Powyższe słowa brzmią dramatycznie, ale bynajmniej nie opisują na wyrost rzeczywistości. Przyszłość Rumunii jako państwa demokratycznego oraz jej wiarygodność na arenie międzynarodowej związały się dzisiaj mocno z losami jednej osoby: kierowniczki DNA, czyli Narodowego Dyrektoriatu Antykorupcyjnego. Na tym stanowisku Laura Codruța (czytaj: Kodruca) Kövesi od kilku już lat skutecznie wymiata skorumpowanych przedstawicieli władzy centralnej i lokalnej z kręgu postkomunistycznej Partii Socjaldemokratycznej (PSD). Ci bronią się wszystkimi sposobami, „prawem i lewem” (częściej tym drugim) i prawdopodobnie w najbliższych dniach uda się im Kövesi odwołać.
Kierują z tylnych siedzeń
Żeby zrozumieć znaczenie obecnej batalii, trzeba się cofnąć do 1989 r. Podczas gdy w pozostałych krajach Środkowej i Wschodniej Europy na dobre trwała „jesień ludów”, obalająca jeden po drugim komunistyczne reżimy, w Rumunii nadal rządził czerwony dyktator Nicolae Ceaușescu. Obaliła go dopiero w grudniu tamtego roku zbrojna rewolucja: Ceaușescu został rozstrzelany, zaś władzę nad krajem objął Front Ocalenia Narodowego. Rewolucja miała wszelkie pozory spontanicznego, ludowego powstania, jednak nagłość jej wybuchu, podobnie jak ponure okoliczności pozbawienia życia dotychczasowego przywódcy (zabito go bez procesu) nasuwały podejrzenia, że całą sprawą kieruje z tylnych siedzeń kilku komunistów, bliskich współpracowników Ceaușescu, chcących przejąć rządy z martwych rąk niepotrzebnego już nikomu despoty. Szybko okazało się, że tak jest w istocie. Front Ocalenia Narodowego, w którym początkowo pewną (niewielką) rolę grali wyłonieni z ludu rewolucjoniści, przeobraził się w PSD, partię władzy, która pod prodemokratycznymi hasłami ochoczo przystąpiła do zawłaszczania narodowego majątku.
Narodzona od nowa po 1989 r. rumuńska prawica zdobyła relatywnie mocną pozycję. To dzięki niej zmarły kilka miesięcy temu były rumuński monarcha Michał Hohenzollern-Sigmaringen mógł wrócić do kraju i w półoficjalny sposób wywierać wpływ na rumuńską politykę, co poskutkowało przyjęciem tego kraju do NATO i Unii Europejskiej. Także wpływom prawicy zawdzięcza swój urząd aktualny rumuński prezydent Klaus Iohannis, zresztą etniczny Niemiec. Nigdy jednak prawica nie osiągnęła takiej pozycji jak postkomuniści. PSD nadal jest najliczniej reprezentowaną partią w parlamencie, co daje jej kluczową rolę w procesie podejmowania politycznych decyzji. Jednak jeszcze większą rolę dają jej nieformalne wpływy „socjaldemokratycznych” polityków, byłych pracowników komunistycznego aparatu.
Tysiąc skazanych
To z nimi właśnie walczy Laura Codruța Kövesi. Jest przedstawicielką nowego pokolenia Rumunów. W 1989 r. miała zaledwie 16 lat i z propagandą „narodowego komunizmu” pod wodzą Ceaușescu na szczęście nie zdążyła mieć wiele do czynienia. Podobnie jak prezydent Iohannis pochodzi z Siedmiogrodu, który historycznie jest najbardziej europejską częścią Rumunii. Specyfiką tego regionu jest silna obecność mniejszości węgierskiej, po węgierskim mężu pani prokurator przyjęła też nazwisko. Również i tego „grzechu” nie omieszkali wytknąć jej liczni przeciwnicy.
Już jako początkująca prawniczka zdobyła rozgłos swoją wnikliwą i bezkompromisową postawą w śledzeniu i karaniu przypadków korupcji, która jest plagą Rumunii. W 2006 r. została najmłodszym prokuratorem generalnym w historii Rumunii oraz pierwszą kobietą na tym stanowisku. W oczach Rumunów stała się wtedy kimś w rodzaju naszej Barbary Piwnik – tyle że okazała się od niej o wiele bardziej skuteczna. Jej postawa wyniosła ją w 2013 r. do pozycji szefowej DNA. Podczas gdy w innych byłych krajach ludowej demokracji podobne instytucje okazały się tylko figowym listkiem, zasłaniającym wpływy wszechpotężnych oligarchii, pod rządami Kövesi DNA stał się postrachem rumuńskiego postkomunistycznego establishmentu. To za sprawą szefowej Dyrektoriatu poszło do więzienia, względnie w polityczną odstawkę, kilkunastu sędziów i prokuratorów, pięciu deputowanych, dwóch byłych ministrów oraz były premier Victor Ponta. Najbardziej spektakularnym zwycięstwem było jednak obalenie w 2015 r. Sorina Oprescu, nienaruszalnego, jak się wydawało, prezydenta Bukaresztu. Oczywiście Oprescu, podobnie jak Ponta i wszyscy inni, to człowiek PSD.
Te sukcesy przyczyniły się do niezwykłej popularności młodej prawniczki. Według sondażu przeprowadzonego w 2015 r. zaufaniem obdarzało ją 60 proc. Rumunów – tyle samo, ilu ufa rumuńskiej Cerkwi prawosławnej. Kövesi nie ukrywa zresztą, że jest wierzącą chrześcijanką, na jej służbowym biurku stoi ikona z Matką Bożą.
Równolegle do sukcesów narastał sprzeciw. Dla PSD Kövesi stała się wrogiem publicznym numer jeden. W tym samym 2015 r. próbowano ją skompromitować przy udziale izraelskiego wywiadu, podszywając się pod jej profil na portalu społecznościowym. Cała akcja spaliła jednak na panewce, a prowokatorzy poszli do więzienia. Po niej Kövesi jeszcze energiczniej przystąpiła do walki. Dość powiedzieć, że tylko w ubiegłym roku doprowadziła ona do skazania 997 (!) skorumpowanych polityków.
Jej los wydaje się przesądzony
Tego postkomuniści darować jej nie mogą. Tym razem działają sprytniej, szermując hasłem obrony demokracji. W Rumunii XXI w. nie może działać „państwo równoległe”, jakim w ich oczach jest DNA. Trzeba przyznać, że wpływy tej instytucji są większe niż w jakimkolwiek innym kraju. W kraju o sprawnie działającej demokracji zapewne byłby to problem. Jednak w Rumunii, gdzie postkomunizm i korupcja to dwa bliskoznaczne pojęcia, realnych zmian na lepsze można dokonać tylko poprzez instytucję silną i bezwzględnie trzymającą się zasad. A tego PSD uznać nie chce.
9 czerwca na bukareszteńskim placu Zwycięstwa, na którym w 1999 r. Jan Paweł II odprawił historyczne nabożeństwo z prawosławnym patriarchą, „socjaldemokratom” udało się zgromadzić kilkaset tysięcy ludzi, którym z tych czy innych względów nie podoba się działalność pani prokurator. Co więcej, uległy PSD Sąd Konstytucyjny wydał właśnie orzeczenie, na mocy którego prezydent Iohannis nie może odmówić podpisania wniosku o jej odwołanie. Wniosek taki przejdzie, ponieważ PSD ma względną większość w parlamencie. Los Laury Codruțy Kövesi wydaje się więc przesądzony. Jej przeciwnicy liczą, że pod rządami jej następcy DNA stanie się „normalnie” działającą, fasadową instytucją – jak w większości innych krajów Środkowej i Wschodniej Europy.
Cała nadzieja w tym, że historia z reguły toczy się własnym, niezależnym od ludzkich planów torem. W grudniu 1989 r. mógł się o tym przekonać wszechpotężny podobno Nicolae Ceaușescu. Zapewne podobny zawód przeżyją w przyszłości jego „socjaldemokratyczni” następcy. Ale kiedy to się stanie – przewidzieć nie można.