Emocje spowodowała najpierw córka i przesłane przez nią zdjęcie znad Adriatyku. Na zdjęciu widniała jej noga, udo konkretnie, na całym obszarze pokryte wielkimi bąblami. Ogromnymi. Białymi na czerwonym tle. Zdjęcie odebrałam w godzinach nocnych, bez opisu, nie wiedziałam co o nim myśleć, co ta przesyłka oznacza. Czy: mamo, pomocy, cierpię, co robić? Czy: lol, ale przygoda, look! Czy: takie miałam doświadczenie, ale nie martw się, to przeszłość. Do rana pozostało kilka godzin, podczas których mogłam tylko wybierać scenariusze zdarzeń rodzących się w mojej głowie, a wyobraźnię mam bogatą. Zdjęcie było robione w dzień, wydarzenie z jadowitą meduzą lub parzącymi glonami mogło mieć miejsce w godzinach przedpołudniowych, w tym czasie moje dziecko mogło dostać wstrząsu anafilaktycznego, bo „doktor google”, do którego zabraniają zaglądać wszyscy moi znajomi lekarze, podpowiadał różne straszne rzeczy na temat zagrożeń spowodowanych toksyną z parzydełek… Wszystko skończyło się dobrze, zdjęcie miało urozmaicić mój dzień, podobnie jak foto namiotu rozstawionego nad brzegiem morza i informacją o podróży przez Węgry BlaBlaCarem. Czy pamiętam jeszcze, jak moi rodzice nie spali, zanim nie wróciłam do domu nad ranem i jak mnie to irytowało?
Kolejna emocja to matura mojego syna. Odbyła się na początku maja, ale wyniki podawane są na początku lipca – chyba po to tak późno, żebyśmy wszyscy, maturzyści i ich rodzice, zeszli na zawał. Normalnie bym się nie martwiła, ale mój syn zaczął w pewnym momencie powątpiewać w siebie i ta jego wątpliwość tak mnie nakręciła, że wynik pozytywny (i to jak pozytywny) sprawił, że omal nie popłakałam się ze szczęścia. Dla tych, którzy nie wiedzą: wyniki podawane są przez internet od północy. Ale ponieważ większość maturzystów loguje się na stronie z wynikami właśnie o północy, strona zawiesza się, nie wytrzymując obciążenia. Trzeba ją odświeżać, wpisując wciąż na nowo hasła i loginy i wychodząc co chwila z nerwów na balkon. To znaczy ja na balkonie, syn i mąż przed komputerem. Chwilę potem byłam już tylko zła, że dałam się synowi tak wkręcić w ten strach i zwątpienie. A tak przy okazji, jestem wdzięczna pani Beacie, dzięki której moje dzieci zdały maturę z matematyki. Bo dla humanisty zdać ją nie jest rzeczą prostą.