Jeszcze kilka lat temu kojarzyły nam się z półdarmowymi liniami produkcyjnymi dla Zachodu. Dziś stały się pierwszą co do wielkości gospodarką na świecie (pod względem parytetu siły nabywczej, ułatwiającego tworzenie międzynarodowych porównań) i największym eksporterem. Za „miskę ryżu”, czyli stawkę poniżej 1,25 dolara za dzień, pracuje tam już zaledwie 4 proc. obywateli. Chińczycy stanowią największą część, bo 36 proc. światowych miliarderów. Dziś to oni zlecają mniej opłacalne prace uboższym krajom.
Rozwój gospodarczy Chin i ich ekspansja m.in. w postaci Nowego Jedwabnego Szlaku wpływa i na stan naszej gospodarki. W zależności od działań, jakie podejmiemy, może stać się dla nas jak witamina albo jak używka, która na dłuższą metę organizm osłabia.
Różnice kulturowe
Już teraz widać korzyści z eksportu do Chin. Dzięki niemu coraz bardziej rozwijają się np. sektor meblarski i spożywczy. To niesie ze sobą także konieczność wypracowania nowego modelu relacji, wynikającego z różnic kulturowych.
W Chinach kontakty biznesowe tworzy się przez lata: partnerzy spotykają się prywatnie, poznają swoje rodziny i na bazie zbudowanego w ten sposób zaufania robią interesy. Stąd przedstawiciele chińskich firm są często zaskoczeni, gdy przyjeżdżają po raz kolejny do Polski i w korporacji czy spółce skarbu państwa zastają zupełnie nowy zarząd i nowego prezesa. Zwykle potrzebują wówczas więcej czasu, by poznali się i nabrali zaufania do nowych partnerów.
Pod tym względem w lepszej pozycji znajdują się firmy rodzinne, których w polskim modelu gospodarczym jest najwięcej. – Często są one jednak zbyt małe dla chińskich partnerów-gigantów i w pojedynkę nie są w stanie prowadzić interesów – mówi Dominik Konieczny z Centrum Studiów Polska-Azja, ekspert ds. gospodarki chińskiej z 20-letnią praktyką bliskiej współpracy z Chińczykami. – I tu nasi kreatywni przedsiębiorcy znajdują już rozwiązania: łączą się w spółdzielnie i nabywają kompetencji koniecznych do zaistnienia na tamtejszym rynku – dopowiada. Np. kilka polskich przedsiębiorstw branży spożywczej połączyło swoje siły i znalazło w Chinach kontrahenta, obeznanego ze specyfiką tamtejszego rynku i potrafiącego budować kontakty. Dzięki temu łatwiej im pozyskać partnerów biznesowych i szybciej reagują na specyficzne potrzeby klienta. Choćby takie: co zrobić, gdy kartony z mlekiem przewożone do Chin pękają? Dzięki temu, że wiedzieli o zwyczaju rzucania towaru przy rozładunku przez chińskich sklepikarzy, szybko rozwiązali problem.
– Wyzwaniem jest także niedopasowanie kulturowe partnerów podczas realizacji kontraktów – dodaje Konieczny. – Nieporozumienia biorą się już z tego, że każda ze stron inaczej rozumie definicję kontraktu. U nas po podpisaniu umowy każdy z partnerów bierze odpowiedzialność za realizację swojej części. Dla Chińczyków umowa nie zobowiązuje w sposób bezwzględny i można ją, w sytuacji zmieniających się warunków czy też otoczenia biznesowego, renegocjować.
Nie dać się mocarstwu
Wymienione wyżej różnice potencjałów i różnice kulturowe to niektóre z przyczyn, sprawiających, że wciąż eksportujemy do Chin ponad 12 razy mniej niż z Chin importujemy. Ta różnica może się jeszcze zwiększać, ponieważ Chiny produkują towary coraz lepszej jakości, coraz bardziej innowacyjne i tańsze od naszych produktów. Są one więc atrakcyjne dla klientów, lecz zagrażają kondycji polskich firm.
– Polska musi wypracować długofalową strategię na poziomie państwowym, uwzględniającą całościowy rozwój kraju – uważa Stanisław Niewiński, ekspert od strategii geopolitycznej Polskiego Centrum Informacji Strategicznych. – W tym kontekście musi odpowiedzieć sobie, co dokładnie chcemy Chinom sprzedawać? Czy, odnosząc się do planów dotyczących Nowego Jedwabnego Szlaku: co dokładnie chcemy zyskać?
Swój plan stania się światowym hegemonem Chiny wdrażały konsekwentnie od prawie czterech dekad, m.in. poprzez celowe wspieranie najbardziej rokujących branż. – Zróbmy podobnie – zachęca Stanisław Niewiński. – Wybierzmy na eksportowe te sektory, w których jesteśmy potentatami, np. technologie gier komputerowych. I dbajmy o to, by nie korzystać z takich inwestycji chińskich, które kolidowałyby z polską wytwórczością. W ten sposób wzmocnimy nasz kraj.
– Jako konsumenci możemy wspierać naszą gospodarkę, wybierając kupowanie usług u krajowych producentów – mówi Mateusz Łakomy, specjalista ds. czynników rozwijających długoterminowy potencjał państw z Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego. – To może wymagać od nas wysiłku pójścia do sklepu nieco dalej czy kupowania produktów w kilku różnych mniejszych sklepach, jednak korzyść, w szerszej perspektywie, będzie dla nas dużo większa. Marża i zyski zostaną w kraju, co będzie powiększało pulę kapitału dostępnego do inwestycji czy innowacji, a w efekcie: zwiększało dobrobyt w Polsce.
Gra do kilku bramek
Od kliku lat we współpracy polsko-chińskiej podkreśla się możliwości związane ze wspomnianym już Nowym Jedwabnym Szlakiem. I z jednej strony jako państwo stawiamy na współpracę z Chinami, z drugiej – mocno wiążemy się np. militarnie ze Stanami Zjednoczonymi, które są dla Państwa Środka naturalnym konkurentem. Nasze położenie na środku pasa bałtycko-czarnomorskiego jest dla nas mocną kartą przetargową, ponieważ inne kraje nie mogą uzyskać wpływu na linii Wschód-Zachód bez naszego udziału, podkreślają specjaliści.
– Możemy więc stać się silnym graczem na arenie międzynarodowej, pod warunkiem że będziemy „strzelać do kilku bramek”, czyli współpracować z kilkoma najważniejszymi ośrodkami siły na arenie międzynarodowej równocześnie – mówi Stanisław Niewiński, podając za przykład Koreę Południową i Filipiny, które z powodzeniem prowadzą taką politykę z Chinami i USA. Podobny wniosek wypływa także z naszej najnowszej historii. Opieranie polityki o jedno mocarstwo (czego przykładem była decyzja rządu PO–PSL, by oprzeć gospodarkę o Niemcy), niesie ze sobą niemal pewność, że to mocarstwo zacznie nas wykorzystywać. I tak mu się przecież nie sprzeciwimy, ponieważ nie mamy alternatywy.
– Kształtując naszą politykę wobec Chin i Stanów Zjednoczonych, dobrze jest uświadomić sobie nasz narodowy mechanizm działania, który nazywam manicheizmem geopolitycznym – mówi Stanisław Niewiński, przypominając jak po 1989 r. wielu z nas było przekonanych, że pojawi się jakieś mocarstwo, które zadba o dobro Polski. Teraz, gdy widzimy, że gospodarki zachodnie były nakierowane na wypracowanie w naszym kraju zysku dla siebie, a nie dla nas, wiele środowisk zachowuje ten mechanizm, zwracając się z nadzieją ku Azji. – Naturalnym jest, że każda ze stron będzie chciała Polskę wykorzystać dla własnych zysków. Na tym polega ekonomia i polityka. I to od naszej świadomej i przemyślanej strategii zależy, czy Nowy Jedwabny Szlak przyczyni się do naszego wzrostu gospodarczego, innowacyjności gospodarki i do większego usamodzielnienia się Polski na arenie międzynarodowej, czy zamienimy jednego suwerena na drugiego.
Ryzyko uzależnienia
Mówiąc o Nowym Jedwabnym Szlaku, warto sobie uświadomić jeszcze jeden aspekt: cele, jawne i ukryte, które w związku z nim stawiają sobie Chiny. – Na krótki dystans możemy zyskać ekonomicznie, na dalszy będziemy przyczółkiem ekspansji chińskiej na Europę, a to mało pozytywne – uważa Piotr Plebaniak. Ekspert strategii chińskiej zwraca uwagę, że wokół Nowego Jedwabnego Szlaku, który łatwo będzie zdestabilizować, musi istnieć pas zabezpieczeń, o czym niemal się nie mówi. Biorąc pod uwagę zasady chińskiej strategii tzw. kroku na zewnątrz, przewiduje że władze Państwa Środka doprowadzą do takiego uzależnienia ekonomicznego ludności mieszkającej wzdłuż pasa, by to w jej interesie była obrona szlaku (podobne uzależnienie widzimy dziś na Tajwanie).
Plebaniak jest przekonany, że za kontrolą ekonomiczną, pójdzie kontrola polityczna i militarna, tak jak dzieje się to teraz w państwach „wspomaganych” przez Chiny w Afryce. Za taką opcją przemawiają także plany Chin, których władze na ostatnim zjeździe Komunistycznej Partii Chin założyły sobie, że w ciągu najbliższych 20 lat staną się największą potęgą militarną świata, na równi ze Stanami Zjednoczonymi (dziś są na trzecim miejscu po USA i Rosji).
Problemy Państwa Środka
Oczywiście te wszystko procesy są na tyle złożone, że przewidywane scenariusze mogą się zmienić na różne sposoby, w zależności od tego, jakie decyzje polityczne podejmą główni gracze na arenie międzynarodowej i co wobec grożących im sytuacji kryzysowych zrobią sami Chińczycy. A tych momentów jest sporo: kryzys demograficzny (wskaźnik dzietności to zaledwie 1,62), kolosalny deficyt kobiet w społeczeństwie, ryzyko finansowe związane z przechodzeniem na system państwa socjalnego czy zniszczenie środowiska naturalnego.
Przyjmując, że dzięki wysokiemu morale społecznemu i autorytaryzmowi chińskich władz Państwo Środka ustabilizuje się jako światowy hegemon, na myśl przychodzi jeszcze jedno pytanie. W Chinach jednostka i społeczeństwo z zasady są podporządkowane władzy państwowej. Jak będzie więc wyglądał świat pod chińską dominacją? Czy stanie się ona witaminą, używką, a może trucizną?