Od 1990 r. na służbie zginęło 114 policjantów, od 1991 r. 19 zawodowych strażaków. W samym tylko Afganistanie na misji trwającej od 2002 do 2014 r. życie straciło 43 polskich żołnierzy. Za każdą z tych informacji kryje się dramat tego człowieka i jego rodziny. – Ci ludzie służyli każdemu z nas – mówi Magdalena Pawlak, prezes fundacji wspierającej rodziny tych, którzy zginęli na służbie. – Największym wsparciem, jakie możemy im okazać, jest nasze zrozumienie i szacunek.
Zginął w pościgu
– W pewnych środowiskach nie przyznaję się, że jestem wdową po policjancie – mówi Anna Brzezińska, której mąż zginął w pościgu. – Nie chcę słyszeć nieprzyjemnych komentarzy o „krawężnikach” bogacących się na mandatach, od osób niemających świadomości, że każdy policjant, który idzie na patrol ryzykuje życie.
Mąż pani Anny zginął w wypadku samochodowym, usiłując zatrzymać pijanego kierowcę. Tego wieczoru jak zawsze wyszedł na służbę. Żadne z nich nie myślało, że może stać się coś złego. Byli młodym małżeństwem, mieli marzenia, plany na przyszłość. Pani Anna o drugiej w nocy usłyszała dzwonek do drzwi: mąż leżał w szpitalu w ciężkim stanie. Kilkanaście godzin później zmarł. Miał wówczas zaledwie 24 lata, a jego córka niespełna cztery.
– Policja kojarzy nam się przede wszystkich z karaniem. A paradoksalnie to właśnie do niej zwracamy się o pomoc, gdy dzieje się coś złego – mówi pani Anna. W tym przypadku było podobnie jak w setkach innych. Maciej interweniował zgodnie z poleceniem służbowym, tak jak policjanci interweniują podczas kradzieży z bankomatu, bójki ulicznej czy w sytuacji, gdy mąż grozi siekierą żonie. Są potrzebni i nikt ich wtedy przecież nie pyta, czy chcą.
„Znalazłem swoją życiową drogę” – tak Maciej Brzeziński mówił o swojej pracy. Chciał zmieniać świat na lepsze.
– Gdy zginął, świat się załamał – mówi jego córka Justyna, dziś 19-latka. W tysiącach sytuacji, w których taty zwyczajnie brakowało, musiała mierzyć się z pytaniami: „Czy gdyby nie był policjantem, byłby ze mną do dziś?”, „Co by było, gdyby ten człowiek nie uciekał?”. Justyna ma świadomość, że przez swoje działanie jej ojciec zapobiegł, być może, jeszcze większej tragedii. Że kochał swoją pracę i był z niej dumny. Rozum to przyjmuje i jest mu lżej, jednak emocje mówią swoje. Gdyby przyszedł, przytulił, powiedział: wierzę, że potrafisz, albo czasami krzyknął, że ma coś zrobić inaczej.
Justyna mówi, że pomaga jej zwyczajne słowo: „Rozumiem”. Gdy ktoś mówi: „Twój tato zrobił coś naprawdę wielkiego. Jest bohaterem”. To zrozumienie jest jak balsam dla jej duszy.
Ratował mimo zagrożenia
Przyjaźń i wsparcie, czasem zupełnie obcych osób, które miały szacunek, do tego, co robił Marek, pozwoliły Ani Łabunowicz i jej mamie otrząsnąć się po tragedii i poukładać na nowo życie. – Gdy tato zginął, naszym wsparciem i siłą byli nasi przyjaciele. Bez nich nie dałybyśmy rady. Pomoc i dobre słowo płynęły z różnych stron, z całej Polski, a nawet z Ameryki – mówi Anna. – Dzięki tej pomocy nie zamknęłam się w bólu, ale otrzymałam cenną lekcję życiową, że warto dzielić się dobrem, bo dobro zawsze wraca do człowieka.
Tato Ani, Marek Łabunowicz, był doświadczonym ratownikiem TOPR, harcerzem i jednym z najlepszych muzykantów na Podhalu. Grał w zespole góralskim, występował z czołówką polskich muzyków, jak Edyta Geppert, Golec uOrkiestra czy Brathanki. Udzielał lekcji gry na instrumentach muzycznych w podhalańskich wsiach.
30 grudnia 2001 r. wyszedł z grupą ratowników na pomoc turystom, którzy mimo trzeciego stopnia zagrożenia lawinowego wyszli w góry. Ratownicy dochodzili do Szpiglasowej Przełęczy, gdy oberwał się nad nimi śnieg. Marek Łabunowicz zginął na miejscu. Miał 29 lat. – Długo pytałam się, co by było, gdyby nie poszli... Gdyby tata nie poszedł... Gdyby nie wezwano ich na akcje ratunkową – wspomina Anna. – W końcu zrozumiałam, że nie odwrócę tego, co się stało, a rozpamiętywanie tragedii niczego nie zmienia. Życie toczy się dalej i warto wnosić w nie dobro. Tata zawsze był otwarty na ludzi, więc i ja chcę być taka.
Do dziś przyjaciele i muzycy organizują co roku „Majowe granie”, koncerty upamiętniające tatę Ani
Żona Marka, pani Małgorzata, powołała fundację o tej samej nazwie, której celem jest kształcenie dzieci i młodzieży w umiejętnościach regionalnych takich jak rękodzieło, malarstwo czy lutnictwo. – Ludzie w imię pamięci o moim Tacie dzielą się dobrem. To pozwala wierzyć, że życie mojego Taty miało sens – mówi Anna. – Mimo że odszedł, żyje w dobrym działaniu innych.
Służą nam wszystkim
To, jak opinia publiczna odbiera ludzi, którzy w służbie publicznej narażają swoje życie, stało się inspiracją do założenia fundacji Dorastaj z Nami. To ona jest autorem kampanii społecznej „Dla Ciebie zginął policjant, strażak, żołnierz, a dla mnie tata”.
– Chcieliśmy uwrażliwić społeczeństwo na to, co robią, i oddać im hołd – mówi Magdalena Pawlak, prezes fundacji. Organizacja daje także poczucie bezpieczeństwa tym, którzy z poświęceniem wykonują swoją pracę, ryzykując zdrowiem i życiem: by mieli świadomość, że gdyby coś się stało, są ludzie, którzy zapewnią ich dzieciom dobry start. Fundacja dba przede wszystkim o edukację dzieci. Jej pracownicy, jak dobry rodzic, spędzają godziny na rozmowach z dziećmi, by odkryć ich talenty. Zabiegają, by zapewnić każdemu z nich jak najlepszą edukację, by dorastając mogły stanąć na własnych nogach.
Justyna, studentka stosunków międzynarodowych, dzięki fundacji mogła trenować piłkę ręczną. Gdy dziś dzwoni do ludzi z fundacji z nowymi pomysłami, rozmawia jak z kimś bardzo bliskim i wie, że zawsze może liczyć na pomoc. Annie, studentce kulturoznawstwa i pasjonatce kultury góralskiej, fundacja pomogła kupić skrzypce i zafundowała narzędzia lutnicze do jej pracowni. – A mnie pozwala spełnić marzenia zawodowe – mówi Kamil, którego tato, zawodowy żołnierz, zginął, wracając z misji w Kosowie. – Dzięki wsparciu tutorów i trwającym kilka lat korepetycjom z chemii, fizyki i języków obcych studiuję na IV roku biochemii. Fundacja uzależnia pomoc edukacyjną od wysokości dochodów w rodzinie, natomiast pomoc psychologa i tutora oferuje każdemu dziecku.
– Dzieci nie rozumieją, dlaczego dorośli ludzie poświęcają życie i zdrowie. „Dlaczego coś jest ważniejsze ode mnie”, „Czy wobec tego tato mnie kochał, czy nie kochał?” – mówi Magdalena Pawlak. Rozwiązaniem jest pokazywanie ojców czy matek w taki sposób, by ludzie wokół mogli odkrywać sens i wartość ich wyborów. Bo przecież to, co robią, służy nam wszystkim.
Fundacja Dorastaj z Nami ma dziś 112 podopiecznych
– rodzice 103 nie żyją, a 9 w czasie służby stało się niepełnosprawnymi.
57 to dzieci policjantów (w tym jednej policjantki),
41 – wojskowych,
11 – strażaków,
2 – pracowników ośrodków pomocy społecznej (w tym jednej pracownicy socjalnej),
a 1 – ratownika TOPR-u.
Najmłodszy podopieczny ma pół roku, najstarsi 25 lat.