Ks. Henryk Seweryniak: Ale nie mówiliśmy o racjach wiary, o tym, dlaczego wierzymy. Dlaczego wierzysz? Nie chcę cię tu przepytywać. Ale uważam, że powinniśmy na to pytanie odpowiadać, bo może ktoś to przeczyta i to pomoże mu uwierzyć?
M.B.: Najprościej jest tu mówić o tym, jak to się zaczynało. O babci, która uczyła jakiejś modlitwy, o dziadku, który codziennie długo klęczał, o wspólnym wieczornym pacierzu z dzieciństwa. Ale to nie jest jeszcze odpowiedź na pytanie „dlaczego”. Ktoś mógłby pomyśleć, że wierzę dlatego, bo tak mnie nauczyli. To by znaczyło, że wiara jest tylko tradycją albo jeszcze gorzej: indoktrynacją niewinnych dzieci.
H.S.: Dlaczego zaraz indoktrynacją? Może to właśnie wystarcza? To przekonanie, że wiara jest czymś dobrym?
M.B.: Nie wiem, czy „dobrym” to właściwe słowo. Była raczej czymś „naturalnym”. Nikt nie mówił, że „tak jest dobrze”. Częściej słyszałam po prostu, że „tak się robi”. Niektóre rzeczy „się robiło”, choć ich nie rozumiałam. Dopiero w szkole uświadomiłam sobie na przykład, że gest, który babcia i mama zawsze robi z chlebem przed jego rozkrojeniem, to kreślenie na nim znaku krzyża.
H.S.: To ważne, że mówisz o tej naturalności wiary. Osobiście broniłbym jej przed posądzeniem o nieracjonalność czy płytką tradycyjność. U mnie też tak właśnie się zaczynało ... naturalnie. Pamiętam, jak jako pięcioletni chłopak stałem nad trumną dziadka, ubrany w uszyty przez mamę niebieski, marynarski płaszczyk ze złotymi guzikami w kotwice. Stałem tam i naturalne dla mnie było, że nie chodzi wcale o tę wykopaną w ziemi jamę, tylko że to życie się nie skończyło i dlatego tam razem się modlimy, śpiewamy. Potem była Pierwsza Komunia. Nie było prezentów, dostałem tabliczkę czekolady i toruńskie pierniki. Wróciliśmy do domu, nie było żadnego przyjęcia, cisza, rodzice czymś zajęci, a ja z pamiątkowego obrazka robię taki ładny ołtarz. I to mi zostało do końca życia, pamięć o czymś, czego przecież nie rozumiałem, a było mistyczne. I nigdy już nie miałem takiego poczucia czystości, jak wtedy w majowe popołudnie.
M.B.: Ale takie dziecięce przeczucie mistyki nie wystarcza przecież na całe życie. Coś musi być później.
H.S.: Później odchodziłem z liceum pedagogicznego. Było bardzo „czerwone”, dyrektor był mistrzem zasiewania wątpliwości, ateizmu. A we mnie wzrastało przekonanie, że on gada swoje, a ja pójdę do seminarium i tam wszystko mi wyjaśnią, dadzą dowody na istnienie Boga, poznam odpowiedzi na wszystkie wątpliwości. Największą moją radością były potem, już w seminarium, wykłady z metafizyki i odkrycie, że o Bogu można mówić jako o rozumnej rzeczywistości: że jeśli wszystko, co istnieje, jest względne i przypadłościowe, to musi być jakaś Istota, do której istoty należy istnienie. To wyrażenie: „istota, do której istoty należy istnienie” było dla mnie odkryciem i ogromną radością, takim objawieniem prawdy. Jednocześnie też ważnym dla mnie dodatkiem czy dojrzewaniem tej wiary „naturalnej”.
M.B.: To rozróżnienie między istotą a przypadłościami dla mnie też było na pierwszym roku studiów odkryciem, które rewolucjonizowało całe myślenie…
H.S.: Może dlatego to jest ważne, żeby jednak na studiach zawsze uczyć solidnej, klasycznej filozofii? No, dobrze, a Chrystus? André Frossard, wybitny francuski dziennikarz, pisarz i filozof katolicki pochodzenia żydowskiego, uwierzył przed Najświętszym Sakramentem. W jednym momencie wiara stała się dla niego oczywista, jakby był chrześcijaninem od początku i powinien nim być. A pod koniec życia, już będąc w szpitalu, zaprosił swoich przyjaciół, żeby wspólnie z nim napisali książkę o Jezusie, wyznanie wiary w Jezusa Chrystusa. I to jest nasz najbardziej podstawowy argument: Jezus Chrystus, w którego się wierzy i którego się przyjmuje. A kiedy się szuka racji wiary, łatwo Go zgubić czy przesunąć na dalsze miejsce. Dla mnie to właśnie Jezus Chrystus jest bezwzględnie przekonujący.
M.B.: Powtarzam to setki razy i już się Ksiądz z tego śmieje, ale co tam. Mogę powtórzyć po raz kolejny. Dla mnie takim bezwzględnym argumentem i racją wiary, bez której wszystko by się posypało, jest pusty grób. I nie chodzi mi wcale o głośne krzyczenie, że „Jezus zmartwychwstał”. To raczej poczucie intelektualnej bezradności wobec wiedzy, że przez całe wieki mimo wielu prób podejmowanych przez ludzi Jezusowi niechętnych (jeśli nie wrogich), nikt nie zdołał wyjaśnić, co się stało z Jego ciałem. Ten grób naprawdę w historii był pusty. To argument, który poraża, bo oznacza, że naprawdę wstał z martwych, a jeśli tak, to wszystko, co mówił, było prawdą. Ale nie wiem, co by się ze mną i z moją wiarą stało, gdyby ktoś udowodnił bez wątpienia, że odnaleziono jednak Jego szczątki. Pewnie nie zmieniłabym swojego życia, nie porzuciła hierarchii wartości, nie zaczęła z nożem biegać po ulicach, kraść w sklepach ani robić świństw innym ludziom. Ale Kościół, Msza św., wiele moralnych ograniczeń, nawet codzienna modlitwa stałaby się bez sensu.
H.S.: Mam takie samo odczucie, ale jednak coś bym do niego dodał. Bo przecież te wartości, które od Niego otrzymaliśmy, są piękne i ważne! I byłyby takie nadal, nawet gdyby się okazało, że nie zmartwychwstał. Pasterz wychodzący po zgubioną owcę, zgubiona drachma, syn marnotrawny: w tych przypowieściach, w Kazaniu na górze jest jakaś głęboka prawda, która pozostaje mimo wszystko.
M.B.: Jest prawda. Jest piękno. Ale gdyby grób nie był pusty, moglibyśmy się spierać, kto był mądrzejszy i mówił piękniej: Jezus Chrystus, Mały Książę czy Paolo Coelho. I żaden z nich nie miałby nad innymi przewagi, ot równorzędni nauczyciele jakiejś subiektywnie rozumianej mądrości.
H.S.: Zgadzam się z tobą. Nie rezygnuj jednak zbyt szybko z piękna przypowieści, z niezwykłej prawdy Kazania na górze, z tego zanurzenia w Bogu Abba Ewangelii Janowej. Owszem, one bez zmartwychwstania byłyby tylko piękne. Ale w zmartwychwstaniu mają więcej niż samo piękno: są prawdą. I to też jest ważna racja wiary. Dlatego wierzę: bo Jezus jest taki, jak w tamtych przypowieściach.
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”.