Kontrowersje wzbudziły także działania regulujące rynek pracy. Od 1 stycznia weszły w życie podwyższona do poziomu 2 tys. zł płaca minimalna oraz godzinowa stawka minimalna w wysokości 13 zł. Szczególnie to drugie działanie będzie miało niebagatelne znaczenie, gdyż zablokuje możliwość zatrudniania na tzw. umowach śmieciowych za kilka złotych za godzinę. Właśnie przez tę praktykę tak rozwinęło się w naszym kraju zjawisko ubogich-pracujących. Osoby zagrożone ubóstwem to w naszym kraju aż 10 proc. ogółu zatrudnionych, czyli dwa razy więcej niż za naszą południową granicą. Godzinowa stawka minimalna powinna tę sytuację zmienić. Część komentatorów uznało jednak, że takie rozwiązania godzą w wolność do zawierania umów i są niedopuszczalnym mieszaniem się instytucji publicznych w negocjacje świadomych i równych sobie stron. A co z patologiami obecnymi w tych relacjach? Te – zdaniem ekspertów – powinny rozwiązywać „mechanizmy rynkowe”, a nie ograniczające wolność gospodarczą regulacje. Inaczej mówiąc: biedni powinni poszukać sobie lepszej pracy.
Skoro wolność ma tak istotne znaczenie w stworzonej przez nas kulturze, nie warto pozostawić tych wątpliwości bez odpowiedzi. Z pomocą przyjdzie nam encyklika społeczna naszego wielkiego rodaka Jana Pawła II Centesimus annus, szczególnie często przytaczana przez katolickich zwolenników wolnego rynku.
Równość to fikcja
Wolność gospodarcza sięga zarania ludzkich dziejów, gdy człowiek pracą własnych rąk „czynił ziemię sobie poddaną”. Oznaczała ona wtedy po prostu prawo człowieka do możliwie swobodnego zapewniania sobie środków do życia. Dziś oznacza ona z grubsza to samo: wolność do podejmowania pracy, w celu zapewnienia utrzymania sobie i swoim bliskim. Nie może ona oznaczać jedynie wolności formalnej (czyli braku prawnych ograniczeń), ale wolność faktyczną. A z tym jest problem. Twierdzenie, że wszystkie strony umów są sobie równe, więc nie można się wtrącać w ich negocjacje, jest fikcją, niemającą związku z rzeczywistością. Jedna ze stron może posiadać przecież przewagę negocjacyjną, a ludzie często poddani są przymusowi ekonomicznemu. W trakcie negocjacji umowy o pracę między dużą firmą a mężem i ojcem dwójki dzieci niemającym większych oszczędności pozycje negocjacyjne są diametralnie różne – koncern poradzi sobie bez dodatkowego pracownika, zresztą zaraz będzie mógł zatrudnić kolejnego. Tymczasem mężczyzna poszukujący środków do życia nie tylko dla siebie dużo łatwiej zgodzi się na przyjęcie niekorzystnej dla siebie umowy, byle je szybko zdobyć.
Na kartach Centesimus annus Jan Paweł II w 1991 r. zwrócił uwagę na realne trudności, jakie dla wielu ludzi stwarza zdobycie zatrudnienia w przedsiębiorstwie na godnych warunkach. W obliczu konieczności jak najszybszego zdobycia pracy i utrzymania jej pojedynczy człowiek stoi na straconej pozycji wobec dużej firmy, wyposażonej w armię menadżerów i zasobnej w kapitał. Ludziom, którym zagląda w oczy widmo braku środków na kolejną ratę za mieszkanie, brak przepisów w żaden sposób nie poszerza zakresu wolności. Jak zauważa Wojtyła, wielu współczesnych nie żyje co prawda w ekstremalnej biedzie, „ale w warunkach zmuszających ich do nieustannej walki o zaspokojenie podstawowych potrzeb, a więc w sytuacji, która rządzi się zasadami pierwotnego, bezlitosnego kapitalizmu”.
Wolność gospodarcza to nie wszystko
Właśnie dlatego państwa wprowadzają regulacje mające chronić najsłabsze jednostki i grupy społeczne oraz wyrównywać pozycje negocjacyjne. Przepisy dotyczące gospodarki nie mają zawężać wolności gospodarczej. Jest wręcz przeciwnie: ich celem jest umożliwienie korzystania z tej wolności tym wszystkim, którzy faktycznie korzystać z niej nie mogli. Przepisy o płacy minimalnej mają gwarantować pracownikom minimalny poziom wynagrodzenia wystarczający do życia, a kodeks pracy – standardy zatrudnienia na warunkach nieograniczających integralnego rozwoju człowieka. A ten przecież nie zawęża się tylko do aktywności zawodowej, ale też rodzinnej, kulturowej czy intelektualnej. „To, co należy się człowiekowi, musi gwarantować możliwość przeżycia i wniesienia czynnego wkładu w dobro wspólne ludzkości” – pisze Jan Paweł II w Centesimus annus. Stwierdza również, że człowieczeństwo jest ważniejsze od logiki rynkowej, w której relacje między ludźmi sprowadzają się do równania matematycznego.
Ważne też, by pamiętać, że ekonomia to nie jedyny obszar życia społecznego. Rynek nie może być jedyną formą relacji społecznych, gdyż, jak zauważa Jan Paweł II, „istnieją potrzeby (…), których nie da się zaspokoić za pośrednictwem jego mechanizmów. Istnieją dobra, których nie można i nie należy sprzedawać i kupować”. Takimi dobrami są na przykład zdrowie i podstawowa edukacja. Nie można mieć więc pretensji, że państwo dąży do zapewnienia sobie środków na wypełnianie tych zadań. Oczywiście jeśli działa w granicach prawa i rzeczywiście wykorzystuje je na wypełnianie swoich obowiązków.