Pamiętam, że zastanawiano się nad tym zawsze, ilekroć do jakiejś palącej sytuacji na świecie odnosił się Jan Paweł II. Wówczas też często powątpiewano: no dobrze, ale czy to coś zmieni?
Według mnie wartości spotkania w Bari nie powinno się mierzyć jedynie według kryterium natychmiastowej skuteczności. Warto uświadomić sobie, jak wiele dało ono już teraz. Sądzę, że wydarzenie to miało charakter światowy, ważny nie tylko dla tego szczególnego miejsca będącego, jak przypomniał papież, „rozdrożem cywilizacji i kolebką wielkich religii monoteistycznych”.
To był piękny przykład „praktycznego ekumenizmu”, do którego zachęcają zwierzchnicy Kościołów. Chodzi w nim o to, by nie czekając na formalne zjednoczenie chrześcijan, działać wspólnie w imię Chrystusa i robić, ile się tylko da, dla dobra świata. Takiego myślenia uczył Jan Paweł II, papież dialogu. Na marginesie: myślę też, że gdyby nie papież Wojtyła, prekursor dialogu z religiami świata i orędownik dialogu ekumenicznego, niekoniecznie musiałoby dojść do obecnego spotkanie w Bari.
Przede wszystkim spotkanie było jednak istotne z uwagi na papieskie przemówienia pokazujące przyczyny cierpień Bliskiego Wschodu. Ojciec Święty oskarżył świat o chęć zysku i cynizm. Pokazał, że wielka polityka, której ofiarą stał się Bliski Wschód, kierowana jest przez pragnienie zysku, które w pogoni za zyskaniem złóż ropy naftowej i paliw nie cofa się przed niczym, wszelkie cierpienia lokalnej ludności mając za nic. Pokazał dobitnie, że to rynek energii dyktuje prawa współistnienia między narodami.
Wbrew pozorom takie nazwanie rzeczy po imieniu ma znaczenie. Nie jest to bowiem diagnoza polityka, obliczona na pozyskanie wyborców, lecz głos duchowego lidera, który stawia przed światem lustro po to, by się w nim przejrzał, zobaczył w nim stan swojej moralnej kondycji i opamiętał się. Jak wskazał, tylko ocierając łzy cierpiących dzieci, „świat na nowo odnajdzie godność”. To fraza piękna i przerażająca zarazem, bo dowodzi jasno, iż w oczach papieża współczesny świat utracił godność.
Dobrze, że kolejni papieże stawiają przed światem takie lustra, choć, zgoda, nie wiadomo, czy odniesie to jakikolwiek skutek. Co z tym papieskim wołaniem zrobią politycy? Czy po „zdemaskowaniu” przez papieża prawdziwych intencji możnych tego świata, ci wielcy gracze zweryfikują sposób swojego myślenia i działania? Wątpię, ale nadziei nie tracę. Nie powinno się bowiem ulegać przekonaniu, że zło musi trwać, że świat może się zmieniać jedynie na gorsze. Przecież upadek komunizmu też wydawał się czymś nie do pomyślenia, a gdy rzeczywiście się skończył, odbieraliśmy to w kategorii cudu. Ale ten cud się zdarzył. Może więc podobnie będzie z Bliskim Wschodem? Może i tam kiedyś powróci pokój, a wraz z nim dawne, wspaniałe i wzajemnie wzbogacające współistnienie religii i kultur?