Lewicowa Partia Razem zaproponowała skrócenie czasu pracy do 7 godzin dziennie, czyli 35 godzin tygodniowo. Zaczęła nawet zbierać podpisy pod obywatelskim projektem w tej sprawie.
Skrócenie tygodniowego czasu pracy o 5 godzin byłoby odczuwalną zmiana. Partia Razem zwraca uwagę, że mija już sto lat od wprowadzenia 8-godzinnej dniówki w naszym kraju, więc najwyższy czas zrobić krok dalej. W końcu świat przez te sto lat zmienił się nie do poznania.
Młodzi lewicowcy zauważają także, że pracujemy bardzo długo – niemal najdłużej w Europie.
Czy kodeksowe skrócenie czasu pracy może to zmienić? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba spojrzeć szerzej na cały polski świat pracy i jego bolączki. A tych akurat nie brakuje. I długość pracy wcale nie jest tą najważniejszą.
Człowiek nie robot
W jednym członkowie Partii Razem mają rację – rzeczywiście statystyczny pracownik w Polsce pracuje bardzo dużo, rocznie średnio 1928 godzin. To jeden z najwyższych wyników wśród krajów rozwiniętych (np. Niemcy pracują średnio 1363, a Duńczycy 1410 godzin). Te 1928 godzin rocznie – uwzględniając dni wolne i dni urlopu – przekłada się na 8,5 godziny dziennie. A więc i tak pracujemy dłużej, niż wynosi kodeksowy czas pracy.
Dłuższa praca to większe zmęczenie oraz mniej czasu wolnego. Siłą rzeczy mamy mniej sił i możliwości, żeby spędzić go z rodziną czy przyjaciółmi. Wielu z tych, którym bardzo dobrze układa się w pracy, dużo gorzej układa się w życiu prywatnym. Potrzebujemy czasu na naładowanie baterii, a przecież zajęcia w domu także je zużywają. Przemęczony pracownik nie będzie też się angażował w życie społeczne.
Dlaczego pracujemy tak długo? Najprostsza odpowiedź na to pytanie brzmi: bo chcemy więcej zarabiać. A niestety, niejednokrotnie praca przez 8 godzin godziwej pensji nie zapewnia. Nieprzypadkowo najkrócej pracują te narody, w których zarabia się najwięcej, choć przecież w zdecydowanej większości z nich obowiązuje 8-godzinny dzień pracy. W krajach tych obywatele nie muszą dorabiać po godzinach, a wielu z nich wybiera pracę na część etatu, co statystycznie bardzo ogranicza przeciętną liczbę godzin przepracowanych przez jednego pracownika. Polska średnia płaca godzinowa to 9,5 euro, tymczasem średnia unijna wynosi 27 euro. Nawet jeśli przeliczymy naszą płacę przez parytet siły nabywczej (w Polsce ceny są dużo niższe niż na Zachodzie), to wyjdzie około 15 euro na godzinę. A przecież dwóch na trzech Polaków zarabia mniej niż średnia.
Właśnie z tego powodu wielu z nas bierze nadgodziny czy nawet pracę na drugi, niepełny etat. Po włączeniu w struktury Unii Europejskiej nasz standard życia porównujemy z poziomem życia w krajach bogatszych, a nie z tym, jak nam się żyło przed 20 laty. Na Zachodzie wiele osób może pozwolić sobie na pracę na pół etatu, tymczasem w Polsce mało kto by się z takiej pracy utrzymał.
Niskie pensje są więc głównym powodem tego, że zostawanie w pracy dłużej lub przejazd z pracy do pracy to chleb powszedni wielu Polaków.
Praca 24 godziny na dobę
W Polsce na niskim poziomie są także publiczne usługi opiekuńcze. I dotyczy to zarówno opieki nad dziećmi, jak i starszymi czy niepełnosprawnymi. Dlatego też wiele kobiet w Polsce jest zmuszonych do przynajmniej czasowej rezygnacji z pracy (bo to na kobiety zwykle spadają obowiązki opiekuńcze w rodzinie). Aktywnych zawodowo jest tylko 48 proc. kobiet w wieku powyżej 15 lat (wśród mężczyzn to 65 proc.). To oczywiście powoduje, że panowie muszą pracować więcej, by zapewnić rodzinom środki na utrzymanie.
Polska praca wciąż jest bardzo niestabilna. Odsetek pracujących na umowach czasowych (umowy cywilnoprawne oraz o pracę na czas określony) sytuuje nas na trzecim miejscu w świecie rozwiniętym, a wyprzedzają nas tylko Kolumbia i Chile. To sprawia, że wielu Polaków obawia się utraty pracy lub przynajmniej nie ma pewności, że zostanie w obecnym miejscu na dłużej, co również przekłada się na dłuższą pracę. Osoby na niestabilnych umowach decydują się więc pracować dłużej, by odłożyć więcej pieniędzy na czarną godzinę.
Osoby na niestabilnych umowach mają też dużo więcej trudności, by dostać kredyt – jeśli więc chcą dokonać większego zakupu (np. samochód), muszą na niego najpierw odłożyć. A to oczywiście wiąże się z braniem nadgodzin. Szczególnie widoczne jest to u osób, które pracują na umowach-zlecenie, u których często występuje praca ciągła. Muszą być nieustannie dostępne w razie otrzymania zlecenia i biorą wszystko, co im „wpadnie”, bo przecież za jakiś czas zlecenia mogą się skończyć.
Zła organizacja to zła praca
Często słyszy się argument, że Polacy muszą pracować dłużej, bo nie przykładają się do pracy, więc w danym czasie robią mniej niż pracownicy na Zachodzie. Jest w tym ziarno prawdy – rzeczywiście w godzinę pracy wypracowujemy zaledwie 60 proc. średniej unijnej. Jednak trudno zrzucić całą winę za to na polskich pracowników.
Na efekty pracy wpływają przede wszystkim dwie kwestie: wyposażenie miejsca pracy oraz jej organizacja. A ta niestety w wielu polskich firmach kuleje. Efekty pracy grupy elektryków, którzy muszą się dzielić narzędziami, będą niższe niż w sytuacji, gdy każdy z nich będzie dysponował własnym kompletem. Źle zorganizowani przez kierownictwo pracownicy w korporacji także będą wykonywać swoje zadania dużo dłużej, niż mogliby. Niejednokrotnie musimy więc zostać w pracy, by wykonać to, czego nie zdążyliśmy zrobić przez 8 godzin.
Sprawy nie ułatwia bardzo mały udział polskich pracowników w zarządzaniu. W większości przypadków pracownik w Polsce ma po prostu wykonywać zadania, a nie się wymądrzać. Rady pracowników działają w zaledwie 2 proc. firm, w których według ustawy powinny. Tymczasem partycypacja pracowników w zarządzaniu, która jest normą chociażby w Niemczech, mogłaby rozwiązać wiele problemów związanych z organizacją pracy (i nie tylko), które powodują, że nasza praca nie przynosi takich efektów, jakie mogłaby.
Limit nic nie da
Jak widać, fakt, że Polacy pracują bardzo dużo, ma niewiele wspólnego z 8-godzinnym dniem pracy.
Jeśli chcemy skrócić czas pracy w Polsce, musimy zadbać o wzrost płac, co można zrobić chociażby ustawowym upowszechnieniem układów zbiorowych regulujących siatki płac i ich systematyczny wzrost. Ograniczenie umów czasowych również przełoży się bardziej na skrócenie czasu pracy niż ograniczenie dniówki do 7 godzin. Upowszechnienie usług opiekuńczych pomoże bardziej równomiernie obłożyć pracą zawodową i obowiązkami domowymi kobiety i mężczyzn. A zwiększenie liczby rad pracowników poprawi organizację pracy w polskich firmach, więc nie będziemy musieli kończyć naszych zadań po godzinach albo w domu.
Kodeksowe ograniczenie czasu pracy do 7 godzin skróci co najwyżej pracę urzędników. Reszta z nas wciąż będzie pracować tyle, ile musi, a nie tyle, ile jest zapisane w kodeksie.