Potem, gdy na nią patrzyłam, myślałam, jaki ten mój dzień jest banalny. Każdy z nas ma dzień podobny: śniadanie dla dzieci, które pędzą do szkoły, a gdy są małe, to trzeba je zaprowadzić, albo iść z nimi na basen i przypilnować, żeby wysuszyły porządnie włosy, zwłaszcza jak jest to dziewczynka z warkoczem do pasa. Potem praca, zakupy na obiad (nigdy nie potrafiłam zaplanować obiadu wcześniej, a najgorsza odpowiedź na pytanie: co chcecie na obiad? brzmiała: wszystko jedno), gotowanie obiadu, wydawanie obiadu (każdy o innej porze wracał do domu), trochę sprzątania, różne inne obowiązki w zależności od wieku i rozwoju sytuacji i wreszcie upragniona godzina 22.00, bo wtedy dopiero zaczynał się czas tylko dla mnie. A więc film, książka, pogawędka i sen.
A dzisiaj tak: rano gość prosto z Zurychu do mojego męża (trochę podsłuchiwałam z pokoju obok) z planami zaproszenia nas tam na wiosnę. Potem Lidka Pospieszalska, która właśnie wydała swoją nową płytę, i z którą umówiłam się na wywiad. Lidka pochodzi z wielkopolskiej wsi, więc wpadła przy okazji odwiedzin u swojej mamy i siostry. Dawno się nie widziałyśmy, zanim doszło do wywiadu, gadałyśmy o tym i owym. O muzyce oczywiście, o budowie domu, o dorosłych dzieciach, o menopauzie (nawet się zawahałam, czy to napisać, bo przecież o tym się nie mówi; czy nie jest tak, że to wciąż temat tabu?) i o naciąganiu przed lustrem skóry w okolicach skroni. Trochę się pośmiałyśmy i było fajnie. I przyszedł syn ze szkoły, Lidka pojechała, ja zostałam z jej nową płytą, pięknym uspokajaczem w chaosie codzienności. Bo ona ma piękny uśmiech i piękny głos. Taka uspokojona podgrzałam mięso indycze na obiad dla męża i syna, ale zaraz wpadła córka bardzo głodna. Tyle że ona jest wege, w związku z czym zawsze trzymam w szafce puszkę ciecierzycy, w lodówce kostkę tofu, a w zamrażalniku zupę z dyni.
A późnym popołudniem zajmowałam się planowaniem wyprawy do Izraela. Pół roku temu kupiłam impulsywnie tanie bilety samolotowe, a potem trochę o tym zapomniałam. Nagle okazało się, że zaraz wylatujemy, więc gromadzę mapy i różne przydatne informacje, bo to będzie nasz pierwszy raz w Ziemi Świętej. Gdzie wymienić pieniądze, gdzie wynająć samochód, co zwiedzić koniecznie, a co sobie odpuścić i jak się spakować, żeby zmieścić wszystko w bagażu podręcznym. Zbliża się północ, Lidka pisze SMS, że fajnie było się spotkać, nalewam sobie kieliszek wina i zapalam papierosa na balkonie. Nade mną słychać gęsi, lecą nie wiadomo gdzie, według tajemniczej nawigacji, której nigdy nie zrozumiem. Taki dobry dzień.