Wymyśliłam więc sobie, że trzeba im znaleźć coś innego. Każde z nich dostało kartkę z psalmem, który odmawialiśmy wspólnie przed rozpoczęciem lekcji. Nie prosiłam, żeby uczyli się jej na pamięć. Ale po dwóch czy trzech miesiącach zauważyłam, że wszyscy już recytują bez zerkania w zeszyt: „Jeżeli domu Pan nie zbuduje, na próżno się trudzą, którzy go wznoszą. Jeżeli miasta Pan nie strzeże, daremnie czuwają straże”. Potem któraś z uczennic, wcale nie najpobożniejsza z dumą opowiadała mi, że trafiła gdzieś do kościoła i znała ten psalm!
Ks. Henryk Seweryniak: Ale dlaczego cieszy cię, że to właśnie psalm, a nie ta tradycyjna modlitwa?
M.B.: Bo modlitwę już znają. Bo pewnie już dawno przestali słyszeć jej słowa. Ale co ważniejsze: dlatego, że to, co wykute na pamięć, nawet mimochodem, zostaje w głowach na zawsze. I wierzę, że choćby się w życiu mocno pogubili, i raz w życiu będą próbowali się pomodlić i nie będą umieli, to właśnie te wyryte kiedyś na pamięć słowa do nich wrócą. W każdym razie nigdy problemu z psalmami nie miałam. I za pociągające w nich uważam to, że naprawdę potrafią przemieniać życie. Kiedy człowiek zbuntowany, zniechęcony, smutny, zaczyna modlić się psalmami, najpierw widzi w nich tylko literaturę. Ewentualnie ma ochotę powiedzieć ironicznie: „Dobra, dobra, łatwo ci mówić!”. Ale z czasem łapie się na tym, że słowa psalmów stają się jego słowami. Że jego serce jakoś do treści psalmów dorasta. A ma ksiądz swój ulubiony psalm?
H.S.: Szesnasty! „Zachowaj mnie Boże, bo chronię się do Ciebie”.
M.B.: Z ćwiczeniem na dykcję: „Sznur mierniczy szczodrze mi dział wyznaczył”.
H.S.: Zauważ, że psalmy nazywa się Dawidowymi, uznając, że ich autorem jest król Dawid. Tu mamy przykład, że Dawid nie był autorem wszystkich psalmów! Wyraźnie widać, że modli się nim ktoś z pokolenia Lewiego, a Dawid z tego pokolenia nie był, wywodził się z pokolenia Judy. Kiedy Żydzi wkroczyli do Kanaanu, dzielili ziemię między pokolenia, potem w pokoleniach między rodziny. Odbywało się to przez losowanie i dzielenie ziemi sznurami. Tam, gdzie los padł na ziemię urodzajną, blisko wody, Izraelita wykrzykiwał: „Sznur mierniczy wyznaczył mi dział wspaniały!”. Jedno jednak pokolenie nie otrzymało żadnej ziemi: właśnie pokolenie Lewiego, przeznaczone do służby Bożej. Dziedzictwem tego pokolenia był tylko Bóg, On wystarczy.
M.B.: A mnie się inaczej sympatia do psalmów buduje. Nie tyle ze względu na treść, co na okoliczności spotkania z nimi. Bardzo lubię na przykład te z pierwszych nieszporów o św. Wojciechu, śpiewanych uroczyście w katedrze w wigilię odpustu. Zawsze się uśmiecham, jak je słyszę przy innych okazjach. I w ogóle lubię, kiedy psalmy dostają nowe życie i wciąż okazują się aktualne. Pamiętam ze swojej młodości, jak śpiewaliśmy jakieś koszmarne pobożne przyśpiewki, układane przez księży czy siostry zakonne. I uważam, że pięknie dojrzewa nam duchowość, bo dziś to raczej nie do pomyślenia. Większość nowych śpiewów układana jest teraz na bazie psalmów albo w ogóle tekstów biblijnych. Po co wymyślać coś gorszego, skoro można sięgnąć do wciąż żywego źródła?
H.S.: Kiedy się modlę psalmami, uświadamiam się, że są jak most, który łączy Izrael z Kościołem, że pobożni żydzi przy Murze Płaczu w Jerozolimie recytują cały Psałterz w ciągu jednego dnia. Pamiętam, że modlę się słowem Bożym i tymi samymi modlitwami, które odmawiał Dawid, Maryja, Józef i Jezus. Widzę setki mniszek kontemplacyjnych w klasztorach rozsianych po całym świecie – które pewnie nie czytają zbyt wiele współczesnej literatury, nie oglądają telewizji, ale są wiernymi czytelniczkami jednej książki: brewiarza. Myślę o prostych księżach w wytartych sutannach, z równie wytartymi brewiarzami pełnymi psalmów w ręku. I mam przed oczyma Jana Pawła II, który w młodości tworzył piękny Renesansowy psałterz, a gdy był w Betlejem, z trudem zszedł do Groty Narodzenia i po chwili adoracji udał się kilka kroków dalej, do miejsca żłóbka i pokłonu mędrców. Tam arcybiskup Dziwisz podał mu polski brewiarz i papież powoli, w skupieniu zaczął odmawiać psalmy. Kiedy modlę się psalmami, czuję wspólnotę z tymi wszystkimi, którzy potrafili znakomicie służyć słowu, ale chcieli też sięgać do słów, darowanych przez Boga. Z tymi, którzy jak Kochanowski, Karpiński, Mickiewicz, Brandstaetter, Miłosz, Herbert – starali się tłumaczyć psalmy, pisać własne psałterze, brewiarze...
M.B.: Skoro o Herbercie mowa – jemu też psalmy były bliskie. Obchodzimy właśnie 20. rocznicę jego śmierci.
H.S.: Herbert nie tłumaczył psalmów jak Miłosz. Herbert układał własne. A właściwie „brewiarze”. W Epilogu burzy, ostatnim, wydanym już pośmiertnie tomie jego wierszy, znajdziesz cztery tak właśnie zatytułowane utwory: Brewiarz. W jednym z nich pisze: „Panie, wiem, że dni moje są policzone, zostało ich niewiele. Tyle, żebym jeszcze zdążył zebrać piasek, którym przykryją mi twarz. Nie zdążę już zadośćuczynić skrzywdzonym ani przeprosić wszystkich, którym wyrządziłem zło, dlatego smutna jest moja dusza”. Być może tę modlitwę szeptał, leżąc w ostatnią noc na szpitalnym korytarzu na Zakroczymskiej w Warszawie?
M.B.: Dramatycznie to zabrzmiało. A ja bym tak chciała, żebyśmy wszyscy próbowali czasem przewartować Księgę Psalmów. Po to choćby, żeby sobie znaleźć swój psalm – na ważne wydarzenie, na dobranoc, na dzień dobry albo po prostu na wakacje. I żebyśmy go sobie wydrukowali, włożyli do kieszeni czy do torebki i sięgali po niego wtedy, kiedy nie wiemy, jak się modlić i co Panu Bogu powiedzieć. Może szczególnie w dziękczynieniu? Wtedy jakoś najbardziej brakuje nam słów i gotowych modlitw, więc może pomogą psalmy?
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”.