Logo Przewdonik Katolicki

Ekspansja z uśmiechem

Piotr Jóźwik
Fot. Pixabay

Rozmowa z Grzegorzem Kostrzewą-Zorbasem o rosnącym znaczeniu Chin

Chińczycy tworzą pasmo militarnych i ekonomicznych baz morskich na drodze do Europy. Takie przyczółki powstały na Sri Lance, w Dżibuti w Afryce i w greckim Pireusie. Czy mamy się czego bać?
– Te informacje mogą niepokoić. Baza na Sri Lance oficjalnie ma charakter gospodarczy, ta w Dżibuti jest już wojskowa, zaś port w Pireusie do celów wojskowych na pewno się nie nadaje.
 
Jak to się stało, że takie bazy w ogóle powstały?
– Po prostu Chiny przedstawiły atrakcyjne propozycje. Najmniejszy wybór miała zadłużona u Chińczyków Sri Lanka. W leżącym w strategicznym miejscu Dżibuti swoje bazy mają też m.in. Amerykanie i Francuzi. Zakup portu w Pireusie był możliwy dzięki fatalnej sytuacji ekonomicznej Grecji, ale zgodę musiała wydać Unia Europejska. To błąd, ale tragedii – ani greckiej, ani żadnej innej – nie ma.
 
Dlaczego Bruksela się na to zgodziła?
– W światowej polityce jest czterech dużych graczy: USA, Rosja, Chiny i Unia Europejska. Ta ostatnia jest dosyć pasywna, nie wykorzystuje swojego potencjału. W perspektywie brexitu trudno się temu dziwić, ale liczę na to, że UE będzie chciała dołączyć do tej „wielkiej gry”. Tym bardziej że w chińskiej gospodarce udział innowacyjności jest już większy niż w przypadku UE. Na razie tylko o włos, ale postęp jest tak szybki, że jeśli Chińczycy utrzymają swoje tempo, to niedługo dogonią Stany Zjednoczone.
 
Jakie skutki dla nas ma taka ekspansja Państwa Środka?
– Złe i dobre. Złe, bo odciąga uwagę USA od Europy i zagrożenia ze strony Rosji. Dobre, bo to właśnie dzięki Chinom dość szybko udało się przejść światu przez kryzys gospodarczy, który wybuchnął jesienią 2008 r. Chińczycy bardzo pomogli też Stanom Zjednoczonym, wykupując za 1 bln dolarów ich dług. Jeszcze w kampanii wyborczej Donald Trump mówiąc o Chinach, nie przebierał w słowach, ale po objęciu urzędu musiał zmienić ton, bo nie miał innego wyjścia.
 
I tak będzie dalej?
– W dalszej perspektywie, czyli za więcej niż dziesięć lat, grozi nam ryzyko wojny o panowanie nad światem między USA a Chinami. W stosunkach międzynarodowych taki konflikt to, jak pokazuje historia, rzecz nieunikniona. Ostatni, na szczęście, przybrał charakter zimnej wojny, ale to był wyjątek.
Chiny dopiero teraz stawiają pierwsze kroki w tym kierunku: budują system sojuszy, zaczynają dbać o obecność swoich wojsk na świecie. Nie licząc morza Południowochińskiego, które traktują jak swoje, starają się unikać jakichkolwiek prowokacji i nie stwarzać wrażenia zagrożenia. Ale są ambitni. I bardzo cierpliwi.
 



Grzegorz Kostrzewa-Zorbas
Ekspert od spraw międzynarodowych. Były dyrektor w ministerstwie spraw zagranicznych oraz obrony narodowej

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki