori. Mitem są niedobory budżetowe. Salę Montessori buduje się raz. Nie zmieniamy w niej wszystkiego co roku.
Stosowane w metodzie pomoce dydaktyczne są obiektywnie drogie. Między innymi z tego powodu edukacja Montessori jest uważana za opcję wykluczającą osoby niezamożne. I ciągle niedoinwestowane szkoły.
– Jeśli nauczyciel jest przygotowany do nauczania metodą Montessori, to wie, co należy kupić i nie wyposaża szkoły w zbędne rzeczy. Poza tym wiele z tych pomocy potrafi zaprojektować i wykonać samodzielnie. Jak widać, jego rola jest kluczowa. Nauczyciel musi mieć powołanie i wiedzę, zdobytą podczas co najmniej rocznego, intensywnego szkolenia. Tak jak niewykształcony chirurg nie skorzysta z najlepiej wyposażonej sali chirurgicznej, bo nie będzie potrafił przeprowadzić operacji, tak nauczyciel nie skorzysta z pomocy montessoriańskich, jeśli nie będzie wiedział, o co w tym chodzi.
Czym w praktyce są owe pomoce?
– To przedmioty, dzięki którym dziecko poznaje świat wszystkimi zmysłami i zaczyna go rozumieć. Przykładem może być tzw. złoty sześcian, zbudowany z tysiąca koralików i służący do nauki systemu dziesiętnego. Już najmłodszym dzieciom pokazujemy, czym są jedności, dziesiątki i setki. Kiedy dziecko może potrzymać bryłę złożoną z tysiąca koralików i manipulować nią, to samo doświadcza i przeżywa, że 1000 to więcej niż 1 i nikt nie musi mu tego tłumaczyć. Przy okazji może porozmawiać z ulubioną koleżanką i podzielić się swoimi odkryciami, do których nauczyciel tylko go zainspirował. Efekt jest taki, że dzieci w edukacji Montessori podstawę programową dla klas 1–3 realizują już w przedszkolu. Bardzo wcześnie można im wprowadzać skomplikowane zagadnienia, gdyż nie wymagają one od nich abstrakcyjnego myślenia, bardzo trudnego na wczesnym etapie rozwoju. Pamiętam ucznia, który po edukacji Montessori poszedł do zwykłej szkoły, po czym zapytał mnie: „Pani Joanno, a dlaczego pani w szkole mi mówi, że tysiąc to jeden i trzy zera…?”. Cóż, mówi tak, bo nie ma w ręce przedmiotu, który byłby reprezentacją tego, o czym opowiada. Oczywiście, im dziecko jest starsze, tym pomocy w postaci konkretnych materiałów, prezentujących zagadnienia abstrakcyjne, jest coraz mniej.
Załóżmy, że faktycznie każdą szkołę stać na edukację Montessori. Tylko jak ją zrealizować w 30-osobowej klasie?
– Dziwię się rodzicom, którzy się cieszą, gdy ich dzieci np. w przedszkolu czy szkole prywatnej należą do 12-osobowych grup. Idealne dla edukacji Montessori są właśnie duże grupy. Wtedy dziecko faktycznie pracuje samodzielnie, może pytać kolegów i samemu odkrywać wiedzę, tym bardziej że większość materiałów edukacyjnych, z jakimi dziecko pracuje, ma w sobie zawartą odpowiedź, tzw. kontrolę błędu, czyli informuje dziecko, czy dochodzi ono do prawidłowych wniosków. W Montessori wyznajemy zasadę, że dziecko nie jest nauczane, lecz uczy się samo. Jaka to nauka, kiedy nauczyciel ciągle mówi, a dzieci mają jedynie to zapamiętać? Gdzie jest radość z poznawania świata?
Skoro to wszystko tak pięknie wygląda, dlaczego szkoły Montessori znajdziemy tylko w większych miastach? Edukacja powyżej klas 4-6 jest rzadkością.
– Są tego dwie przyczyny. Pierwsza – czas. Najpierw były to przedszkola. Gdy rodzice przedszkolaków zobaczyli, jak dobre jest to dla ich dzieci, powoli zaczęły się pojawiać podstawówki 1–3. Potem trzeba było otwierać 4–6. To wszystko trwa i wymaga sporo pracy, ale jestem pewna, że doczekamy się wysypu montessoriańskich liceów.
Druga przyczyna to kwestie prawne. W prawie oświatowym nie ma definicji „placówki Montessori”, nie ma „nauczyciela Montessori”, nie są określone kwalifikacje związane z jego wykształceniem. Sądzę, że to tylko kwestia czasu, kiedy takie uregulowania się pojawią. Jednak na razie osoba z kuratorium chcąc ocenić placówkę, musi stosować „normy” dla szkół konwencjonalnych. Tutaj wiele zależy po prostu od dobrej woli.
Jednym z ostatnich bardzo pozytywnych przykładów są doświadczenia z gminy Starogard Gdański, gdzie kilka publicznych placówek na terenach wiejskich wprowadziło edukację Montessori.
Czy od 1907 r., kiedy powstała we Włoszech pierwsza szkoła Montessori, była jakaś reforma?
– W Montessori nigdy nie było żadnej reformy ani zmiany podstawy programowej. Owszem, dostosowujemy się do nowych potrzeb i technologii, ale nic poza tym. Edukacja działa, bo jest zbudowana na potrzebach ludzkiego potencjału.
Jak wygląda nauka nastolatków tą metodą za granicą?
– W Skandynawii, USA, Holandii, Niemczech (także w Polsce) dzieci uczą się na farmach na wsi. Poznają zasady etyki, współpracy, nabywają umiejętności przydatne w życiu, jak np. gotowanie. Oczywiście, poznają też matematykę, chemię czy fizykę, nadal przy jak najmniejszym udziale dorosłego. Uczą się rozwiązywać problemy, wierzą we własne możliwości, są zupełnie innymi dorosłymi. Tak uczyli się Jackie Kennedy, założyciele Google’a, Amazona czy książę William.
Czy są uczniowie, dla których edukacja Montessori nie byłaby dobra? Na przykład osoby, które potrzebują prowadzenia krok po kroku przez dorosłego?
– Nie. Montessori jest dla wszystkich dzieci, ale nie dla wszystkich rodzin. Nie każdy wierzy w potrzebę autonomii w procesie nauczania, lecz każde dziecko tego potrzebuje.
W jakim celu powstała Polska Rada Montessori?
– Nasz Instytut zajmuje się kształceniem nauczycieli Montessori, a Rada zrzesza placówki i wyznacza dla nich standardy. Rada jest też oddziałem międzynarodowego organu, który propaguje najlepsze rozwiązania z całego świata. W tym roku ruszyły pierwsze w naszym kraju akredytacje placówek, aby rodzic nie musiał być ekspertem od Montessori, wybierając odpowiednią placówkę edukacyjną.
Kto nadaje placówce przydomek „Montessori”?
– To ciekawe, ale nikt. „Przedszkole Montessori” czy „szkoła Montessori” znajdują się w domenie publicznej. Oznacza to, że nazwy nie są zastrzeżone prawem autorskim, co było intencją Włoszki. Ma to dobre i złe strony.
Co z pedagogiki Marii Montessori możemy zaczerpnąć do codziennego życia?
– Warto zacząć od przeczytania jej książek, do czego zachęcam rodziców, nauczycieli, animatorów, a potem przyjąć jej sposób patrzenia na dziecko – to małe i to duże. Ono nie jest bezradne, niepotrafiące i czekające na dorosłego. Wprost przeciwnie – jest bardzo inteligentne. Maria Montessori przekonywała, że inteligencja nie jest rzadkością, ale regułą.
W imieniu dzieci mówiła też: „Pomóż mi zrobić to samemu”.
– Czyli nie zostawiaj mnie samego, ale daj mi narzędzia i umiejętności, bym potrafił zmierzyć się z tym samodzielnie. Kiedy moja córka miała 12 lat, zapomniała zwrócić na czas książkę do biblioteki publicznej. Pani bibliotekarka zadzwoniła do domu i chciała porozmawiać ze mną na ten temat. Powiedziałam jej uprzejmie, że na karcie bibliotecznej znajduje się imię mojego dziecka, a nie moje i skoro nałożyli na nie obowiązek oddawania książek na czas i poinformowali o karach pieniężnych, to chciałabym, aby porozmawiała z córką. Pani się oburzyła, że nie interesuję się swoim dzieckiem. Nie rozumiała, że, jak powtarzała Maria Montessori, dyscyplina bierze się z wolności (w granicach), a nie z obsesyjnej kontroli i załatwiania spraw za dziecko.
A jak pomóc dziecku odkryć jego potencjał?
– Wielu rodziców nie wychowuje dzieci, które ma, ale te, które chciałoby mieć. To wielki problem, bo każde dziecko zostanie tym, kim ma być, a nie tym, kim zaprojektował je rodzic. Aby dostrzec potencjał dziecka, trzeba je obserwować i wspierać. Nie porównywać, ale dawać możliwość samooceny. Nie zachęcać do chorej rywalizacji i nie wychodzić z założenia, że dziecko trzeba zachęcać do nauki. To błędne myślenie, bo każde dziecko chce się uczyć, ale we właściwy sobie sposób i w swoim tempie.
Niejednokrotnie dzieci wprost mówią, czym chciałyby się zajmować w przyszłości, co je interesuje. Zanim powiemy „nie”, zastanówmy się, co by się stało, gdybyśmy powiedzieli „tak”.
--------
Joanna Maghen
Dyrektor Polskiego Instytutu Montessori i prezes zarządu Polskiej Rady Montessori. Od 10 lat prowadzi szkolenia dla rad pedagogicznych i nauczycieli Montessori. Corocznie w kwietniu organizuje konferencje na temat pedagogiki Marii Montessori. Mama dwóch dorosłych córek, kształconych tą metodą.
Warto wiedzieć
1. Wiele szkół z systemem montessoriańskim jest niepublicznych, ale z uprawnieniami szkół publicznych.
2. Znajdziemy też szkoły publiczne (bezpłatne), najczęściej wykorzystujące w edukacji wybrane elementy edukacji Montessori.
3. Każda szkoła Montessori powinna wystawić normalne świadectwo ukończenia etapu edukacyjnego. Warto o to dopytać w placówce. Uczniowie szkół Montessori przystępują też do zwykłej matury.
4. System Montessori należy do domeny publicznej, co oznacza, że nie jest objęty prawem autorskim. Placówka z szyldem „Montessori” może stosować elementy tej pedagogiki w dowolny sposób. Warto też zapytać, czy szkoła ma akredytację Polskiej Rady Montessori. |
---------
Montessori dla młodszych – polecamy
Małgorzata Ceremuga, Montessori dla każdego. Samodzielnie odkryj świat, 2018
To nie jest książka do czytania, ale do doświadczania świata. Podzielona na różne działy (m.in. język, matematyka, kosmos, zmysły, kształty i kolory), zaprasza dziecko do poznawania otaczającej je przestrzeni. Okazuje się, że już nie trzeba jechać w Alpy albo na Koło Podbiegunowe, aby zobaczyć coś fascynującego. Wielką zaletą książki jest praktyczny przewodnik dla rodzica opisujący podstawowe założenia systemu montessoriańskiego.
Seria Biblioteczka Montessori, części Czas, Przyroda (+ćwiczenia), Świat, 2018
Jedne z najlepszych pomocy montessoriańskich. Zestaw Czas to linia z 365 etykietami do wycięcia, tarcze dobowa i pór roku. Świat to 77 kart edukacyjnych, które przyporządkowujemy do poszczególnych kontynentów, poznając ich kulturę, przyrodę, historię (np. piramidy w Gizie, most Golden Gate, rajskie ptaki, afrykańskie sawanny i kolorowe szaty pagne). Zestaw Przyroda zawiera tzw. karty trójdzielne i ćwiczenia. Choć wydawałoby się, że budowę kwiatu, prawo grawitacji czy zasadę powstawania wiatru może zrozumieć dopiero starsze dziecko, to dzięki odpowiednim ćwiczeniom w lot pojmują je także młodsi odkrywcy, zadowoleni, że doszli do tego zupełnie sami. Biblioteczka Montessori pokazuje, że świat nie dzieli się na dorosły (niebezpieczny) i dziecięcy (bezpieczny), ale że jest jeden – przyjazny, jeśli dziecko ma w nim dobrego przewodnika.