Logo Przewdonik Katolicki

Bicie w kościelne grzechy ma jeszcze jeden cel

Piotr Zaremba

Dopiero kartkuję gorącą jak świeże bułeczki najnowszą biografię błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. Wiem, że autorka, Milena Kindziuk, włożyła w nią benedyktyńską pracę. Przyjdzie czas na podsumowanie.

Napisałem kiedyś w „Teologii Politycznej”, że ks. Popiełuszko nie jest dla nikogo wygodny. Nawet dla prawicy, choćby dlatego, że reakcje innych duchownych, kościelnych hierarchów, na jego aktywność nie były jednoznaczne. Dla postkomunistów jego śmierć była wyrzutem sumienia. Nawet jeśli założyć, że Grzegorz Piotrowski i spółka działali bez wiedzy przełożonych, wyprodukował ich system nastawiony na nękanie przeciwników i na demonizowanie Kościoła. A dla obecnych liberałów?
Popiełuszko przypomina o czasach, kiedy garnęli się oni do świątyni św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, pomimo konserwatywnego społecznego przesłania Mszy za Ojczyznę. Przecież tam nawoływano do obecności Kościoła w życiu publicznym. Zarazem jeśli po 1989 r. ci liberałowie zaczęli zasypywać podziały dzielące ich od ludzi PRL, ta śmierć także powinna dręczyć ich sumienia.
Ja zaś zadaję po raz kolejny pytanie, gdzie byłby dziś ks. Popiełuszko. Pytałem o to kiedyś właśnie na łamach „Przewodnika Katolickiego”. Śpiewana na każdej Mszy za Ojczyznę pieśń My chcemy Boga w książce w szkole powinna go sytuować gdzieś blisko Radia Maryja. Zarazem mocno wychylony ku ludziom świeckim, miał przyjaciół w gronie tak zwanej lewicy laickiej. Przyjaźnił się z niewierzącymi profesorami, z artystami. Przynajmniej część z nich zaczęła postrzegać po 1989 r. tradycyjny Kościół jako przeszkodę w marszu ku postępowi.
Zwłaszcza mocno stawiam to pytanie dzisiaj. Nie ulega wątpliwości, że odpowiedzią na przechylenie polskiej polityki w prawo jest wielka kampania antykościelna, zmierzająca do „efektu” Irlandii czy Hiszpanii. Pomaga w tym niejednokrotnie postawa samych kapłanów, także hierarchów. Zbyt często skłonni są tuszować gorszące patologie wśród duchowieństwa. I zbyt łatwo odnajdują się w roli sojuszników, a i wierzycieli władzy świeckiej. Ale przecież trudno zarazem uniknąć wrażenia, że bicie w kościelne grzechy i zaniedbania to tylko droga do zepchnięcia na margines instytucji, która wciąż moralizuje, wciąż przypomina, że szczęście nie jest jedynym celem człowieka. Złapanie samych duchownych na grzechach i grzeszkach nie do oczyszczenia ma prowadzić nie do oczyszczenia, a do postawy „wszystko wolno”.
Pewna znana socjolog, jedna z pomniejszych inicjatorek tej antykrucjaty, obiecała biskupom i księżom, że nie będą bezpieczni. Na łamach „Wysokich Obcasów” zapowiedziała mazanie po kościelnych murach i zakłócanie Mszy św. To droga do ogólnego zdziczenia, ale co to szkodzi. Wy chcecie zakazu aborcji, my będziemy krzyczeć o pedofilii w Kościele.
„Gazeta Wyborcza” z kolei oburzyła się, że pewną panią skazano na grzywnę właśnie za krzyki podczas Mszy u Świętej Anny w Warszawie. Nieważne są kompletnie w tym momencie uczucia ludzi, dla których Msza to metafizyczne przeżycie. „Przedłożono wolność religijną ponad wolność słowa” – tłumaczy sucho jakiś adwokat. Ale przecież wolność słowa można realizować w każdym innym miejscu. Msza, nie ideologiczny wiec, odbywa się tylko w świątyni. Naprawdę tak wam ona przeszkadza?
Msze za Ojczyznę u Kostki były obserwowane, opisywane przez Jerzego Urbana, ale tamta władza ich nie zakłócała. Zarazem kapitan Piotrowski też deklarował chęć walki z kościelnymi grzechami. Konsekwencje znamy. Może z tego jednego powodu dobrze, że ks. Popiełuszko tego nie ogląda. Choć z tysięcy innych powodów nam go brakuje.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki