Mamy więc do czynienia z sytuacją patową, która może zostać rozstrzygnięta wyłącznie siłowo – a siła jest po stronie rządzących. Nie chcę tu się jednak skupiać na dyskusji konstytucyjnej i zastanawiać się nad tym, kto ma rację w sporze o SN. Raczej warto zwrócić uwagę na pewną logikę, którą kieruje się rządzące Prawo i Sprawiedliwość.
Otóż jego ulubioną logiką jest doprowadzanie do klinczów, ostrych kryzysów, i zmienianie rzeczywistości za pomocą faktów dokonanych. Tak było w przypadku przejmowania mediów publicznych, prokuratury, Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa. Tak jest teraz w przypadku Sądu Najwyższego. Każdy z tych ruchów łączy nie tylko to, że wywołują wielkie polityczne emocje, ale również to, że przy ich przeprowadzaniu PiS nie bierze jeńców. Prowadzi operację totalną, uznając wyłącznie własną wygraną. Kompromisy nie wchodzą w grę. Przez to konflikt się jeszcze bardziej pogłębia. I tu dochodzimy do istoty problemu, z którym jako społeczeństwo będziemy musieli się zmierzyć. Gdy nadejdzie dzień, gdy PiS straci swoją władzę, można spodziewać się wielkiego rewanżu. Ci, którzy wygrają z PiS-em, będą – tak samo jak to robi dziś PiS – przejmować wszystkie instytucje, wyrzucać z pracy osoby nominowane przez partię Kaczyńskiego. Logika wojny totalnej znów zatriumfuje, co wyborców PiS zapewne doprowadzi do poważnej frustracji. Tak dużej, jaką dziś można zaobserwować u tych wyborców, którzy patrzą z przerażeniem na to, co robi PiS.
To poważny problem, bo w dającej się przewidzieć przyszłości z Polski nie wyjadą ani zwolennicy PiS, ani zwolennicy opozycji. Choć bardzo podzieleni, jesteśmy jednym narodem, jednym społeczeństwem. Jeśli więc ktoś boleje nad tym, co się dziś dzieje w Polsce, to tym, nad czym się trzeba poważnie zastanawiać, nie jest kwestia, jak odsunąć PiS od władzy, ale jak zmienić reguły gry, po to, by tak zbudować naszą politykę, by nie pchała nas ona na skraj wojny domowej. Zwolennicy i przeciwnicy PiS muszą zrozumieć, że są skazani na współistnienie. PiS swoim przeciwnikom dziś odmawia wszelkich racji, twierdząc, że kto się z nim nie zgadza, stoi na straży złodziejskich układów, służy obcym siłom i chce wyłącznie szkodzić Polsce. Z drugiej strony mamy jednak identyczne podejście – zapiekli przeciwnicy PiS uważają, że ta partia niszczy Polskę, demokrację, łamie podstawowe zasady, wprowadzając autorytaryzm. Jeśli z jednej strony mamy „zdrajców”, a z drugiej „faszystów”, jakikolwiek dialog przestaje być możliwy. Bo niby o czym tu rozmawiać, jeśli obie strony u przeciwnika widzą wyłącznie absolutne zło. I rzeczywiście w takiej logice nie ma miejsca na kompromisy, nie ma miejsca na branie jeńców. Albo totalnie wygrają jedni, albo drudzy.
Zamiast jednak myśleć, jak pokonać przeciwnika, może czas pomyśleć o tym, jak z nim żyć?