Logo Przewdonik Katolicki

Kraj wyzyskiwaczy

Michał Szułdrzyński
Fot. Jacek Rajkowski. Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej".

Podczas ferii spędziłem parę dni w górach. Jeździliśmy (dzieci i żona na nartach, ja – choć konserwatysta, wolę snowboard) kilka kilometrów tuż za słowacką granicę.

Choć Słowacja należy do strefy euro, wszystkie usługi były znacznie tańsze niż u nas: wyciągi zauważalnie, wypożyczenie sprzętu już zdecydowanie. A największa różnica dotyczyła cen w restauracji: bania w cenach dostępnych raczej w barach mlecznych w Polsce, a na pewno nie w rodzimych narciarskich kurortach. Czy to kwestia podatków, że Słowakom opłaca się utrzymywać tak niskie ceny? Niska cena napojów alkoholowych to kwestia niższej akcyzy, ale już wyciąg, frytki czy wypożyczenie sprzętu chyba nie. – A może Polacy są narodem wyzyskiwaczy? Wyzyskują siebie nawzajem i są wyzyskiwani? – rzucił mój znajomy.
Popatrzmy na ten słowacki kurort: pracownicy porządnie ubrani, dojeżdżają do pracy z okolicznych wiosek niezłymi, najczęściej terenowymi, samochodami. Być może właściciele uznają, że przedsiębiorstwo to wspólna sprawa, która musi przynosić zysk. Ale równie ważne jest to, by klienci nie mieli wrażenia, że złupiono z nich skórę, a pracownicy byli zadowoleni z dobrych zarobków. Tymczasem w Polsce często przyrównuje się przedsiębiorstwa do... folwarków, w którym pracodawca traktuje pracownika jak właściciel feudalny pańszczyźnianego chłopa.
Od kilkunastu miesięcy karierę robi nad Wisłą doktryna Mateusza Morawieckiego: dotychczas Polska konkurowała z innymi krajami tanią siłą roboczą i utrzymywana była przez zachodnie koncerny w statusie półkolonii; teraz celem jest przestawienie gospodarki na tory konkurencji innowacjami oraz zmuszanie zagranicznych pracodawców do tego, by lepiej płacili polskim pracownikom. Sęk w tym, że wiele wskazuje na to, że zagraniczne firmy, jeśli rzeczywiście „wyzyskują” Polaków, to robią to dlatego, że… nauczyły się tej praktyki od firm polskich. Po prostu w Polsce jest zbyt duże społeczne przyzwolenie na taki „wyzysk”.
Takie podejście biznesmenów nie bierze się znikąd. Długotrwałe kontrole i niekończące się przepychanki z biurokratyczną machiną nauczyły ich, że państwo to wróg, z którym trzeba walczyć. A skoro tak, to „sprytny” przedsiębiorca oszukuje – i na podatkach, i na składkach, i wreszcie na pracownikach oraz własnych klientach. Taka gospodarka rządzi się prawami dżungli – albo oszukujesz i wygrywasz, albo jesteś frajerem i idziesz na dno. Na myślenie, że przedsiębiorstwo to miejsce, gdzie buduje się społeczne relacje i wspólnie wypracowuje narodowy dobrobyt, nie ma już miejsca.
Paradoksalnie to zagraniczne korporacje wprowadziły do Polski przekonanie o tzw. społecznej odpowiedzialności biznesu. To one zachęcają pracowników np. do wolontariatu, by w weekend wyremontować np. szkolną świetlicę czy bibliotekę w biednej gminie.
Polska nie będzie bardziej innowacyjna, jeśli nie zmieni najpierw mentalności rodzimych przedsiębiorców. Zamiast ideologicznie walczyć z zagranicznymi firmami, przekonajmy polskie, by lepiej traktowały pracowników. Jestem pewien, że pochodzące z innych krajów nie będą miały wyjścia i szybko się do tego dostosują.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki