Logo Przewdonik Katolicki

Serce pod mikroskopem

Joanna Mazur
FOT. TOWARZYSTWO OPIEKI NAD OCIEMNIAŁYMI

Dotyk, dźwięk, zapach i smak. Tak poznają świat. Niewidome dzieci w Laskach uczą tych, którzy widzą, jak patrzeć na świat i drugiego człowieka. Sercem.

Przystanek przy ul. Sokołowskiego w Laskach. Przede mną z autobusu wysiada para w średnim wieku. Pani w prawej ręce trzyma białą laskę, a pan delikatnie podtrzymuje ją za lewy łokieć. Idziemy leśną alejką na skraju Puszczy Kampinowskiej. W tym samym kierunku. – Klasa naszej córki ma dzisiaj zebranie. Jesteśmy ciekawi, jakie zrobiła postępy – tłumaczy małżeństwo, które przyjechało do Lasek prosto z Białegostoku. Nie ukrywają obaw o przyszłość niewidomej córki. Chcą, by poradziła sobie w życiu, znalazła pracę i założyła rodzinę.
 
Początki
Pierwszym budynkiem, jaki minęłam, była murowano-drewniana kaplica z 1925 r., której architektura wyraźnie nawiązuje do zakopiańskiej. Jest unikalna, bo użyto do jej budowy nieokorowanych bali sosnowych, które zdobią jej wnętrze. Kaplica to serce Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych w Laskach. Tak nazwała ją s. Elżbieta Róża Czacka, założycielka Lasek. Często powtarzała: „Dzieło to z Boga jest i dla Boga – innej racji bytu nie ma. Gdyby zboczyło z tej drogi, niech przestanie istnieć”.
Róża Czacka urodziła się w 1876 r. w Białej Cerkwii na Ukrainie w bogatej rodzinie hrabiowskiej. Od urodzenia miała problemy ze wzrokiem, który utraciła ostatecznie w wieku 22 lat. Okulista przyznał, że na terenach polskich nikt się nie zajmuje sprawą niewidomych, i zachęcił do tego Różę. Przez ponad 10 lat studiowała tyflologię, przygotowującą do pracy z niewidomymi, wyjeżdżała za granicę i odwiedzała specjalistyczne ośrodki na Zachodzie. To tam zdobyła wiedzę, która pozwoliła jej w 1908 r. założyć ośrodek dla niewidomych dziewcząt w Warszawie, a w 1911 r. Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Dostosowała też alfabet Braille’a do polskiej fonetyki. Róża początkowo nie planowała powoływać zgromadzenia zakonnego. Ta myśl pojawiła się dopiero po przymusowym wyjeździe na Ukrainę. Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża powstało ostatecznie niecały miesiąc po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Matka Czacka, dziś służebnica Boża, zmarła w Laskach w 1961 r.
Dzisiaj, na terenie 77 hektarów przekazanych przez przyjaciela matki Czackiej hrabię Antoniego Daszewskiego w 1921 r., znajduje się m.in. przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum, liceum, szkoły policealne, branżowe, szkoła specjalna, muzyczna, basen, stadnina koni, dwa internaty, dom rekolekcyjny, a nawet profesjonalne studio nagraniowe.
 
Przedszkole
Gwar i śmiech to sygnał, że zbliżamy się do przedszkola. Uczy się tutaj 13 dzieci niewidomych i słabowidzących. – Teraz jesteśmy przy drzwiach, a teraz przy szufladach – tłumaczy trzyletniej dziewczynce Agnieszka Wdówik, wychowawczyni najmłodszych dzieci. Najstarsza grupa „zuchów” ma właśnie śniadanie. Przy stoliczku siedzi sześcioro dzieci, którymi zajmuje się Grażyna Piechna, pracująca w Laskach ponad 20 lat. Zanim zadam dzieciom pierwsze pytanie, sama otrzymuję ich kilkanaście: Czym się zajmuje dziennikarz? Czy piszę książki? – Pani Sylwia czytała nam opowiadanie o jednej Asi, która się nie chciała dzielić. A pani Asia lubi się dzielić? – pyta Amina, słysząc moje imię. Przyznaję, że nie zawsze. – Ja też nie lubię! – wtóruje mi Oskar.
Siadam przy stoliku obok pięcioletniej Oliwii. – Lubię jeździć na konikach. Jeden ma na imię Norton, a drugi Fart. Bajka jest kucykiem i już nie może mnie udźwignąć. Jak Norton widzi Farta, to rży – tłumaczy z pasją dziewczynka. – Może się na niego denerwuje? – dopytuję. – Nie, on się tak wita! – odpowiada Oliwia, która zawsze wybiera dłuższą trasę na zajęciach hipoterapeutycznych. Za kilka dni jej tata ma urodziny i szykuje się niespodzianka. – Mój tata jest lakiernikiem samochodowym i na prezent zrobię mu auto z ceramiki. I kupię bombonierkę w kształcie serca – tłumaczy. Oliwia dyskretnie przysuwa się do mnie na krzesełku i kładzie swoją dłoń na mojej dłoni. Amina wstaje od stołu i znajduje plastikowego węża. To te zwierzęta lubi najbardziej. I dinozaury. Marcin zaczyna grać na keyboardzie, a Oliwia namawia Aminę do wspólnej zabawy. Niestety, bezskutecznie i dziewczynka zanosi się płaczem. – Praca z osobami niewidomymi daje ogromną radość – tłumaczy s. Julitta Siedlecka, dyrektorka przedszkola, która jest w zgromadzeniu ponad 40 lat. – Gdy widzi się postępy dzieci na tym początkowym etapie rozwoju, to daje to ogromną satysfakcję. Szczególnie gdy przychodzą absolwenci, którym ułożyło się życie. Ta praca ma głęboki sens. Bardzo ważne w tym okresie jest wsparcie dla rodziców. Oni często są załamani, bo każdy rodzic chce, aby dziecko było zdrowe i piękne.
 
Triuno
– Papież nie wie tylko trzech rzeczy: ile jest zgromadzeń żeńskich, ile pieniędzy mają franciszkanie i ile jest budynków w ośrodku w Laskach – śmieje się Weronika Kolczyńska, zajmująca się promocją ośrodka, oprowadzająca mnie po terenie. – Te dzieci są niezwykłe. Ich obecność leczy mnie z wielu moich oporów, jak np. bariera dotyku. Gdy mam gorszy dzień, idę na „okład z przedszkolaków”, które zawsze się do mnie tulą. One dodają mi otuchy. Zdecydowanie więcej dają nam zdrowym niż my im – tłumaczy.
Oryginalnym jak na tamte czasy zamysłem matki Czackiej była ścisła współpraca sióstr ze świeckimi. W Laskach przyjęła się nazwa „triuno”, która mówi o tym, że siostry, świeccy i niewidomi żyją razem na wzór Trójcy Świętej. Jedni nie istnieją bez drugich. Największym marzeniem matki Czackiej było to, aby niewidomi byli apostołami dla widzących, ale „niewidomych na duszy”.
 
Samodzielność
Większość z 200 dzieci uczących się w Laskach dojeżdża tu codziennie. Część mieszka w internatach, które są podzielona na małe, trzypokojowe mieszkania. Jest osobna kuchnia i łazienka. Dzieci uczą się w ten sposób samodzielności: same sprzątają, ubierają się, ścielą łóżka, przygotowują śniadanie i kolację. – Często jest to dla nich uciążliwe, bo rodzice w domu od urodzenia je we wszystkim wyręczali – tłumaczy s. Agata Bieleś, która pracuje z niewidomymi 42 lata. – My chcemy nauczyć je samodzielnego funkcjonowania. Proszę rodziców, by pozwalali dziecku zrobić herbatę czy posprzątać mieszkanie. Nie zawsze się to udaje. Rodzice bywają nadopiekuńczy i tłumaczą, że chcą swojemu dziecku nieba przychylić. A my ich prosimy, aby to niebo było mądre.
Dzieci już po kilku miesiącach uczą się samodzielnie korzystać z jadalni, gdzie razem jedzą obiady. Wszystkie sześć dziewczyn z grupy s. Agaty umie jeździć na wrotkach i łyżwach. Grają na pianinie, flecie poprzecznym i śpiewają w chórze.
 
Takie same
– Dzieci niewidome mają tyle samo godzin lekcyjnych co w szkołach masowych – tłumaczy Dorota Gronowska, dyrektorka szkoły podstawowej. – Jest też taki sam program. Dzieci zdają też takie same egzaminy. Są za to mniejsze klasy, w których jest od 4–10 dzieci. Na każdym etapie mamy też możliwość wydłużenia nauki.
Najtrudniejszym przedmiotem dla dzieci jest matematyka. Wiele z nich to wcześniaki, w przypadku których rodzice walczyli o życie dziecka, a ich rozwój intelektualny schodził na plan dalszy. – Dzieci, które po urodzeniu widziały i straciły wzrok, mają lepszą orientację przestrzenną – tłumaczy Dorota Gronowska. – Nie mają też problemu z rozumieniem wielu słów, których dzieci niewidome od urodzenia nie rozumieją. Na przykład horyzont. To ważne, aby w rozmowie używać słów, które coś dla nich znaczą.
Większość dzieci bardzo szybko uczy się Braille’a. Na każdej ławce w szkole, ale także w pokojach w internacie, stoją specjalne maszyny do pisania. Dzieci obsługują także komputer, używają syntezatora mowy, który czyta dla nich strony dokumenty i strony WWW. – Dzieci słuchają w tak przyspieszonym tempie, że my nie jesteśmy w stanie nic z tego zrozumieć – tłumaczy Weronika.
Część niewidomych absolwentów mieszka i pracuje na terenie Lasek. Zbyszek Kaczmarczyk obsługuje centralę telefoniczną, a Jadwiga Dąbrowska pracuje w bibliotece. – Jestem tutaj od 1994 r. i zaczęłam pracę od razu po zakończeniu szkoły średniej w Laskach – tłumaczy Jadwiga. – Zajmuję się głównie korektą książek braillowskich. Na ulubioną lekturę brakuje już czasu – dodaje ze śmiechem. Na półkach biblioteki w Laskach stoją grube tomy. Książki napisane brajlem są kilkanaście razy obszerniejsze niż ich standardowe wersje. Potop ma aż 22 tomy.
 
Babeczki ze świeczkami
Z części północnej ośrodka kierujemy się na południe Aleją Lipową na której końcu znajduje się szkoła specjalna im. św. Maksymiliana Kolbego dla dzieci niewidomych z innymi sprzężonymi niepełnosprawnościami. W szkole uczy się 45 dzieci w wieku od 7 do 24 lat. Na korytarzu spotyka mnie niespodzianka – w ścianie naprzeciwko gabinetu dyrektora szkoły Wojciecha Święcickiego znajdują się relikwie patrona szkoły. – Jesteśmy jedyną szkołą w Polsce, gdzie na korytarzu znajdują się relikwie pierwszego stopnia św. Maksymiliana – tłumaczy dyrektor, który pracuje w Laskach od 32 lat. Wchodzimy na lekcję do trzeciej klasy gimnazjum. Tutaj też nie mam szans zadać pierwszego pytania. Osiemnastoletnia Ewa pyta mnie, czy „Przewodnik Katolicki” to coś podobnego do „Niedzieli”. Potwierdzam! Dziewczynka po chwili wymienia nazwiska dziennikarzy częstochowskiego tygodnika. Alan pyta mnie o nakład gazety i dopytuje, jakie materiały ostatnio udało mi się zrealizować. Wszyscy z wielkim skupieniem słuchają o moich odwiedzinach w więzieniu we Wronkach oraz w Niepokalanowie. – To jest najbardziej wygadana klasa w szkole – śmieje się pan dyrektor. Ewa w tym roku chce iść do szkoły średniej do klasy dziewiarskiej. – Mam nadzieję, że mi się uda. Chociaż warto spróbować.
Na stole, przy którym siedzimy, leżą babeczki z wetkniętymi w nie świeczkami – Mamy taki zwyczaj w szkole, że raz w miesiącu zbieramy wszystkich jubilatów, którzy mają urodziny, śpiewamy sto lat, a każdy dostaje po babeczce – tłumaczy Wojciech Święcicki.
Iza Kowalska jest logopedą. Właśnie prowadzi zajęcia z Kingą; dziewczynka z patyczkiem w buzi uczy się dziś wymawiać „sz”. – To są dzieci, które wymagają bardzo dużo pracy. Efektów najczęściej nie widać od razu. U dzieci niepełnosprawnych często zdarzają się skoki rozwojowe. Podopieczny przez wiele lat nie mówi, a w pewnym momencie się przełamuje. Potrzeba wielkiej cierpliwości, aby na to przełamanie czekać. Ale warto to robić. Każdy ich sukces jest naszym sukcesem. Pracujemy zawsze w zespole: fizjoterapeuta, logopeda, psycholog. Jesteśmy na bieżąco z postępami jakie dziecko robi w każdej z tych sfer. A przełom w jednej dziedzinie oznacza, że zaraz może przyjść przełom w innej – tłumaczy Iza, która zachęca Kingę, aby pokazała mi, jak pisze na specjalnej klawiaturze jedną ręką. Ulubione słowo dziewczynki to „religia”. Komputer prawidłowo odczytuje napisany wyraz. Następnie imię mamy „Iwona”. – W naszej szkole uczą się m.in. dzieci głuchoniewidome, które uczymy posługiwać się mową migową lub alfabetem dotykowym do ręki. Czasami uda się ich nauczyć słów „tak” i „nie”, aby komunikowali swoje podstawowe potrzeby – tłumaczy dyrektor.
Opuszczając ośrodek, czuję spory niedosyt. Kilka godzin minęło w mgnieniu oka. I serca. Dzieci, których oczy nigdy mnie nie zobaczą, dostrzegły moje serce, i to pod mikroskopem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki