Logo Przewdonik Katolicki

Edukacja domowa

Bogna Białecka
Fot. okalinichenko/Fotolia

To nie przeniesienie sposobu uczenia szkolnego w warunki domowe, lecz zupełnie inny rodzaj nauki. Nie zajmuje wiele czasu, pozwala poszerzać wiedzę i daje dobre wyniki.

Nie brakuje ci kompetencji, żeby uczyć swoje dziecko? Nie boisz się, że dziecko nie odnajdzie się w społeczeństwie? Czy masz na to czas? Te pytania dobrze znają osoby, które zdecydowały się edukować domowo swoje dzieci. Nauczaniem domowym objęta jest garstka polskich dzieci (według danych Ministerstwa Edukacji Narodowych naukę w domach pobiera 1200 uczniów), choć liczba rodziców decydujących się na ten krok systematycznie wzrasta. Pierwszy z zarzutów dotyczy kwestii kompetencji. Czy rodzice potrafią odpowiednio zmotywować swoje dzieci do nauki  i przekazać informacje? W końcu nauczyciele są do tego przygotowywani w ramach studiów, skąd więc przekonanie, że rodzic będzie potrafił to zrobić?
 
Potrafią więcej
National Home Education Research Institute – Amerykański Instytut Badań nad Edukacją Domową sprawdza jakość nauczania domowego. Z badań tych wynika, że dzieci uczone w domu nie tylko uzyskują zdecydowanie wyższe niż przeciętnie wyniki na egzaminach SAT (coś pośredniego między egzaminem gimnazjalnym a maturą), lecz także na egzaminach wstępnych na studia. Dzieje się tak niezależnie od wykształcenia, zawodu oraz statusu materialnego rodziców. Oczywiście nie można bezpośrednio porównywać systemu amerykańskiego z polskim, jednak doświadczenie polskich rodziców uczących domowo pokazuje, że każdy rodzic jest w stanie przekazać wiadomości z zakresu szkoły podstawowej.
Na poziomie klas początkowych przerobienie obowiązkowego materiału możliwe jest w czasie pracy obejmującej dwie godziny dziennie, cztery dni w tygodniu. Jest to logiczne, gdy weźmiemy pod uwagę, jak wiele czasu lekcji zajmują sprawy organizacyjne. W chwili gdy dziecko nie musi czekać na inne z zdaniami, z którymi radzi sobie szybciej, a w przypadku zadań trudniejszych może od razu uzyskać potrzebną pomoc, staje się to zrozumiałe. Dodatkowo – część ćwiczeń utrwalających nabyte umiejętności dziecko może przerobić samodzielnie.
Rodzice uczący domowo mówią, że w gruncie rzeczy więcej czasu zajmuje im zapewnianie dziecku nauki wykraczającej poza podstawę programową – eksperymenty, wycieczki edukacyjne itp. Dodatkowo istnieją szkoły specjalizujące się w nauczaniu domowym, które zapewniają rodzinom wysokiej jakości pomoce naukowe i platformy edukacyjne. Rodzic nigdy nie zostaje rzucony na głęboką wodę, może liczyć na wsparcie. W rezultacie dzieci uczące się domowo mają większy zapał do nauki, a także więcej czasu i możliwości poszerzania wiedzy poza zakres podstawowy. Znam chłopca, który zobaczywszy podręcznik historii, stwierdził, że po pierwsze – większość faktów już zna, po drugie – nie podoba mu się ideologiczne ujęcie pewnych tematów. Przedstawił ojcu własną propozycję lektur, deklarując gotowość wyuczenia się zawartości podręcznika na egzamin. Oczywiście egzamin zdał.
 
Nauka domowa to nie szklarnia
Najważniejszym zarzutem co do edukacji domowej jest „brak socjalizacji”. Socjalizacji rozumianej  jako nauka współżycia w grupie z rówieśnikami. Jest to jednak wąski sposób ujmowania tematu. Socjalizacja to przecież także przekazywanie norm, wartości i zasad obowiązujących w danym społeczeństwie. W tym zakresie rodzice są najlepszymi nauczycielami. Nauka radzenia sobie w grupie rówieśniczej zresztą też nie omija dzieci uczonych domowo. Z reguły uczestniczą one w różnych zajęciach dodatkowych – sportowych, kółkach zainteresowań czy harcerstwie, gdzie mają styczność z rówieśnikami. Kolejne okazje do nabywania umiejętności społecznych to zajęcia, na które dzieci uczęszczają nie tyle na zasadzie doboru wiekowego, ile rzeczywistego stadium rozwoju, pasji, temperamentu, zdolności skupiania uwagi itp. Występuje wtedy podobne zjawisko jak w rodzinie wielodzietnej, gdzie młodsze dzieci uczą się różnych umiejętności, naśladując dzieci starsze, co przynosi im większą satysfakcję i jest w gruncie rzeczy efektywniejsze niż wypełnianie poleceń dorosłych. W warunkach typowej szkoły socjalizacja często polega na uczeniu się, jak nie stać się ofiarami dzieci czerpiących satysfakcję ze znęcania się nad innymi. Teoretycznie można też w szkole nawiązać przyjaźń, jednak często są to relacje, które nie utrzymują się po ukończeniu szkoły. Dzieje się tak dlatego, że prawdziwa przyjaźń jest z reguły oparta na wspólnych zainteresowaniach czy wartościach.
Gdy wspominamy własne dzieciństwo, możemy mieć dobre wspomnienia z gier i zabaw uprawianych na przerwach. I tu czeka nas rozczarowanie. Dziś w wielu szkołach (mimo najczęściej występującego formalnie zakazu korzystania z telefonów komórkowych w czasie przerw) dzieci dużo czasu spędzają raczej na zabawie komórkami niż na rzeczywistej interakcji. Co gorsza, coraz częściej zdarza się przynoszenie przez dzieci na smartfonach niestosownych zdjęć czy filmów. Z kolei szkoły próbujące wprowadzać zasadę zdawania telefonów przez uczniów do depozytu przed rozpoczęciem lekcji i odbieraniem ich po lekcjach napotykają na opór rodziców. Ten akurat element „socjalizacji” wydaje się trudny do uniknięcia i jest kolejnym argumentem za nauczaniem domowym.
 
Kwestia motywacji
Najważniejsze pytanie dotyczy jednak przyczyn, dla których decydujemy się na nauczanie domowe. Czy nie mamy przypadkiem obaw, że nasze dziecko zostałoby zgnębione w szkole? Naszym motywem nie powinien być lęk. Tak samo nie powinno nim być pragnienie zaspokojenia własnych potrzeb, na przykład pragnienia bliskości czy nadania sensu swojemu życiu. Na szczęście takie podejście nie jest częste. Badania z 2005 r. pokazują, że najczęstszymi motywami rodziców wybierających nauczanie domowe jest troska o postawę dziecka i wyznawany przez niego system wartości, zapewnienie mu optymalnego rozwoju umysłowego, chęć dostosowania programu i metod nauczania do indywidualnych możliwości dziecka oraz realna ocena zagrożeń środowiskowych.
Chociaż wiele osób boi się podjęcia wyzwania, jakim jest edukacja domowa, z czasem okazuje się to łatwiejsze organizacyjnie niż się wcześniej wydawało. Przede wszystkim dlatego, że taka nauka nie jest przeniesieniem sposobu uczenia szkolnego w warunki domowe, lecz generalnie innym rodzajem nauki. Dziecko ma większą swobodę eksploracji, poszerzania wiedzy, zadawania pytań, dzięki czemu wiele tematów zaledwie „liźniętych” w nauce szkolnej zostaje przez dzieci pogłębione.
Jedyną istotną wadą edukacji domowej, jaką dostrzegam, jest to, że przynajmniej jedno z rodziców nie może być pełnoetatowym pracownikiem. Nauczania domowego nie da się przeprowadzić jako dodatku do etatu.
Efekty nauki w domu widać nie tylko na płaszczyźnie wiedzy i ocen. Dorosłe dzieci w ten sposób zadziwiająco dobrze radzą sobie w sytuacjach społecznych, odnajdują się w świecie dorosłych i spełniają wymagania pracy zawodowej. Dobrze to widać na przykładzie Tima, którego wypowiedź została zamieszczona w książce Lisy Rivero The Homeschooling option: „Myślę, że edukacja domowa jest powodem, dla którego dogaduję się tak łatwo z ludźmi z różnych środowisk. Jako dziecko potrafiłem nawiązać rozmowę zarówno z ludźmi znacznie ode mnie młodszymi, jak i starszymi. Ponieważ spotykałem się z nimi codziennie, częściej niż rówieśnicy uczący się w szkole, nie byłem ograniczony w moich przyjaźniach do własnej klasy”.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki