O alimentach w Polsce mówi się stanowczo za mało. Większość z nas jest przekonana, że to sprawa prywatna. O ile niepłacący politycy, artyści czy sportowcy są piętnowani publicznie, o tyle otwarta krytyka znajomego czy członka rodziny przychodzi nam dużo trudniej. Co gorsza, rodziny i znajomi niejednokrotnie pomagają w unikaniu ich płacenia. Między innymi to, że alimenty są w Polsce swego rodzaju tabu, sprawiło, że ten obszar polityki społecznej wymaga zmian. Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) oraz Ministerstwo Sprawiedliwości – przygotowały pakiety takich zmian. Wypada jednak zapytać: dlaczego tak późno.
Długi liczone w miliardach
Sprawą zasadniczą jest sama wysokość alimentów. Według danych podawanych przez stowarzyszenie „Alimenty to nie prezenty”, w 2016 r. ich średnia wysokość – z powództwa dzieci –wyniosła 793 zł, a więc była niższa od minimum socjalnego na osobę w rodzinie, które wyniosło 900 zł. To i tak jest duży wzrost, ponieważ w latach 2011–2015 średnie alimenty wahały się w przedziale 550–650 zł. Już wtedy minimum socjalne dochodziło do 900 zł. W 2012 r. średnio zasądzone alimenty na dziecko wynosiły zaledwie 61 proc. minimum socjalnego, co było niechlubnym rekordem w ostatnim okresie. Oczywiście sąd określa ich wysokość na podstawie możliwości rodzica, jednak ten już na etapie sprawy sądowej ma możliwość ukrycia części swojego majątku i źródeł dochodu.
Samo zasądzenie alimentów nie daje żadnej gwarancji ich otrzymania. Według najnowszego raportu BIG InfoMonitor Dłużnik alimentacyjny – marzec 2018 zasądzonych alimentów nie płaci w Polsce 314 tys. osób. Aż 95 proc. z nich to mężczyźni. W sumie długi alimentacyjne wynoszą 11,5 mld zł – taką kwotą można by sfinansować program „Rodzina 500 plus” przez pół roku. Długi alimentacyjne stanowią niemal jedną trzecią wszystkich długów odnotowanych w Rejestrze Dłużników. Jednemu dziecku rodzic rekordzista jest winny 668 tys. zł. Oczywiście wielu z tych 314 tys. osób ma więcej niż jedno dziecko. W sumie alimentów nie otrzymuje około miliona polskich dzieci.
Komornik gwarancji nie daje
Gdy dziecko nie otrzymuje zasądzonych alimentów, należy zgłosić się ze sprawą do komornika. Problem w tym, że komornik również nie daje żadnych gwarancji odzyskania pieniędzy. W 2016 r. komornicy odzyskiwali zaledwie 16,5 proc. należności ze spraw, które do nich trafiły. Tymczasem co roku trafia do nich około 60 tys. nowych. Gdy przez dwa miesiące nie uda się komornikowi wyegzekwować należności, można wziąć od niego zaświadczenie i ubiegać się o wypłatę alimentów z Funduszu Alimentacyjnego, czyli ze środków publicznych. Tu jednak znów pojawiają się dwa problemy. Po pierwsze, świadczenie z funduszu przysługuje tylko osobom, które spełniają kryterium dochodowe. A próg dochodowy jest bardzo niski (725 zł na osobę w rodzinie) i od lat nie był waloryzowany. Tak więc świadczenie z funduszu przysługuje tak naprawdę tylko dzieciom z rodzin ubogich. To zaledwie jedna trzecia dzieci, które nie otrzymują zasądzonych alimentów. Po drugie, maksymalne świadczenie z funduszu to 500 zł, nawet jeśli wysokość zasądzonych alimentów jest wyższa. I ta kwota również nie była waloryzowana od lat.
Po tych dwóch miesiącach bezskutecznej egzekucji komornik wciąż powinien dochodzić należności. Jednak gdy dziecku będzie przysługiwać świadczenie z funduszu, wypłacane stamtąd środki dodatkowo są odzyskiwane przez państwo. Niestety skuteczność odzyskiwania należności z funduszu również jest niewielka. Pod koniec ubiegłego roku Ministerstwo Sprawiedliwości chwaliło się, że skuteczność ta wzrosła o 100 proc. – problem w tym, że chodziło o wzrost z 13 proc. do 26 proc. Czyli nawet z Funduszu Alimentacyjnego aż trzy czwarte środków nie jest odzyskiwanych, co oznacza, że my wszyscy finansujemy nieodpowiedzialnych za swoje dzieci dłużników alimentacyjnych. To dwukrotne polepszenie skuteczności egzekucji to efekt wprowadzenia przez rząd nowych restrykcji – kary grzywny oraz dozoru elektronicznego.
Za późno i za mało
I właśnie z powodu tak złej sytuacji Ministerstwo Sprawiedliwości chce uprościć procedurę zasądzenia alimentów. Rodzic będzie mógł się zwrócić do sądu o alimenty zryczałtowane, w stałej wysokości (460 zł na pierwsze dziecko, 420 zł na drugie), dzięki czemu sąd nie będzie musiał przeprowadzać postępowania dowodowego w sprawie określenia majątku drugiego rodzica. Sądzony rodzic będzie mógł się odwołać od tej decyzji, jednak do momentu rozstrzygnięcia sprawy będą obowiązywać alimenty zryczałtowane. To bez wątpienia przyspieszy etap sądowy. Ministerstwo Rodziny chce natomiast zmienić zasady egzekucji. Wielu dłużników alimentacyjnych ukrywa swoje dochody, pracując na czarno. Od 2019 r. za ich długi solidarnie odpowiadaliby również pracodawcy, którzy ich na czarno zatrudniają lub płacą im część wynagrodzenia „pod stołem”. Oczywiście tylko do wysokości rocznej kwoty alimentów, a nie za cały dług. Dodatkowo Państwowa Inspekcja Pracy miałaby obowiązek powiadamiać właściwego komornika, gdyby wykryła przypadek pracującego na czarno dłużnika alimentacyjnego w trakcie prowadzonej kontroli. Ministerstwo rodziny chce również podnieść próg dochodowy uprawniający do świadczenia z funduszu do 800 zł na osobę.
Oczywiście te zmiany same w sobie są dobre. Pytanie tylko, czy są wystarczające. Podniesienie progu dochodowego to zmiana kosmetyczna. Wciąż będzie on niższy niż minimum socjalne i nadal większość dzieci nieotrzymujących zasądzonych alimentów nie będzie uprawnionych do świadczenia z funduszu. Poza tym dochód to nie jedyne źródło majątku, który ukrywają dłużnicy alimentacyjni. Obowiązek informacji o stanie majątkowym i dochodach należałoby rozszerzyć także na inne instytucje – chociażby banki, które mogłyby mieć obowiązek informowania właściwego komornika, gdy dłużnik alimentacyjny założy u nich konto i wprowadzi tam środki. Warto też zapytać, dlaczego te zmiany są dopiero na etapie projektu – przecież PiS zapewniał, że zabierze się za rodziców niepłacących alimentów już w 2016 r.