Indianie Cora mieszkają w surowym górskim klimacie Zachodniego Meksyku. Jeszcze w XVIII w. byli jedynym ludem, który nie pozwolił Hiszpanom (a co za tym idzie – również misjonarzom) żyć na swoim terenie. Dziś wpływy katolicyzmu mieszają się tam z pierwotną religią, w której Indianie wierzyli w trzy bóstwa: boga Słońca zwanego Ojcem, jego żonę oraz syna.
Każdego roku indiańscy chłopcy i mężczyźni biorą udział w szaleńczych tańcach i pojedynkach, symbolizujących walkę zła z dobrem. Symbolizujący zło, umalowani, z drewnianymi maczetami i demonicznymi maskami szukają Jezusa, żeby Go schwytać. W Wielki Piątek grupa przebrana za Żydów znajduje go (rolę Jezusa odgrywa mały chłopiec) i symbolicznie zabija. Następnego dnia Chrystus pokonuje jednak wszelkie zło – zmartwychwstaje. Mężczyźni zostają wypędzeni do rzeki, gdzie spływa z nich farba, którą byli wymalowani. Zło zostaje zmyte, przedstawienie „La Judea” kończy się. Lud Cora znów może być spokojny.
W całej Hiszpanii Wielki Tydzień (Semana Santa) obchodzony jest uroczyście i barwnie, choć poszczególne regiony różnią się kultywowanymi tam obrzędami i tradycjami. W wielu częściach kraju można spotkać się ze zwyczajem palenia kukły wyobrażającej Judasza. Dla dodatkowego efektu często wypełniona jest ona fajerwerkami.
Mieszkańcy Sewilii przez cały Wielki Tydzień biorą udział w procesjach z wykorzystaniem pasos, czyli ogromnych platform, przedstawiających sceny pasyjne. Zaszczytu niesienia ich na własnych barkach można dostąpić tylko raz w życiu. Charakterystyczną cechą andaluzyjskich procesji są także mężczyźni, ubrani w długie szaty i charakterystyczne spiczaste czapki zakrywające także twarz – w ten sposób anonimowo pokutujący za swoje grzechy.
W miasteczku Arando de Duero z zawieszonej nad figurą Maryi kuli wydostaje się dziecko w stroju anioła. Jego zadaniem jest wypuszczenie z rąk żywego gołębia. W ten sposób symbolicznie powtórzona zostaje scena Zwiastowania. Potem dziecko zdejmuje z twarzy Maryi żałobną chustę, aby mogła ona ujrzeć światłość Zmartwychwstania
Łużyczanie, niewielka słowiańska mniejszość we wschodnich Niemczech, znani są z okazałych konnych procesji. Zwyczaj nawiązuje z pewnością do pogańskiej praktyki objeżdżania na wiosnę pól, co miało na celu wystraszenie polnych demonów. Dziś jeźdźcy, odziani w charakterystyczne czarne surduty i cylindry, mają dużo ważniejsze zadanie: zanoszą Dobrą Nowinę do łużyckich wsi. W procesji rozpoczynającej się pod kościołem mogą wziąć udział jedynie mężczyźni powyżej 14. roku życia. Debiutantów można łatwo rozpoznać po charakterystycznym zielonym wieńcu w klapie marynarki. Weterani mogą sobie pozwolić na srebrny mirt. Po porannej Mszy św. jeźdźcy okrążają świątynię trzy razy, a następnie wyruszają w trasę, śpiewając religijne pieśni. Tradycja nie pozwala, aby dwie procesje z różnych kościołów spotkały się ze sobą: udaje się tego uniknąć przynajmniej od pięciu wieków, gdy odnotowano pierwszą wzmiankę o ich organizowaniu
Choć brazylijskie Ouro Preto na co dzień jest senną mieściną, to jednak w nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę nie śpi tutaj nikt. Mieszkańcy całymi rodzinami wychodzą na ulice, aby na odcinku czterech kilometrów, które dzielą dwa miejscowe kościoły, układać kolorowe kompozycje z kwiatów. Te misterne obrazy, nieraz będące prawdziwymi dziełami sztuki, mają bardzo krótki żywot – za kilka godzin znikną pod stopami niezwykłej procesji. Biorą w niej udział dzieci i dorośli przebrani za anioły i postacie znane z kart Biblii