Logo Przewdonik Katolicki

Twarda ręka Założyciela Pokoju

Jacek Borkowicz
FOT. U.S. DEPARTAMENT OF STATE/FLICKR

W ostatnim czasie ludzie reżimu bardzo się starają, by przekonać świat, że Tadżykistan jest normalnym krajem. Po zamachu, w którym zginęło czworo turystów, będzie im o to trudniej.

Obecny rok ogłoszono w Tadżykistanie „rokiem turystyki” i rzeczywiście o tym kraju od dwóch tygodni mówią agencje informacyjne całego świata. Ale zupełnie nie tak, jak chciałby tego tadżycki wydział propagandy.
W niedzielę 29 lipca na szosie niedaleko stołecznego Duszanbe napadnięto na obywateli USA, Francji, Holandii i Szwajcarii, którzy na rowerach zwiedzali egzotyczny dla nich kraj Azji Środkowej. Napastnicy rozjechali rowerzystów samochodami osobowymi, a potem – na oczach przypadkowych podróżnych – dobijali rannych nożami. W ten sposób zamordowano cztery osoby, trzem pozostałym udało się ujść z życiem, choć z licznymi ranami.
 
Cień ISIS
Wszystko wskazuje na to, że użyto tam terrorystycznej taktyki „uderzaj i uciekaj”, stosowanej w ostatnich latach w miastach zachodniej Europy z inspiracji tzw. Państwa Islamskiego (ISIS). Polega ona na wykorzystywaniu do napadów na przypadkowo wybrane osoby pospiesznie poinstruowanych ochotników, niedysponujących wyrafinowanymi narzędziami terroru. W tym przypadku napastnicy faktycznie nie mieli broni palnej, prowadzili dwa zdezelowane auta. Nie jest tajemnicą, że znacząca liczba Tadżyków walczyła do niedawna w szeregach ISIS w Iraku i Syrii. Dziś, gdy tzw. Państwo Islamskie zostało tam rozbite, wielu z nich z pewnością przedostało się do ojczyzny. I to prawdopodobnie oni są autorami zamachu.
Całkowitej pewności jednak nie ma. I nie będzie, gdyż w państwie rządzonym dyktatorską ręką dożywotniego prezydenta Emomali Rahmona wszelkie tego typu wydarzenia osłonięte są szczelną kurtyną dezinformacji ze strony tajnych służb. Podobno dwóch sprawców napadu zabito w akcji, podobno aresztowano kilku podejrzanych. Ale równie dobrze mogą to być Bogu ducha winne osoby, ponieważ w Tadżykistanie życie ludzkie raczej nie ma dużej ceny. A władzom zależy na szybkim „sukcesie”, gdyż nie na rękę byłoby im przyznawać się do faktu, że w kraju z powodzeniem działają komórki międzynarodowego terroryzmu. W ostatnim czasie ludzie reżimu bardzo się starają, by przekonać świat, iż Tadżykistan jest normalnym krajem. Teraz będzie im o to trudniej.
 
Islamska społeczność obywatelska
Oficjalne media (w kraju innych nie ma) szybko ogłosiły, że za zamachem stoi zdelegalizowana trzy lata temu Partia Odrodzenia Islamskiego Tadżykistanu (POIT). Sama partia odżegnała się od sprawstwa, a jej zakonspirowane przedstawicielstwo potępiło zamach i złożyło kondolencje jego ofiarom. I chyba można wierzyć tym deklaracjom. Działacze POIT, podobnie jak prawie cała reszta muzułmanów Tadżykistanu, to zwolennicy tak zwanej szkoły hanafickiej – umiarkowanej i niechętnej terrorystycznym metodom działania.
Partia ta do niedawna była najsilniejszym segmentem tadżyckiej opozycji. Powstała w 1990 r. na fali ruchów odśrodkowych w republikach Związku Sowieckiego. Ponieważ w tym regionie od tysiąca lat praktycznie cała ludność rodzima wyznaje islam (nie inaczej było w czasach ZSSR), muzułmański model życia zbiorowego wydawał się jedyną alternatywą dla skostniałego systemu realnego komunizmu. Jeżeli więc można było wtedy mówić o zalążkach tadżyckiego społeczeństwa obywatelskiego, to jego idea ogniskowała się właśnie w hasłach rzucanych przez POIT.
Naprzeciw jej stanęły siły postkomunistycznego aparatu, który nie chciał pogodzić się z utratą władzy. W Tadżykistanie – tak jak w całej posowieckiej Azji Środkowej – poszczególne komunistyczne kliki kształtowały się na bazie starych, feudalnych jeszcze klanów, których wpływów nigdy tutaj nie udało się zniwelować. Klany te, silne głównie na zachodzie kraju i nadal dzierżące ster władzy w stolicy, przystąpiły do walki ze stronnictwami muzułmańskimi. Krwawa wojna domowa rozpętana w 1992 r. ciągnęła się przez pięć lat. W 1997 r. zawarto kompromis, na mocy którego islamska opozycja została zalegalizowana, otrzymując jedną trzecią miejsc w tadżyckim parlamencie.
Dwudziestoletni okres legalnej działalności był dla POIT czasem trudnym. W kraju – znowu: podobnie jak w innych posowieckich republikach środkowej Azji – stopniowo umacniały się nietolerujące jakiejkolwiek opozycji rządy Emomali Rahmona. Ten były sowiecki aparatczyk nie był związany z żadnym z największych klanów wojujących z muzułmanami. Początkowo wydawał się więc gwarantem trwałości politycznego kompromisu. Jednak szybko okazało się, że siedzi w nim typowo wschodni despota, tęskniący za samowładztwem, przykrytym tylko fasadą demokracji. W tej chwili faktycznie jest dożywotnim prezydentem, zaś do przejęcia władzy szykuje się jego syn, mimo młodego wieku obdarzony tytułem generała.
Wraz z umacnianiem się dyktatury stopniowo, prawem lub nagą siłą, likwidowano wpływy POIT. W 2015 r. Rahmon poczuł się już na tyle pewnie, że zdelegalizował osłabioną prześladowaniami partię. Od tej pory pozostał sam na politycznej arenie Tadżykistanu. Nie oznacza to jednak końca jego kłopotów.
 
Tadżycki islam
Tadżycy są narodem indoeuropejskim, pokrewnym Persom z Iranu i tym odróżniają się od swoich turkojęzycznych sąsiadów. Z pozostałymi narodami Azji Środkowej łączy ich natomiast sunnicki islam. I jeden, i drugi model kulturowej łączności (nazwijmy je wielkoperskim i wielkotureckim) odwołuje się do starożytnych i średniowiecznych tradycji kilku pod rząd rozległych imperiów: Sasanidów, Abbasydów, Samanidów etc. Tadżycy mogą więc wybierać w odwoływaniu się do przykładów wspaniałej przeszłości, ale akurat nie jest to przeszłość „narodowa” w duchu europejskim. W tym ostatnim bowiem sensie republika Tadżykistanu jest stworzoną przez bolszewików, niewielką terytorialnie kulturową prowincją.
Ale taki właśnie model tożsamości, odziedziczony po czasach ZSSR, gdzie każda z republik miała „swoją” odrębną historię, proponuje Tadżykom obecna władza. Nie trzeba chyba dodawać, że nie jest to model atrakcyjny dla przeciętnego Tadżyka.
Stąd bierze się niegasnąca popularność haseł islamskich, które wiążą ten naród ze wspólną, wielką historią całego regionu. Władza odbiera to jako niebezpieczeństwo. Rahmon co prawda ogłosił w 2009 r. hanaficki model islamu jako obowiązujący, jednak niemiłosiernie tępi wszelkie przejawy życia duchowego, które wykraczają poza ustalone i dozwolone formy. W ostatnich kilku latach rząd zlikwidował prawie dwa tysiące „nielegalnych” meczetów (co trzeci meczet w kraju), kobietom zakazał noszenia hidżabów, mężczyznom – noszenia bród, młodzieży zaś – uczęszczania na piątkowe modlitwy. Jak uzasadnił to sam Założyciel Pokoju (to oficjalny tytuł Rahmona), dzieci „siedziały w meczetach i nie odrabiały potem prac domowych”. W sierpniu ubiegłego roku władze zakazały też nadawania nowo narodzonym Tadżykom arabskich imion. Moda na nie to sprawa ostatnich lat: ludziom kojarzą się one z tradycją żywej islamskiej religijności. Dość już mają narzucanego przez władze, siermiężnego tadżyckiego nacjonalizmu.
Ostatni zamach to zapewne tylko incydent, który wszakże zwrócił uwagę świata na ten zapomniany mały kraj. A chyba warto o nim pamiętać. Tadżycki islam – ten żywy, nieoficjalny – mimo prób jego kompromitacji przez władze nie da się sprowadzić do roli przybudówki dynastii Rahmona. Będzie nadal kroczył drogą, którą sam sobie wyznaczy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki